Anna Paszkiewicz – Plosiaczek. Rozdział 4. Arcydzieło

Posłuchaj

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Pewnego dnia cała rodzina zgromadziła się u wujka Leszka, który szykował się do nowej wystawy. Wujek koniecznie chciał się dowiedzieć, co myślimy o jego obrazach, które wkrótce miały zawisnąć w galerii. Interesowało go, oczywiście, wyłącznie zdanie dorosłych, ale i ja, i Staś nie zamierzaliśmy pozostać obojętnymi wobec namalowanych przez niego arcydzieł.
Podczas gdy wszyscy znudzonym głosem dyskutowali przy jednym z obrazów o „surowej tonacji”, „uporządkowanym chaosie” i innych, równie niezrozumiałych dla nas sprawach, naszą uwagę przykuło niewielkich rozmiarów płótno. Z różu i czerni wyraźnie wyłaniał się czyjś portret, który przy bliższych oględzinach okazał się łudząco podobny… do któregoś z moich krewniaków.
– To plosiaczek! – W ciszy, jaka akurat na chwilę zapadła, głos Stasia zabrzmiał niczym wystrzał z armaty. Oczy wszystkich dorosłych natychmiast zwróciły się w naszym kierunku.
– Ależ, Stasiu, jaki znowu prosiaczek? – zaprotestowała ciocia Jadzia, która od wielu lat była dla wujka Leszka wyrocznią w sprawach sztuki. Jej zmarły mąż zajmował się niegdyś wyrobem drewnianych, pamiątkowych figurek, co jej zdaniem dawało jej wystarczającą wiedzę i doświadczenie, by zabierać głos również w sprawach malarstwa. Jeśli ciocia Jadzia uznała coś za arcydzieło, nikt nie śmiał z nią dyskutować. – Przecież to pełna emocji apokaliptyczna wizja przyszłości – dodała na wypadek, gdyby ktoś ze zgromadzonych miał jakieś wątpliwości. – Zapewniam cię, kochanie, że nie ma to nic wspólnego z żadnym prosiaczkiem.
Według mnie ciocia nie miała racji. Na obrazie gołym okiem widać było ryjek i parę małych uszu. Jeśli spojrzało się pod odpowiednim kątem, w jednej z pokręconych linii można było nawet zobaczyć świński ogonek. Na szczęście Staś miał na ten temat własne zdanie, którego nie zamierzał się wyprzeć tylko dlatego, że ktoś uważa inaczej.
– Śliczny plosiaczek – powtórzył i dla podkreślenia tych słów podniósł mnie do góry. Oczy wszystkich zebranych natychmiast zajęły się porównywaniem mojej osoby i widocznego za mną malunku. Przez moment czułem się jak jakiś znany aktor, które obległo stado dziennikarzy i fotografów. Uniosłem nieco ryjek, marząc w duchu, by doniosła chwila trwała jak najdłużej.
Najwyraźniej opinia Stasia zasiała pewne wątpliwości, bo niespodziewanie odezwała się babcia, dotychczas niespecjalnie zainteresowana całą dyskusją.
– A wiesz, Leszku, że to różowe coś faktycznie przypomina świnkę? Że też wcześniej nie zwróciłam na to uwagi…
Wujek, nieco bardziej czerwony niż zwykle, nie odpowiedział, tylko rzucił błagalne spojrzenie cioci Jadzi. Ta natychmiast rozpoczęła długą przemowę o kolorystyce, symbolice i „epoce załamania się struktur”, której po kilku minutach nikt już nie słuchał. Nagle wszyscy zainteresowali się opinią Stasia, który podprowadzany do kolejnych obrazów, nie miał żadnych kłopotów z ich interpretacją.
– Klowa i kotek! – zawołał na widok czarno-białej kompozycji, która wcześniej była przedmiotem zażartej dyskusji dorosłych. – Kopalka! Telewizol! – wykrzykiwał raz po raz, wyraźniej zadowolony, że znajduje się w centrum uwagi. Muszę przyznać, że wszystkie jego spostrzeżenia były nad wyraz trafne i tylko w jednym wypadku miałem trochę inne zdanie, ale postanowiłem je zachować dla siebie. Z zainteresowaniem porównałem opinię Stasia z widniejącymi pod obrazami tytułami, takimi jak: „Wygnanie”, „Szaleństwo” czy „Bezsenność”. Moim zdaniem nie miały nic wspólnego z kolorowymi plamami, które zdecydowanie bardziej przypominały zwierzęta i rozmaite przedmioty.
Wujek nie wyglądał na zachwyconego, choć uważam, że powinien się cieszyć, bo nadane przez Stasia tytuły nie tylko bardziej pasowały do jego obrazów, ale z pewnością budziły o wiele więcej emocji. Na twarzach dorosłych malowało się teraz zaciekawienie, a nawet uśmiech. Podjęta na nowo dyskusja była zaś zdecydowanie bardziej ożywiona niż wcześniej. Nie mam pojęcia, czy wujek zmienił tytuły obrazów, ale już nigdy więcej nie zapytał Stasia o opinię, a kiedy przychodziliśmy do niego z wizytą, zamykał drzwi do pracowni – zupełnie jakby zapomniał, że przecież każdy ma prawo do własnego zdania…

Anna Paszkiewicz na #TataMariusz

Anna Paszkiewicz

Autorka kilkudziesięciu książek dla dzieci (m.in. Abstrakciki; Marzenie; Detektyw Bzik; Pafnucy, ostatni smok; Coś i nic; Prawy i lewy; Trzy życzenia). Na stałe współpracuje z czasopismem dla dzieci niewidomych i niedowidzących Promyczek. Od lat organizuje w przedszkolach i szkołach spotkania promujące czytelnictwo. Uwielbia podróże, truskawki, malarstwo abstrakcyjne i wędrówki po górach, podczas których ładuje swoje „pisarskie baterie”. To właśnie tam, w ciszy i z dala od zgiełku miasta do głowy przechodzą jej najdziwniejsze literackie pomysły…

Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Dowiedz się więcej ? klik.