Arkadiusz Łakomiak – Kachna cz. 2.

Posłuchaj

Przeczytaj

Następnego dnia rano, wszyscy spotkaliśmy się w kuchni przy śniadaniu. Siedzieliśmy przy okrągłym stole, nakrytym białą haftowaną serwetą i omawialiśmy plan dzisiejszego wypoczynku. – Proponuję – rzekł tata – by zaraz po śniadaniu udać się na naszą pierwszą wycieczkę, czyli do… zamku. Jest całkiem niedaleko, ale możemy jechać rowerami, jak chcecie. Wybór należy do was. Jednak to nie wszystko, bo pomyślałem sobie, że tym razem moglibyśmy wynająć przewodnika, co wy na to? – Tak, tak, to świetny pomysł! – wykrzyknęłam zadowolona – już nie mogę się doczekać. Na pewno będzie super. Mama także nie miała nic przeciwko temu i bardzo chętnie zgodziła się z propozycją taty. – Przepraszam, ale ja nie mogę pójść z wami – wtrąciła się nagle babcia – nogi już nie te, a i zagrodę trzeba dopilnować. Poczekam na was w domu, wybaczcie mi, proszę. – No trudno się mówi, szkoda, ale rozumiemy cię doskonale – odpowiedzieliśmy zmartwieni.
Czas minął szybko i niebawem przybyliśmy pod zamkową bramę. Na miejscu załatwiliśmy wszystkie potrzebne formalności, a już po kilku minutach oczekiwania zjawił się nasz upragniony pan przewodnik. Był to starszy mężczyzna, który na moje oko mógł mieć ze czterdzieści lat. Przywitał nas bardzo miło i uprzejmie zaprosił do wspólnego zwiedzania.
– Proszę wycieczki! Zapraszam państwa na wspólną i szalenie interesującą podróż po korytarzach i komnatach tej wspaniałej średniowiecznej budowli. Obecnie znajdujemy się na terenie zamku, który został wzniesiony w czternastym wieku. Jest to obiekt zbudowany w stylu gotyckim, z późniejszymi przeróbkami. Na początku władał nim Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Innymi słowy mówiąc, byli to dobrze nam znani Krzyżacy. Następnie zamek trafił pod opiekę polskiego króla, w zamku przebywali, między innymi, tacy królewicze, jak Władysław i Kazimierz Jagiellończycy.
W tym zamku, według legendy podawanej z dziada pradziada przez tutejszych mieszkańców, znajduje się podziemne przejście. Podobno prowadzi ono w pobliże miejscowego jeziora. Co ciekawe, jeden z królewiczów zlecił jego budowę po to, by móc nim przechodzić i potajemnie spotykać się z miejscową białogłową, imieniem Kachna (chyba polubię to staroświeckie zdrobnienie swojego imienia).
Jej skromna chata stała właśnie w pobliżu owego jeziora. Lecz z tego co mi wiadomo, to nikt tego tunelu do tej pory jeszcze nie odnalazł. Po prostu nie wiadomo, gdzie jest i czy w ogóle istnieje.
Jeżeli zaś chodzi o samą Kachnę, to była ona ponoć młodą biedną kobietą, ale za to wyjątkowej urody. Żyła sobie szczęśliwie aż do momentu, kiedy jej mąż rybak, Andrzej z Sząbruka, zniknął nagle w czasie połowu ryb, w dość niewyjaśnionych okolicznościach.
Niektóre źródła podają, że w jego zniknięcie mógł być zamieszany nawet sam królewicz. Chciał on bowiem szybko pozbyć się mężczyzny i ożenić się z jego żoną. Jednak podejrzliwa Kachna miała mu odmówić ślubu. Zapewne podejrzewała władcę o zniknięcie jej ukochanego męża. Ale wtedy królewicz, zawiedziony i zdenerwowany taką niespodziewaną odmową, kazał ją natychmiast porwać i sprowadzić na zamek.
Swoją drogą, ironią losu było to, że jej przepiękna twarz okazała się dla niej przekleństwem.
Zanim jednak kobieta trafiła przed oblicze królewicza, zdążyła sobie obciąć przepiękny jasny warkocz. Oszpeciła się, ponieważ miała nadzieję, że tym sposobem już na zawsze zniechęci do siebie wszystkich mężczyzn. Za ten czyn i jej nieposłuszeństwo, uwięziono ją w tajemnej komnacie, gdzie miała spędzić resztę swojego życia.
Inna legenda głosi, że królewicz zamknął ją razem z wypełnionymi skrzyniami złota. Można by rzec, że żyła otoczona wielkim bogactwem, a umarła w biedzie. To kolejna ironia losu. W każdym razie, do dziś nie odnaleźliśmy śladów tejże komnaty, jak i namacalnych dowodów potwierdzających jej pobyt na zamku.
