Arkadiusz Łakomiak – Kachna cz. 4.

Posłuchaj

Przeczytaj

Zaskoczona i podekscytowana tym faktem, błyskawicznie rozejrzałam się dookoła. Było to chłodne, niewielkie wnętrze bez okien i bez drugiego wyjścia. Czuliśmy się w nim jak w naszej piwnicy. Stało tu małe łoże, na którym leżał, zdobiony szlachetnymi kamieniami, grzebień wraz z obciętym kosmykiem jasnych włosów. Zaniemówiłam, gdy to zobaczyłam. – Na co się tak patrzysz? – spytała mnie mama. – Nie uwierzycie! Tato, przyświeć tu, proszę. Widzicie, tam leżą włosy Kachny, o których wspominał przewodnik – wskazałam palcem. – Eee – wykrztusił z siebie tata, machając przy tym ręką – to na pewno przypadek, mówię ci, Kasiu. Następnie moją uwagę przykuły dwa drewniane kufry, które stały zaraz obok łoża.
Prędko otworzyłam jeden z nich (bo na drugim wisiała kłódka), a wtedy naszym oczom ukazał się niewyobrażalny skarb. Drewniana skrzynia wypełniona była po brzegi złotymi monetami. Zaniemówiliśmy na moment, gdy to ujrzeliśmy. Przez dłuższą chwilę staliśmy jak wryci.
Gdy minął pierwszy szok, uśmiechnęliśmy się tylko do siebie i zaczęliśmy dalej rozglądać się po komnacie. Po chwili zauważyłam trzy wiszące portrety z wizerunkami nieznanych mi osób. Ludzie na nich wyglądali tak, jakby nas obserwowali. Momentami ciarki przechodziły mi po plecach. Natomiast, gdzie by się nie ruszyć, wszystko oblepione było wielkimi sieciami pajęczyn. Miałam je dosłownie wszędzie na sobie. – Ponuro tu jak w piekle – westchnął tata. – Szukajcie jakiegokolwiek otworu w ścianie albo ruchomej cegły – zasugerowałam – być może natrafimy na jakiś mechanizm, który otworzy nam ukryte przejście. Coś przecież musi tu być! – Hmmm… ale nic tu nie ma, Kasiu – zamartwiała się mama – nic takiego nie widać, może to ślepy zaułek? I co my teraz zrobimy, Antek, masz jakiś pomysł?
– Teraz to ja odpalam ostatni patyk – odpowiedział tata. – Ciii… słyszę czyjeś głosy – zakomunikowałam zdziwiona. – I my je słyszymy, tylko nie wiemy, skąd dochodzą – rzekli naraz rodzice, rozglądając się po komnacie. Przystawiłam ucho do ściany i zaczęłam nasłuchiwać. – Czekajcie, jestem pewna, że dochodzą zza tej ściany, na której nie ma obrazu. Na moje ucho, słychać pana przewodnika, idącego z wycieczką, poznaję jego głos. Musi być tuż-tuż.
Momentalnie zaczęliśmy uderzać rękami w ścianę i wykrzykiwać głośne „Pomocy!”, z nadzieją, że może ktoś nas usłyszy i przybędzie na ratunek; ale bez skutku. Nasze głośne wołania o pomoc przeszły bez echa. – Dziwne – rzekłam – jeszcze przed chwilą wyraźnie ich słyszeliśmy, a teraz kompletna cisza. Co się z nimi mogło stać? Przecież nie rozpłynęli się w powietrzu. Ponownie przystawiłam ucho do ściany, ale jedyne, co tym razem usłyszałam to bicie swojego serca.
– No dalej, Kachna, wytężaj mózg, wymyśl coś! Przecież musimy stąd jakoś wyjść, w dodatku zaraz patyk nam zgaśnie – zamartwiała się mocno mama.
Zaczęłam się wtedy nerwowo rozglądać. Dosyć szybko zauważyłam, że z sufitu zwisa okrągły drewniany żyrandol, z wieloma dopalonymi już świecami. Moją szczególną uwagę przykuła jedna z tych świec. Była ona bowiem, nie wiedzieć czemu, wypalona jedynie do połowy. Pomyślałam sobie, że dobrze by było ją zapalić. To by nie tylko rozświetliło pomieszczenie, ale i dałoby nam więcej czasu na znalezienie jakiegoś wyjścia z tej komnaty.
– Podsadźcie mnie, proszę. Trzeba zapalić tę świecę – machnęłam dłonią w górę, wskazując miejsce. Tato natychmiast mnie uniósł, mama podała mi, palący się do połowy, patyk i chwilę później kilkusetletnia świeca znowu zapłonęła.
