Arkadiusz Łakomiak – Wilczyca Łatka; Część Pierwsza

Posłuchaj

Przeczytaj

Dzisiaj chciałbym opowiedzieć pewną historię, którą usłyszałem od mojej babci. Kiedy byłem jeszcze młodym chłopcem, jeździłem do niej na wakacje, nad wspaniałą polską wieś. Wieczorami siadaliśmy przed starą chatą, a ona opowiadała mi o swoim dzieciństwie i o tym, co przeżyła. Jedną z takich historii postanowiłem spisać i umieścić w pamiętniku. Po bardzo długim namyśle doszedłem do wniosku, aby ujawnić skrywany w nim cały zapis. Babcia (podobno) była świadkiem tych
niecodziennych i jakże wyjątkowych wydarzeń.

Rozdział I
„A było to tak”

Wioska położona była w niezwykle urokliwym miejscu. Obok niej rozpościerały się rozległe pola i kwieciste łąki. Zaraz za nimi rósł sosnowy las, przez który płynęła niewielka przejrzysta rzeczka. Latem nad całą okolicą unosił się cudowny aromat lawendy i uprawianej przez wielu rolników pszenicy. W wielu gospodarstwach domowych mieszkały liczne rodziny, gdzie pod swoimi strzechami wychowywały szczęśliwe pociechy. Chałupy były nieduże, lecz bardzo ładnie przystrojone. Na zewnętrznych ścianach starych budynków, widniały ludowe malunki w kształcie roślin i wiejskich motywów. W izbach, a szczególnie w głównym pomieszczeniu, stał wielki piec, który służył nie tylko do ogrzewania, ale także do spania. W oknach, tu i ówdzie, wisiały ręcznie haftowane firany, zaś na parapetach stały donice pełne kolorowych kwiatów. W zagrodach hodowano zwierzęta: krowy, konie, świnki, kurki; a wszystkiego pilnowały, wierne ludziom, psy.
Skromny biały domek Hani, jej rodziców oraz babci i dziadka, znajdował się nieco na uboczu wsi. W jego sąsiedztwie rósł stuletni dąb, który swoją koroną rzucał olbrzymi cień na piaszczyste podwórze. Do boku chałupy przylegał mały ogródek, otoczony wysokim płotem, gdzie często przesiadywał czarny kot Gacek. W środku zagrody, zaraz za głęboką studnią, stała ogromna stodoła, a przy niej, zbudowana z czerwonej cegły obórka wraz z niewielkim kurnikiem.
Rodzina dziewczynki posiadała konika, dwie krowy, kilka kurek i jeszcze Łatkę, to znaczy wilka… tak, tak, wilka! Suczkę maści szarej, którą swego czasu, jako półprzytomne i przemarznięte szczenię znalazł dziadek Hani, Antoni.
Pokrótce było to tak. Podczas zimowego ranka, zaprzągł konia do sań i wybrał się do lasu, po drzewo na opał. Koń, ciągnąc za sobą ciężkie sanie, z wielką trudnością pokonywał śnieżne zaspy; dodatkowo po drodze zaskoczyła ich szalona zamieć, która coraz bardziej dawała się we znaki. Tęgi mróz nawet na moment nie odpuszczał, bezlitośnie szczypał w nos i uszy, co przy temperaturze chyba minus trzydzieści stopni, było dla każdego uciążliwe i dla zdrowia bardzo niebezpieczne. Po dotarciu na miejsce mężczyzna powoli sięgnął do kieszeni, wyjął fajkę i zapalił; w tym momencie pogoda lekko się poprawiła. Po krótkiej chwili, ku zdumieniu Dziadka, koń zaczął zachowywać się niespokojnie, to znaczy rżał i potrząsał łbem na wszystkie strony, jakby go coś ugryzło.
– Prrr, a tobie o co chodzi? – spytał zdziwiony Antoni. Widzisz przecież, że tutaj nikogo nie ma. Ale Siwek nie dawał za wygraną i rżał dalej.
– No, już dobrze, dobrze, jak ci tak bardzo na tym zależy, to mogę się rozejrzeć po okolicy, tylko już przestań. Człowiek westchnął głęboko, zeskoczył z sań i brodząc w śniegu po kolana obszedł je dookoła. Spojrzał jeszcze na boki, ale niczego podejrzanego nie zauważył.
