Hugh Lofting – Podróże doktora Dolittle; Część I. Rozdział XI. Moja nauczycielka, Polinezja

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wikisource.org

>> link do utworu <<

plwikisource

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Cóż, nie było wielu takich dni, kiedy nie odwiedzałem mojego nowego przyjaciela. W rzeczywistości przesiadywałem w domu doktora praktycznie codziennie. Pewnego wieczoru moja matka zapytała mnie żartobliwie, dlaczego nie zabrałem swojego łóżka i nie zamieszkałem w jego domu.

Myślę, że po pewnym czasie stałem się dla Doktora całkiem przydatny. Karmiłem zwierzęta, pomagałem budować nowe domy i ogrodzenia w zoo, pomagałem chorym zwierzętom, które przychodziły, wykonywałem wszelkiego rodzaju dziwne prace. Chociaż bardzo mi się to wszystko podobało (to było jak życie w nowym świecie), myślę, że Doktor tęskniłby za mną, gdybym nie pojawiał się tak często.

Przez cały ten czas, gdziekolwiek bym nie poszedł, towarzyszyła mi Polinezja. Uczyła mnie ptasiego języka i pokazywała, jak rozumieć znaki dawane przez zwierzęta. Na początku myślałam, że nigdy nie będę w stanie się tego nauczyć – wydawało mi się to bardzo trudne. Jednak stara papuga była dla mnie cudownie cierpliwa – chociaż widziałem, że czasami musiała się nieźle natrudzić, żeby nie wybuchnąć.

Wkrótce zacząłem rozumieć dziwną paplaninę ptaków i śmieszne psie wybryki. Ćwiczyłem słuchanie myszy za boazerią po tym, jak kładłem się spać, obserwowałem koty na dachach i gołębie na rynku w Puddleby.

Dni mijały bardzo szybko – jak zawsze, gdy życie jest przyjemne; dni zamieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące; i wkrótce róże w ogrodzie Doktora traciły płatki, a żółte liście leżały na szerokim zielonym trawniku. Lato prawie się skończyło.

Pewnego dnia Polinezja i ja rozmawialiśmy w bibliotece. Był to piękny, długi pokój z okazałym kominkiem, a ściany od sufitu do podłogi pokrywały półki pełne książek: opowiadań, książek ogrodniczych, medycznych, podróżniczych, które uwielbiałem, a zwłaszcza wielki atlas Doktora z mapami różnych krajów świata.

Tego popołudnia Polinezja pokazywała mi książki o zwierzętach, które John Dolittle sam napisał.

– Ojej! – powiedziałem – ileż Doktor ma książek – cały pokój! Chciałbym umieć czytać! To musi być niesamowicie interesujące. Umiesz czytać, Polinezjo?.
– Tylko trochę – odpowiedziała. – Uważaj, jak przewracasz kartki, żeby ich nie podrzeć. Nie, naprawdę nie mam czasu na czytanie. Tamta litera to k, a ta to b.
– Co oznacza to słowo pod obrazkiem? – zapytałem.
– Pokaż mi – powiedziała i zaczęła je literować. – B-A-B-O-O-N – to małpa. Czytanie nie jest takie trudne, na jakie wygląda, gdy zna się litery.
– Polinezjo, – powiedziałem, – chcę cię zapytać o coś bardzo ważnego.
– O co, mój chłopcze? – powiedziała, gładząc pióra prawego skrzydła. Polinezja często zwracała się do mnie w bardzo protekcjonalny sposób. Ale nie miałem jej tego za złe. W końcu miała prawie dwieście lat, a ja zaledwie dziesięć.
– Posłuchaj – powiedziałem – moja matka uważa, że to nie w porządku, że przychodzę tu na tyle posiłków. Chciałem cię zapytać: zakładając, że będę pracować o wiele więcej dla Doktora, czy mógłbym tu zamieszkać? Zamiast otrzymywać wynagrodzenie jak zwykły ogrodnik czy robotnik, dostałbym łóżko i posiłki w zamian za wykonaną pracę. Co ty na to?
– Chcesz być prawdziwym asystentem doktora, tak?
– Tak. Przypuszczam, że tak to się nazywa – odpowiedziałem. – Sama powiedziałaś, że uważasz, że mógłbym być dla niego bardzo przydatny.
– Cóż – zastanowiła się chwilę – naprawdę nie widzę powodu, dlaczego nie. Ale czy chcesz zostać przyrodnikiem, gdy dorośniesz?
– Tak – odpowiedziałem – podjąłem już decyzję. Prędzej zostałbym przyrodnikiem niż kimkolwiek innym na świecie.
– Chodźmy porozmawiać o tym z Doktorem – powiedziała Polinezja. – Jest w pokoju obok, w gabinecie. Otwórz drzwi bardzo delikatnie – być może pracuje i nie chce, by mu przeszkadzano.

Cicho otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem, był ogromny czarny pies rasy retriever, siedzący na środku paleniska z podniesionymi uszami i słuchający Doktora, który czytał mu na głos list.

– Co robi Doktor? – zapytałem szeptem Polinezję.
– Pies dostał list od swojej pani i przyniósł go Doktorowi, żeby mu przeczytał. To wszystko. Należy do małej, zabawnej dziewczynki o imieniu Minnie Dooley, która mieszka po drugiej stronie miasta. Ma warkoczyki na plecach. Ona i jej brat wyjechali na lato nad morze, a stary retriever ma złamane serce, gdy dzieci nie ma w domu. Piszą więc do niego listy – oczywiście po angielsku. A ponieważ stary pies ich nie rozumie, przynosi je tutaj, a Doktor zamienia je dla niego na psi język. Myślę, że Minnie musiała napisać, że wraca – sądząc po podekscytowaniu psa. Spójrz tylko na niego!

Rzeczywiście, retriever wydawał się być nagle ogarnięty radością. Gdy doktor skończył list, stary pies zaczął szczekać na cały głos, merdając dziko ogonem i skacząc po gabinecie. Wziął list do pyska i wybiegł z pokoju, prychając ciężko i mamrocząc do siebie.

– Idzie na spotkanie z powozem – szepnęła Polinezja. – Poświęcenie tego psa dla tych dzieci jest ponad moje siły. Powinieneś zobaczyć Minnie! Jest najbardziej zarozumiałą dziewczynką, jaka kiedykolwiek chodziła po świecie, a w dodatku ma zeza!

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Hugh Lofting

ur. 14 stycznia 1886 w Maidenhead, Berkshire w Anglii, zm. 26 września 1947 w Topanga w Kalifornii) – brytyjski autor literatury dziecięcej, znany głównie jako twórca cyklu książek o rozumiejącym mowę zwierząt doktorze Dolittle.

Czytaj więcej >>wiki<<