A tu w tych murach (wskazał ręką) raz na jakiś czas pojawia się duch owej nieszczęśnicy. Ludzie, którzy ją ujrzeli powiadają, że Kachna ubrana jest w białą suknię, w ręku trzyma płonącą pochodnię, a włosy ma potargane i oblepione pajęczynami. Swoim wyglądem przypomina jakiegoś upiora nie z tej ziemi.
Czasami niektórzy świadkowie opowiadają o przedziwnych stukach w zamku, a nawet zaklinają się, że słyszeli czyjeś błagalne wołania o pomoc.
Dalej, proszę wycieczki, widzimy wysoką basztę, z której prowadzono ostrzał w celu odparcia ataku. Był to również znakomity punkt obserwacyjny. Zamek próbowali zdobyć Tatarzy, Turcy i sami Krzyżacy, ale nikomu to się nie udało. Obrońcy odpierali każdy atak.
Po tych wszystkich interesujących słowach przewodnika, odłączyłam się na chwilę, by poprawić sobie bucik, który niespodziewanie zaczął mnie uwierać. Niestety, ale nowe trampki dawały znać o sobie i to w jak najmniej odpowiednim momencie. – Zaraz was dogonię! – krzyknęłam w stronę oddalających się rodziców. Usiadłam szybko na kamieniu i zaczęłam poprawiać but. Obok mnie przechodziło mnóstwo osób.
Wielu z nich to ludzie z różnych terenów Polski, domyśliłam się, ponieważ słyszałam jak rozmawiali w różnych gwarach. Na pewno byli tu Ślązacy, Poznaniacy, Kaszubi, a nawet Górale. Szli i podziwiali stare zamczysko. Miło było widzieć, że zamek znowu tętni życiem, jak za dawnych średniowiecznych lat.
Po kilku chwilach nieobecności, szybko dogoniłam rodziców, którzy podziwiali wspaniałe zamkowe eksponaty. Wśród nich stały lśniące zbroje rycerskie, obok miecze i różnego rodzaju topory.
Moją szczególną uwagę przykuła lśniąca zbroja krzyżacka, która okryta była białym płaszczem, z namalowanym czarnym krzyżem na plecach oraz hełmem, który został udekorowany ogromnymi pawimi piórami. Dalej, w specjalnie przygotowanych szklanych gablotach, mogliśmy oglądać zamkowe przybory codziennego użytku: naczynia, sztućce, nożyczki i tym podobne rzeczy. Następnie przewodnik zaprowadził nas do sali tortur. Oj, był to ciemny i odrażający loch, w którym bezlitośnie znęcano się nad ludźmi. Tutaj przypalano im ręce, oczy i nie chcę już mówić co jeszcze więcej robiono z tymi biedakami, bo to po prostu było bardzo straszne.
Po tym całym dniu, pełnym mocnych wrażeń, nie mogłam w nocy zasnąć. Niewielki pokoik, w którym spałam znajdował się na poddaszu. Skrzypiące deski starego domu tylko potęgowały mój strach. W dodatku księżyc świecił w pełni, a gdzieś w oddali głośno pohukiwała sowa. Bałam się zasnąć.
Rankiem obudziło mnie pianie koguta. Spojrzałam na wiszący zegar, była czwarta trzydzieści. – A niech to – wyszeptałam w złości.
Prędko nasunęłam poduszkę na głowę i próbowałam jeszcze zasnąć, ale nic z tego, męczyłam się i męczyłam.
I tak, zaspana, wstałam około szóstej rano. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że nie tylko ja już nie śpię, bowiem ku mojemu zdziwieniu, powoli przez podwórko dreptała sobie babcia, która właśnie szła do kurnika, pozbierać jajka i nakarmić kurki.
O siódmej rano już wszyscy byliśmy na nogach. Na śniadanie babunia usmażyła nam jajecznicę. Przysięgam wam, że tak smacznej jajecznicy jeszcze w życiu nie jadłam.

Arkadiusz Łakomiak na #TataMariusz

Arkadiusz Łakomiak

Laureat głównej nagrody XIX Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „MALOWANIE SŁOWEM” im. Mieczysława Czychowskiego w 2014 r. w kategorii wierszy o tematyce adresowanej do dzieci w wieku przedszkolnym.

Jego wiersze można spotkać w licznych programach edukacyjnych takich jak: „Jutro idę do szkoły” ((program dla przedszkoli),  „Zostań Noblistą” (program dla szkół podstawowych), jak również w książce do 2 klasy szkoły podstawowej „Uczmy się z bratkiem.”

Autor tomiku poezji „Dziwny jest ten świat” wydanego w 2013 r.

Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Dowiedz się więcej ? klik.