Arkadiusz Łakomiak – Mazurska przygoda cz. 1.
Posłuchaj
Przeczytaj
Część I
Sobotniego lipcowego poranka siedziałem w domu i okropnie się nudziłem. W tym czasie moje koleżanki i moi koledzy z bloku zdążyli już powyjeżdżać na upragnione wakacje. Inne bloki i podwórka w dużej mierze również opustoszały. Takiej ciszy w okolicy już dawno nie słyszałem.
– Co tak siedzisz, Arek? Znowu się nudzisz? Mówiłam ci tyle razy, żebyś pojechał do wuja na wakacje, lecz ty jak zwykle mnie nie słuchasz. Wiesz, że możesz jechać sam. Jesteś już przecież dużym chłopcem. Dam ci pieniądze na bilet i jedź, co ci szkodzi? – usilnie namawiała mnie mama od samego rana. – Ale co ja tam będę robił, w tym malutkim miasteczku na Mazurach? Wkoło sama woda i nic więcej. To nie dla mnie. Wolałbym już zostać tutaj i nudzić się samemu. – Czy ty aby nie przesadzasz? Na pewno nie będzie aż tak źle. Przy okazji zobaczyłbyś mazurskie jeziora. Przekonasz się sam, jakie są piękne; będzie fajnie, mówię ci. A poza tym mieszka tam przecież twój brat Wojtek, może razem coś wymyślicie. Wiesz dobrze, że on tak samo jak ty, w tym roku skończył ósmą klasę. Powiadam ci zatem jeszcze raz, nie martw się na zapas, z pewnością znajdziecie wspólne tematy.
Przyznam się szczerze, że wcale nie miałem ochoty wyjeżdżać. Wszyscy dokładnie wiemy, że w wielkim mieście można dużo ciekawiej spędzić wolny czas. Ale niestety, nuda nawet i tu może dopaść człowieka. W końcu podniosłem się z fotela i od niechcenia rzuciłem. – Jadę.
Do dworca kolejowego miałem blisko. Wiedziałem, o której mam pociąg, ponieważ tata często nim jeździ do brata. Spakowałem się błyskawicznie, chwyciłem plecak i czule pożegnałem z mamą. – Czekaj! – zawołała mnie jeszcze przez okno – masz tu jeszcze kilka dodatkowych parę groszy i kup sobie coś do jedzenia na dworcu. I bardzo cię proszę, uważaj na siebie. Pamiętaj, synku, trzymaj się z dala od kłopotów, bo ty masz wielki talent do ściągania ich na siebie. – Tak, mamo, będę uważał, a przynajmniej postaram się. Talent do kłopotów? Pff… też mi coś. – No dobrze, to leć już, bo spóźnisz się na pociąg. Aha! I pozdrów tam wszystkich ode mnie!
Po tych czułych matczynych słowach, podekscytowany nieplanowanym wyjazdem, udałem się na dworzec. Na miejscu kupiłem bilet uczniowski, spojrzałem na tablicę przyjazdów i ruszyłem na wyznaczony peron.
Punktualnie, jak z zegarkiem w ręku, o 11:15 nadano komunikat.
– Pociąg relacji Wrocław – Białystok przez Poznań, Toruń, Olsztyn, Ełk przybędzie opóźniony o 60 minut.
– Tylko nie to! – pomyślałem mocno zdenerwowany i zawiedziony całą tą niekomfortową sytuacją. Rozejrzałem się po peronie i zauważyłem, że nie tylko ja jestem rozdrażniony tym niespodziewanym komunikatem. Ludzie wokół mnie klęli jak szewce.
Po następnej godzinie usłyszeliśmy kolejny komunikat.
– Pociąg relacji Wrocław – Białystok przez Poznań, Toruń, Olsztyn, Ełk wjeżdża na tor pierwszy przy peronie drugim.
Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
Kilka chwil później, skład pociągu zatrzymał się przede mną, a ja wszedłem do wagonu, pełnego ludzi. Na szczęście jakimś cudem udało mi się znaleźć wolne miejsce. Gdzieś po 5-ciu minutach od postoju, lokomotywa szarpnęła wagony i ruszyliśmy w odległą trasę.
Po drodze mijaliśmy różnego rodzaju miejscowości, duże, małe, czasem oddalone od siebie o wiele kilometrów. Natomiast krajobrazy za oknem były niesamowite. Można się było nimi naprawdę pozachwycać. Nierzadko też przejeżdżaliśmy przez długie mosty, pokonując niezwykle piękne jeziora, jak i płynące pomiędzy nimi ciasne przesmyki.
Podróż miałem nawet wesołą, ponieważ razem ze mną w przedziale i w wagonie podróżowali harcerze. Z tego, co się zdążyłem zorientować, to jechali z Poznania, na obóz do Mikołajek. Natomiast harcerze, jak to harcerze, od czasu do czasu śpiewali piosenki, czym umilali nam wszystkim podróż.
Tymczasem, gdzieś między Mrągowem a Mikołajkami, usłyszeliśmy przeraźliwe gwizdy lokomotywy, a chwilę później poczuliśmy nagłe i ostre hamowanie. Tak się właśnie zaczął nasz chwilowy, lecz nieplanowany postój pociągu. Przestraszyliśmy się nieco, ponieważ nie wiedzieliśmy, co się stało. Jednakże po chwili okazało się, że to tylko jakaś krowa stanęła na torach i za żadne skarby nie chce z nich zejść. Pan maszynista oczywiście próbował ją przegonić, ale nie dał rady. Natomiast krowa, jak to krowa, stała jak słup soli i żuła trawę, patrząc przy okazji człowiekowi prosto w oczy.
