Jan Grabowski – Finek; Rozdział X.

Posłuchaj

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Czas mijał szybko. Obydwa psiaki czuły się teraz w mieszkaniu państwa Rosochackich jak u siebie w domu.

Pełno ich było wszędzie!

Finek gryzł wszystko, czego dosięgnął. Targał dywan i walczył z grzebieniem potwora, czyli frędzlami tego dywanu. Walczył tak skutecznie, że w niespełna dwa tygodnie po przybyciu piesków grzebień potwora jakby nie istniał. Zamiast równych dokoła frędzli z dywanu sterczały tu i ówdzie tylko nitki samotne, postrzępione, do połowy wydarte!

Dostało się też nogom krzeseł!

Nad zwykłe jednak drewniane, gładko toczone nogi przekładał on bardziej interesujące — nogi mebli koszykowych! Nie były one takie nudne, takie obojętne i sztywne! Tak rozkosznie chrupała w zębach wiklina! Tak zabawnie wywlekały się paski drzewne, sprężyste, jędrne, żywe! Umiały one zadrapać! A nieraz uszczypnąć porządnie za język czy wargi!

Choć meble w ogóle ani się mogły równać z pantoflami!

Pantofel — to dopiero jest coś!

Stoi sobie taki zwierz, jakby nigdy nic. Otwiera paszczę szeroko, niby ziewa. I ani drgnie! Ale wystarczy go chwycić i szarpnąć! Wtedy krzyknie krótko a dziwnie! Czasem znów tak głośno, że dech zapiera ze strachu! I trzeba odskoczyć kilka kroków! Nie z obawy! O, nigdy! Ale tak sobie! Na wszelki wypadek!

Gdy się raz dobrze schwyci taki pantofel z wierzchu, wtedy można już nie zważać na te zabawne klaskania, jakie z siebie wydaje! Można włóczyć go po całym mieszkaniu! Można wreszcie położyć się na takim pokonanym pantoflu gdzieś w kącie. I spokojnie go pogryzać. Od strony warg, gdzie jest miękcej! I od spodu, gdzie pantofel jest wprawdzie łykowaty, ale za to dziwnie mile drażni dziąsła! Sama rozkosz!

Zupełnie inna jest książka! Dziwne to zwierzę! Jak leży spokojnie, to niby nigdy nic! Ale szarpnąć tylko! A szczególnie powłóczyć po podłodze! Wydaje wtedy klaskanie podobne do pantofla! A co za zabawną ma sierść! Biała jest, twarda i da się wyrywać całymi kłakami. Trzeba tylko przewrócić zwierzątko na wznak. Wówczas łatwo dorwać się do wełny! Można wtedy rwać całym pyszczkiem! Tylko trzeba się nie bać zabawnego szurania. Zawsze je słychać, kiedy się odrywa sierść książki od skóry!

Ale najzabawniejsza ze wszystkiego jest pończocha. Coś przedziwnego taka pończocha! Pachnie to wyraźnie człowiekiem! Niby niepodobna się omylić, że to człowiek! A jednak pończocha człowiekiem nie jest!

Finek miał dość niemiłe doświadczenie z pończochą. Nie lubił też tych wspomnień. Tym bardziej że przykrość najzupełniej, oczywiście, niezasłużona spotkała go ze strony matki Dzidzi. A lubił on bardzo panią Rosochacką za łakocie, jakie mu dawała.

Z tą pończochą to było tak.

Dzidzia czuła się już o tyle lepiej, że wstawała z łóżka i chodziła po pokoju.

Pewnego wieczoru rozbierała się i układała rzeczy na krzesełku koło łóżka. Nie zauważyła, że jedna z jej pończoszek zsunęła się i stopa prawie dotykała podłogi.

Zauważył to natomiast Finek, jak tylko rano otworzył oczy!

Dostrzegł on, że z krzesełka zwiesza się jakaś brunatna smuga!

Zerwał się więc z poduszki. I ostrożniutko, to podbiegając naprzód, to cofając się kilka kroków na wszelki wypadek wstecz, zaczął się zbliżać do nieznanego przedmiotu.

Już był tak blisko, że mógł schwycić zapach. Pociągnął więc raz i drugi, unosząc łebek do góry.

Wąchał, wąchał! I nie wierzył sam sobie! Podszedł bliżej! Zaciągnął się zapachem raz jeszcze. I aż przysiadł ze zdumienia!

Brunatna smuga była stanowczo jego panienką! Dzidzią! Przynajmniej na pewno pachniała tak jak ta dziewczynka, która karmiła go, pieściła, była jego panią!

Już więc bez obawy zbliżył się do pończoszki. Szturchnął w nią noskiem. Pończocha zachowała się jednak zupełnie inaczej niż noga panienki, którą Finek znał tak dokładnie. Odskoczył. Przypadł do ziemi. Pomyślał, że noga w pończosze wyprawia figle niezrozumiałe, ale bardzo zabawne!

Jednak noga panienki, pomimo figlarnych szczekań i zachęcających obiegań, ani drgnęła. Zdumiał się tym Finek. Zaczął podejrzewać, że się pomylił. Jeszcze więc raz przysunął się do pończoszki. I obwąchał ją starannie.

„To jest na pewno panienka! — myślał. — To jasne! Muszę ją znaleźć! Na pewno jest gdzieś w środku!” — powiedział sobie.

I zaczął wewnątrz pończochy szukać Dzidzi!

Odgryzał kęs po kęsie. Zgryzł palce. Pociął ostrymi ząbkami piętę. Szukał panienki poza piętą. Aż ściągnął pończochę na ziemię. Wtedy gryzł ją tak, że z pończoszki została tylko obrączka u samej góry, pętelka i kłębki bawełny, rozwleczone po całym pokoju! Panienki w pończosze nie było!

Finek tak się zajął tą badawczą pracą, że ani się spostrzegł, jak pani Rosochacka chwyciła go za kark! Podniosła go do góry! Wyrwała mu z pyszczka resztki pończochy! Obrała go z nici, w które się omotał!

I płaską dłonią raz, drugi, trzeci zwróciła psu uwagę na to, że zupełnie niewłaściwie poszukuje Dzidzi wewnątrz pończoszki! Boć przecież każdy widzi, że jego panienka śpi na łóżku!

— Aj, aj, aj! — wołał Finek wyrywając się rozpaczliwie. — Nie bić! Już wiem wszystko! To jest fałszywa noga panienki! Odkłada ją ona na krzesło, gdy idzie spać! Tak! Tak! Dość!
Wyrwał się. Jak oparzony skoczył w stronę kuchni! Bęcnął po drodze głową o drzwi, aż huknęło! Wpadł za pakę z węglami! I przycupnął w ciemności. No i powiedzcie sami, ile to pies nacierpieć się musi, zanim jako tako pozna na własnej skórze, że pończocha to tylko pończocha i nic więcej!

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki.

(szczegóły licencji >> klik <<)

Jan Grabowski

(ur. 16 marca 1882 w Rawie Mazowieckiej, zm. 19 lipca 1950 w Warszawie) – pedagog, pisarz, znawca sztuki, autor podręczników geometrii, monografii zabytków, przewodników po Warmii i Mazurach, twórca wielu książek dla dzieci i młodzieży, z których największą popularność zyskały opowiadania o zwierzętach.

Czytaj więcej >>wiki<<