Jan Grabowski – Finek; Rozdział XVIII.

Posłuchaj

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Ciocia Musia wyjeżdżając zaprosiła panią Rosochacką i Dzidzię do siebie na lato.

— A co będzie z Finkiem? — spytała niepewnie Dzidzia.

Obawiała się ona, i nie bez słuszności, czy ciocia Musia zechce mieć u siebie takiego psa, o którym Katarzyna mówi, że większego szkodnika świat nie widział.

— Finka zabierzecie ze sobą! To bardzo miły piesek. Wolę psy wesołe, żywe, a nawet psotne niż ospałe i leniwe — powiedziała ciocia Musia i zwracając się do pieska, który kręcił się koło jej krzesła, dodała: — Będzie nam dobrze ze sobą, prawda? Finek jest dobry piesek, miły piesek!

Finek patrzył serdecznie cioci Musi w oczy. Merdał ogonkiem najprzymilniej, jak umiał. W spojrzeniu cioci musiał on dojrzeć coś dziwnie dobrego i pociągającego, bo wspiął się ku jej ręce. Lizał ją po dłoni, po palcach.
Ciocia Musia nabrała na łyżkę soku z konfitur i dała Finkowi do oblizania. Pies lizał prędko i mamrotał z rozkoszą:

— Wyborne! Znakomite! Jesteś zacna kobieta! Przesmaczne! Zawsze cię będę kochał! Nadzwyczajne! Jak tylko skończę, to cię pocałuję.

I jak tylko wylizał łyżkę do czysta, wskoczył cioci Musi na kolana. Zanim się spostrzegła, liznął ją po twarzy.
Odtąd szczerze polubił miłą panią i bardzo był zmartwiony, kiedy ciocia Musia wyjechała.
Szukał jej po całym mieszkaniu. Zaglądał do wszystkich pokojów. Wsuwał się pod sprzęty, za szafy, pod łóżka. Przeglądał palta w przedpokoju. I nigdzie jej znaleźć nie mógł. Doszedł więc do przeświadczenia, że to nikt inny, tylko Katarzyna, ta wszechmocna osoba, musiała gdzieś schować dobrą panią.
Przy pierwszej też nadarzonej okoliczności wpadł do kuchni. I zaczął bobrować wszędzie. Po długich poszukiwaniach trafił wreszcie na ślad. Już wiedział wszystko!
Pani, dobra pani, była ukryta w łóżku Katarzyny!
Wąchał kapę, poduszkę. Nie, nie tu. Wszedł pod łóżko, obwąchał siennik. Zgubił ślad. Wrócił znów do kapy i do poduszki. Badał, wąchał! Zaciągał się szybko, łakomie zapachem dobrej pani, która na pewno była w łóżku!
Wsunął wreszcie głowę pod poduszkę.
„Już mam! Jest dobra pani! Znalazłem dobrą panią!” — pomyślał rozradowany.
Zapuścił zęby w coś, co najsilniej pachniało ciocią Musią.

I wyciągnął spod poduszki jedwabną chusteczkę Katarzyny!
Dlaczego właśnie chusteczkę?
Bo była uperfumowana wodą kolońską, jakiej używała ciocia Musia!
Finek schwycił chusteczkę. Zaciągnął ją w najciaśniejszy kąt pomiędzy szafą z naczyniami i paką. Położył się na niej. Szarpał ją. Targał! A warczał przy tym coraz zawzięciej! Bo był zły, że oprócz chusteczki nie znalazł nic więcej!
Z chusteczki, niestety, nic nie zostało! Finek wstał i wyszedł na środek kuchni. Ziewnął głośno. Był znudzony i zawiedziony.
Opadły go myśli czarne, najczarniejsze. Rozejrzał się dokoła. Znalazł jedyną rzecz, godną w takiej chwili jego uwagi!

Węgiel!

Siadł więc przy koszyku z węglem. Pogryzał od niechcenia jeden kawałek po drugim.
Gryzł bez smaku. Chrupał bez zapału. Tak sobie. Aby się czymś zająć w tej smutnej godzinie zawodu i niepowodzenia.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki.

(szczegóły licencji >> klik <<)

Jan Grabowski

(ur. 16 marca 1882 w Rawie Mazowieckiej, zm. 19 lipca 1950 w Warszawie) – pedagog, pisarz, znawca sztuki, autor podręczników geometrii, monografii zabytków, przewodników po Warmii i Mazurach, twórca wielu książek dla dzieci i młodzieży, z których największą popularność zyskały opowiadania o zwierzętach.

Czytaj więcej >>wiki<<