Widząc tę niecodzienną sytuację, natychmiast kilku śmiałych i rosłych harcerzy podbiegło do niej i z wielkim wysiłkiem zepchnęło to rogate bydlę z torów. Teraz już spokojnie mogliśmy kontynuować jazdę.
Po pewnym czasie od spotkania z mleczną mućką, ktoś na korytarzu krzyknął.
– Mikołajki!
Malownicza miejscowość przywitała nas upalną i słoneczną pogodą. Wyskoczyłem co żyw z wagonu i przeciskając się między ludźmi (w większości wczasowiczami), wyszedłem przed dworzec. Przed dworcem była wielka mapa małego miasteczka. Spojrzałem na nią i bez trudu odnalazłem ulicę Łabędzią, gdzie mieszkali moi krewni. Pomachałem jeszcze na do widzenia mijającym mnie harcerzom, którzy dwójkami maszerowali, obładowani namiotami i innym sprzętem biwakowym, i sam (także na piechotę) udałem się do domu mojej rodziny. Do celu dotarłem po niecałych piętnastu minutach.
Niewielki biały domek stał na obrzeżach miasta, zaraz niedaleko ogromnego jeziora. Na jego drzwiach z numerem 9 błyszczała mosiężna tabliczka z napisem „Państwo Dudkowie”. Stanąłem na baczność, poprawiłem koszulę, podciągnąłem spodnie i zapukałem energicznie w drzwi.
Po kilku sekundach usłyszałem tępy zgrzyt zamka. – Witaj, Arku – ucieszyła się na mój widok ciocia Jasia – miło cię widzieć. Wiedz, że od początku wakacji czekaliśmy na ciebie. Dobrze, że w końcu zdecydowałeś się do nas przyjechać.
Po czym odwróciła głowę do tyłu i z wielką radością zawołała syna.
– Wojtek, chodź no tu szybko, Arek przyjechał! Następnie mocno mnie przytuliła i ucałowała w czoło. Wtem brat, na złamanie karku, zbiegł po schodach z pokoiku położonego wyżej i przywitał mnie gorącymi uściskami. – Super, że jesteś, bracie. Już bałem się, że będę musiał samotnie spędzać te wakacje. Chodź do pokoju na górę, rozpakujesz się.
– Zaczekaj – chwyciła mnie ciocia Jasia za rękę – pewnie jesteś głodny? – Może troszeczkę – odpowiedziałem nieśmiało.
Właśnie przypomniałem sobie, że miałem coś kupić na dworcu do jedzenia, ale przejęty wyjazdem i podróżą, zapomniałem o tym na śmierć. – To chodź, siadaj do stołu, naleję ci zupy. Opowiadaj, co tam ciekawego u was słychać? Wszyscy w domu zdrowi, nie chorujecie?
– Wszystko w porządku, ciociu, jesteśmy zdrowi. Mama przesyła serdeczne pozdrowienia. Tata pewnie też. Mówię, pewnie, bo nie było go w domu, kiedy wychodziłem. Od dwóch dni jest w pracy. Jak go dobrze znam, to znowu jest gdzieś daleko w trasie.
Po krótkiej rozmowie i pysznym posiłku, udałem się z Wojtkiem na piętro, gdzie pokazał mi swój pokój. Był to mały skromny pokoik z szafą, biurkiem i dwoma łóżkami. Domyśliłem się więc prędko, że obaj będziemy tutaj spać. – Wybierz sobie łóżko – wskazał ręką Wojtek. – Biorę to – odpowiedziałem bez wahania, spoglądając na jednoosobową szarą kozetkę, stojącą pod oknem. – Dobrze, to ja będę spał na tym przy ścianie.
Zmęczony podróżą, na chwilę tylko usiadłem na łóżku i sam nie wiem kiedy, ale momentalnie zasnąłem. Po kilku kwadransach drzemki, zerwałem się z łóżka. Powoli rozejrzałem się po pokoju, lecz byłem w nim sam. – Gdzie jesteś, Wojtek?! – krzyknąłem. – Tuu! Wstałem, otworzyłem drzwi od pokoju, a wówczas moim oczom ukazał się brat, który kucając w szerokim przedsionku, rozplątywał żyłki, zamocowane na długich wędkach. Właściwie były to już stare kije bambusowe, a niektóre z nich miały nawet dodatki z leszczyny. – Chcesz to wszystko rozplątać? – spytałem zdziwiony – przecież tego nie da się zrobić. Nie lepiej byłoby to wszystko poobcinać nożyczkami i założyć nowe żyłki? – Pewnie, że lepiej by było, ale problem jest tego rodzaju, że nie mamy więcej żyłek. – No to poczekaj, pomogę ci. W końcu, od czego ma się brata!
Arkadiusz Łakomiak
Laureat głównej nagrody XIX Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „MALOWANIE SŁOWEM” im. Mieczysława Czychowskiego w 2014 r. w kategorii wierszy o tematyce adresowanej do dzieci w wieku przedszkolnym.
Jego wiersze można spotkać w licznych programach edukacyjnych takich jak: „Jutro idę do szkoły” ((program dla przedszkoli), „Zostań Noblistą” (program dla szkół podstawowych), jak również w książce do 2 klasy szkoły podstawowej „Uczmy się z bratkiem.”
Autor tomiku poezji „Dziwny jest ten świat” wydanego w 2013 r.
Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Dowiedz się więcej ? klik.
Zostaw komentarz