Jan Grabowski – Finek; Rozdział XIV.

Posłuchaj

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Odtąd Finek panował niepodzielnie w domu.
Rósł on i zmieniał się tak szybko, jak tylko zmieniają się małe zwierzątka.
Finek w najwcześniejszym niemowlęctwie był na przykład kosmaty. Miał on wełnę długą, barwy nieco żółtawej, jak kożuszek na śmietance. Później ni stąd, ni zowąd zgubił gdzieś fryzowane kędziory. I porósł sierścią ani krótką, ani długą, a ostrą jak szczotka do zębów.
I na tym mlecznym tle, gdzieś od spodu, od samej skóry, zaczęły mu występować ciemne plamy. Były one z początku małe, nikłe jak piegi. Aż tu nagle plamy te zaczęły się rozrastać i z dnia na dzień występowały coraz wyraźniej.

— Doprawdy, ten nasz Finek to jest piegowaty jak indycze jajo! — mówiła o nim Katarzyna. Ale nie tylko barwa skóry Finka zmieniła się z wiekiem.

Pokraczne szczeniątko o wielkim płaskim brzuszku, telepiące się na krótkich nóżkach, o okrągłej główce, uczepionej do owego pyzatego brzuszunia, zaczęło wyrastać na prawdziwą psią postać. I trzeba przyznać, że wyglądała ta postać wcale, wcale zgrabnie, a nawet, można powiedzieć, przystojnie.
Łebek Finka wydłużył się w dość ostry pyszczek. Brzuch ze spłaszczonej kuli wyciągnął się w podłużne jajo. Nóżki przestały być patyczkami osadzonymi w kartoflu. Uszy też nabrały sztywności i nie zwisały już po bokach jak dwa kawałki zmiętoszonej skóry. I ogonek Finka wyrósł również okazale. Zawijał się on teraz we wcale ładny obarzanek.
Co tu wiele opowiadać!
Finek był psiak na schwał!
A choć nie był foksem, jakiego szukał dla Dzidzi jej ojciec, choć nie nazywał się Wiernuś, jak marzyła niegdyś Dzidzia, był jednak pieskiem wcale sobie dorodnym. Mógł się podobać!
Nawet Katarzyna mawiała o Finku, że jest niczego sobie piesek. Nieraz też omawiały z Dzidzią tak ważną sprawę, jak kolor obróżki dla Finka, żeby mu było do twarzy i żeby w niej wyglądał i godnie, i dostojnie.
A trzeba zdarzenia, że do państwa Rosochackich miała właśnie przyjechać siostra mamy Dzidzi, ciocia Musia. Nie widziała ona jeszcze Finka. Postanowiono wobec tego, że pies musi wystąpić okazale i odpowiednio do swej urody.
Cóż tu się dziwić, że już od samego rana tego dnia, w którym miała przyjechać ciocia Musia, rozpoczęła się toaleta Finka?
Najpierw Dzidzia wyczesała psa starannie. I szczotką, i grzebieniem. Później zawiązała mu na szyi piękną kokardę z czerwonej wstążki. Z tą kokardą Finek wyglądał nader przystojnie. Tak przystojnie, że gdyby nie był psem, mogłoby mu się było przewrócić w głowie nie na żarty! Tym bardziej że wszyscy bez wyjątku mówili mu to w oczy, że wygląda ładnie.
Finek operację czesania zniósł dość spokojnie. Zawiązanie jednak krawata uważał za coś, co poniża jego psią godność! Jest wprost niedopuszczalne!
Czekał też z niecierpliwością, żeby wreszcie móc się wyrwać. Stało się to właśnie wtedy, gdy spostrzeżono z okna taksówkę, którą przyjechała ciocia Musia.
Finek jednym susem skoczył do sypialnego pokoju! Wszedł pod łóżko Dzidzi! Zaszył się jak najgłębiej! I przywarował!
Bo postanowił święcie, że nie pokaże się nikomu dotąd, dopokąd dokoła jego szyi wisi coś, co go łechce, drażni i sprawia nieznośny ucisk! I jest takie ohydne! Pies ze wstążką! Słyszał to kto coś podobnego?
Zabrał się do zrobienia porządku z tym krawatem!
Targał się, tarzał, przewracał na boki, na wznak, jeździł na brzuchu po podłodze. Aż obluźnił wstążkę o tyle, że mógł ją chwycić zębami.
Wyszedł wtedy spod łóżka. Oparł się o ścianę. Zapuścił zęby w kokardę. I szarpnął. Zerwana wstążka rozwinęła się po podłodze.

— Już po tobie! — warknął szczerze zadowolony.

Chwycił wstążkę mocno w zęby. Przydepnął drugi jej koniec łapką. I ciągnął! Rwał! Aż przysiadł do ziemi z wysiłku. A warczał przy tym i poszczekiwał groźnie i zawzięcie.
Rozżarł się w walce ze wstążką. Nie wiedział, co się koło niego dzieje. Ocknął się dopiero wówczas, gdy usłyszał, że go wołają. Coraz głośniej! I pani, i panienka, i Katarzyna!

— No, skończyliśmy już z tą poczwarą! — powiedział sobie. — Możemy teraz wyjść do ludzi, skoro im tak do mnie pilno!

I nie śpiesząc się, godnym truchcikiem wbiegł do jadalnego pokoju. Z pyszczka zwisał mu kawałek zmiętoszonej, postrzępionej wstążki i kosmyk czerwonych nici.

— Jestem. O co chodzi? — zapytał wodząc wzrokiem po wszystkich.
— Cóżeś ty znów porwał? — zdziwiła się Katarzyna. — Czym żeś się tak umalował na czerwono? Finek, ty pokrako jedna! Toć ty się umazałeś cały w czerwonym atramencie! Pokaż no, co ci to z zębów wygląda?

I wydarła z Finkowego pyszczka strzępek wstążeczki!
Smutną resztkę okazałej niegdyś kokardy!

— Finek zeżarł caluchną wstążkę, coś mu na szyi zawiązała! — stwierdziła Katarzyna. — Tylko ta szmatka została!

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, patrząc na umorusanego Finka.
Finek zupełnie nie wziął do serca tego, że wobec cioci Musi staje bez pięknej kokardy!
Przeciwnie!
Uważał on, że z gołą szyją wygląda ładniej! O wiele ładniej!
Tak jak prawdziwy pies powinien wyglądać!

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki.

(szczegóły licencji >> klik <<)

Jan Grabowski

(ur. 16 marca 1882 w Rawie Mazowieckiej, zm. 19 lipca 1950 w Warszawie) – pedagog, pisarz, znawca sztuki, autor podręczników geometrii, monografii zabytków, przewodników po Warmii i Mazurach, twórca wielu książek dla dzieci i młodzieży, z których największą popularność zyskały opowiadania o zwierzętach.

Czytaj więcej >>wiki<<