Raptem tato, poprawiając swoją niestabilną pozycję, nieuważnie potknął się o wbity w podłogę skobel, który minimalnie wystawał ponad nią. Zachwiało nami tak, że ja, aby nie spaść, od razu chwyciłam się żyrandola. A on, ku naszemu zaskoczeniu, powoli i szczęśliwie opuścił mnie na podłogę, przy okazji wyciągając za sobą z sufitu długi łańcuch. Wtedy to ściana, za którą słyszeliśmy przewodnika, lekko się uchyliła, ukazując nam niewielką wnękę. Przy odrobinie szczęścia i mocno wciągając brzuchy, moglibyśmy przez nią się przecisnąć.
Natychmiast zaczepiłam żyrandol o metalowy skobel i ruszyłam do wyjścia.
– Przejdę tędy, tato, dam radę!
– Kaśka, czekaj! – wykrzykiwała mama – idziemy z tobą.
Do dzisiaj nie wiem, w jaki sposób, ale nagle znalazłam się na dziedzińcu zamku. Stałam na nim brudna i cała oplątana pajęczyną. W ręku trzymałam płonący jeszcze patyk, a za mną biegli rodzice wykrzykując.
– Kachna, Kachna!
Wtem usłyszałam, dochodzące zewsząd, przeraźliwe krzyki i zauważyłam ludzi, uciekających we wszystkie strony. Popłoch był taki, jakby wszyscy naraz zobaczyli ducha. Byłam tym faktem kompletnie zaskoczona i zdezorientowana, bo nie rozumiałam, co się stało i o co im chodzi.
Na całe szczęście, wszystko dobrze się skończyło, ponieważ pan przewodnik nie był aż tak bardzo strachliwy i szybko nas rozpoznał. Podbiegł zatem do nas i rzekł.
– Ale im państwo napędzili stracha! Myślę, że tego spotkania prędko nie zapomną. Nie każdy ma przecież tyle szczęścia (albo nieszczęścia), by ujrzeć Kachnę na żywo.
Po tych niespodziewanych słowach wszyscy roześmialiśmy się prawie do łez.
– A tak właściwie, to skąd żeście się państwo tutaj wzięli? Nie przypominam sobie, bym widział was dzisiaj, wchodzących przez bramę.
Po krótkim i wyczerpującym wyjaśnieniu, mężczyzna siadł na ziemi i zaniemówił z wrażenia.
Wkrótce, wiadomość o naszym niecodziennym odkryciu rozeszła się po całym kraju.
Kilka dni później zjawili się pierwsi archeolodzy, powiadomieni o sensacyjnym odkryciu. Za nimi przybyła prasa i telewizja.
Okazało się także, że w odkrytych kufrach odnaleziono iście królewskie skarby, np. miecz, zaginione berło króla, zdobione złotymi nićmi szaty, bardzo dużo złotych dukatów i wiele, wiele innych bogactw. Natomiast odgłosy, które usłyszeliśmy w tunelu, nie były spowodowane żadnymi pracami archeologicznymi, a tylko nielegalnym poszukiwaniem skarbów.
Dowiedzieliśmy się również, że w historii zamku co roku odnotowuje się takie próby kradzieży. W tym roku poszukiwacze byli naprawdę bardzo blisko celu, ale na całe szczęście my, Witkowscy, niechcący uprzedziliśmy ich zamiary.
Dzięki takiemu zbiegowi okoliczności, wspaniałe i wyjątkowe eksponaty udało się zachować przyszłym pokoleniom. Wszystkie znalazły się w zamku, gdzie można podziwiać je, aż po dziś dzień.

Arkadiusz Łakomiak na #TataMariusz

Arkadiusz Łakomiak

Laureat głównej nagrody XIX Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „MALOWANIE SŁOWEM” im. Mieczysława Czychowskiego w 2014 r. w kategorii wierszy o tematyce adresowanej do dzieci w wieku przedszkolnym.

Jego wiersze można spotkać w licznych programach edukacyjnych takich jak: „Jutro idę do szkoły” ((program dla przedszkoli),  „Zostań Noblistą” (program dla szkół podstawowych), jak również w książce do 2 klasy szkoły podstawowej „Uczmy się z bratkiem.”

Autor tomiku poezji „Dziwny jest ten świat” wydanego w 2013 r.

Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Dowiedz się więcej ? klik.