Jan Grabowski – Finek; Rozdział XVII.

Posłuchaj

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Finek przesiedział w ukryciu bardzo długo. Zniósł nawet brzękanie talerzami przy obiedzie i nosa spomiędzy szaf nie pokazywał. Wolał zrzec się obiadu niż wpaść w ręce Katarzyny!
A jeść mu się chciało okropnie.
Ale więcej niż głód dokuczała mu nuda i bezczynność. Szczególnie gdy się przespał wybornie na obydwa boki.
Zaczął więc rozmyślać nad tym, jak i gdzie się przenieść!
Wyjrzał. Już chciał śmignąć do innego pokoju, gdy usłyszał głos Katarzyny. Wpadł więc za kufer, stojący obok szafy, i tam przycupnął przy ziemi.
Niebezpieczeństwo minęło. Straszny głos umilkł. Finek rozejrzał się przytomniej. Dostrzegł tasiemkę zwieszającą się tuż przy jego nosie.

„Świat się kończy! — pomyślał. — Nigdzie spokoju! Nigdzie bezpieczeństwa! Wszędzie zasadzka! Nie ma wprawdzie Katarzyny, ale za to jest jakaś biała bestia, która czai się na mnie. No, ale tego już za wiele! Z tym damy sobie radę!”
Schwycił zębami za tasiemkę! Pociągnął raz, pociągnął drugi! Tasiemka się poddała. Jednocześnie na wierzchu kufra rozległo się jakieś zabawne szuranie. Szarpnął mocniej. Znów poruszyło się coś na górze.
Finek skoczył przed siebie z tasiemką w zębach.
I tu stało się coś zupełnie nieoczekiwanego!
Okrągłe, wielkie pudło od kapelusza przewróciło się. Pokrywka z niego spadła. Czarny kapelusz z różowymi kwiatami wysunął się z pudełka. Spadł wprost na głowę Finka! I przykrył go zupełnie!

— Już po mnie! — jęknął Finek i przypadł do ziemi.

Był przerażony, oszołomiony, nie śmiał otworzyć oczu. Straszny potwór trzymał go za głowę! Jakieś ostre kolce wpijały się Finkowi w łebek, w uszy, w kark!

— W nogi! — powiedział sobie Finek i co sił puścił się na oślep przed siebie.

Huknął głową o szafę! Odskoczył. Spojrzał przed siebie. O dziwo! Straszny potwór zeskoczył z Finka! Leżał tuż przed nim! Pokazywał mu nie jeden, ale całe mnóstwo czerwonych języków! Tego było dla Finka za wiele!
Nie szczekając, nie warcząc, z zimną i niemą zawziętością rzucił się na tego potwora!
Szarpnął go z jednego boku! I oddarł kawał ciała! Szarpnął z drugiego! Wyrwał te paskudne języki. Oparł się nogami na samym środku cielska! I darł! Szarpał! Gryzł!
Pożarł jeden ozór czerwony. Pożarł drugi. Trzeci pogryzł z mniejszą już żarłocznością. A przy czwartym skrzywił się niemiłosiernie.

— Łykowate! Bez smaku! Dziwnie łechce po języku! To najbardziej przykry w smaku potwór, jakiego udało mi się kiedykolwiek upolować! — stwierdził.

Spojrzał raz jeszcze z pogardą na poszarpane szczątki kapelusza i odszedł od nich z powagą i godnością zwycięzcy.
Pożarte kwiaty z kapelusza dziwnie jakoś usposobiły Finka. Czuł się wyraźnie nieswój! Odczuwał przykre kręcenie w brzuchu, bulgotanie, przelewanie się. Jednocześnie jakaś niemoc i senność opadła naszego bohatera, senność, której nie umiał się oprzeć.
Nie zwracając już na nic uwagi, położył się tam, gdzie stał. Poczuł, że leży na czymś miękkim, więc się poprawił, okręcił. I zasnął snem głębokim. Ale niezupełnie spokojnym.
Bo przez sen marzyły się Finkowi straszne, przeraźliwe walki. Staczał je z dziwnymi potworami. Każdy z tych potworów miał po sto rąk. A wszystkie długie, chwytliwe i twarde jak ręce Katarzyny!
Potwory patrzyły na Finka straszliwymi ślepiami. Oblizywały się krwawymi ozorami koloru kwiatów od kapelusza! Opadły one Finka! Wyciągały do niego ręce! Chwytały za brzuszek i gniotły tak nieznośnie, że Finek aż się zwijał z ostrego i dokuczliwego bólu!
Wreszcie jedna poczwara dopadła psiej głowy i zaczęła owiązywać ją wstążką długą, długą bez końca! Finek dusił się! Brakło mu tchu!
Ostatnim wysiłkiem zebrał się w sobie! Natężył! I jak warknie! Jak szarpnie za kosmatą łapę! Wpił się zębami w wełnę potwora i drze! A wydarte kosmyki lecą i lecą! Coraz większe i większe!
Finek szczeka coraz głośniej! Coraz radośniej! A potwór miota się z bólu, wije!
Finek nie zna litości! Szarpie! Gryzie! Dopadł szyi! Już dusi!

— No, i patrzcie państwo, nie mówiłam! Nie przepowiadałam? Całą skórę podarł, poszarpał! A jak się to rozżarł! Finek, pójdziesz ty precz!

Finek się ocknął. Pod nim leżała skóra od cioci Musi. A nad nim stała — Katarzyna!

— Jezus, Maria! A coś ty z tego kapelusza zrobił? — jęknęła. — Ty przebrzydły niszczycielu! Ty zarazo!

Finek nie mógł jej wytłumaczyć, co i jak się stało! Nie zdradzała ona zresztą najmniejszej chęci do słuchania jego opowieści!
Niedobrze było! Bardzo niedobrze!
Zamknięty w komórce, z obolałymi bokami, rozmyślał samotnie Finek o tym, że sny są o wiele piękniejsze od rzeczywistości.
Ach, jak trudne i pełne przykrych niespodzianek jest psie życie!

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki.

(szczegóły licencji >> klik <<)

Jan Grabowski

(ur. 16 marca 1882 w Rawie Mazowieckiej, zm. 19 lipca 1950 w Warszawie) – pedagog, pisarz, znawca sztuki, autor podręczników geometrii, monografii zabytków, przewodników po Warmii i Mazurach, twórca wielu książek dla dzieci i młodzieży, z których największą popularność zyskały opowiadania o zwierzętach.

Czytaj więcej >>wiki<<