– A nie mówiłem, tu nikogo nie ma, coś ci się chyba przywidziało, koniku. Jednak Siwek ponowił rżenie, a w dodatku skierował wzrok na pobliskie drzewa. Po odgadnięciu końskich wskazówek, dziadek podrapał się po głowie i zaciekawiony podszedł do najbliższej jodły. Po uniesieniu dolnych gałęzi zauważył coś wystającego spod śniegu.
– A to co? Rzekł zakłopotany. Okazało się, że były to długie uszy wilczego szczeniaka. Natychmiast go wykopał z głębokiej zaspy, przycisnął do piersi i dodał przejęty – Ej, malutki, co ty tu robisz i gdzie się podziali twoi rodzice? Hmm… wiem, że nie odpowiesz, ale nie bój się mnie, ja ci naprawdę nic złego nie zrobię. Ech, ty biedaku, miałeś wyjątkowe szczęście, że cię tu znalazłem; ale szczerze mówiąc, to podziękuj Siwkowi, bo gdyby nie on, pewnie marny byłby twój los. Przemarzniętego do szpiku kości malca szybko owinął szalikiem i schował pod ciepły kożuch. Następnie zawrócił sanie i już bez zbędnych ceregieli ruszył z kopyta. Po powrocie do domu okazało się, że to jednak była suczka. Babcia dziewczynki, pani Elżbieta, bez zastanowienia stwierdziła.
– Jeżeli chodzi o mnie, nie widzę żadnego problemu w przygarnięciu zwierzaka, wszakże wilk to przecież pies, tyle że bardziej dziki. Antoni, wysłuchawszy zdania żony, zbudował dla maluszka budę, dał miskę i nazwał Łatką, na widok dużej białej plamki na szarym łebku. O zwierzaka dbał najlepiej, jak tylko umiał i traktował niczym najlepszego przyjaciela, ona zaś odwdzięczała mu się wiernością i ogromną miłością. Kiedy tylko podrosła, wiele razy broniła gospodarstwo przed niechcianymi gośćmi. Kilkakrotnie próbowały zakraść się do niego: łasica, kuna, a nawet lis, ale żadne z nich, nie miało najmniejszych szans z tą nietypową obrończynią.
Co tu dużo mówić, zwierzęta zobaczywszy przed sobą ogromne ostre kły, czmychały do lasu jak oparzone. Po takim niespodziewanym spotkaniu, natrętni intruzi już zawsze omijali szerokim łukiem tę wilczą zagrodę. Jeżeli zaś chodzi o ludzi to trzeba jej przyznać, że w większości ich lubiła, choć niejednemu na jej widok trzęsły się nogi ze strachu. Na przykład panu listonoszowi, który przynosił listy lub paczki. Przychodząc, pukał w okno, ponieważ za żadne skarby nie chciał wejść na podwórze. Podobno (tu niewyjaśniona historia) przegoniła także złodzieja, albowiem któregoś ranka znaleziono na podwórzu czyjeś poszarpane, dziurawe portki.
To zdarzenie migiem rozeszło się po okolicy. Równie szybko znaleźli się chętni ludzie, którzy pragnęli kupić wilczycę do swojego gospodarstwa. Dawali nawet za nią pełną czapkę pieniędzy, ale dziadek za żadne skarby nie chciał jej sprzedać.
– Nie martw się, mała – mówił Antoni – nigdzie stąd nie pójdziesz. Nie oddam cię nikomu. I pamiętaj, dopóki ja żyję, nic ci nie grozi, możesz być o to spokojna. I tak też się stało.
Mama i tata Hani nie przepadali za tym „wilczym wynalazkiem”, jak ją zwykli nazywać. Stale dziwili się ojcu, jak on mógł coś takiego zrobić.
– Kto to widział, aby trzymać wilka w psiej budzie?! I co na to wszystko powiedzą sąsiedzi? Mówili, wzruszając ramionami. Było oczywiste, że oni woleliby widzieć normalnego psa, a nie jakąś tam wilczą przybłędę. Za to mała Hania z miejsca polubiła włochatą znajdę. Co chwilę przychodziła do budy, by się pobawić ze zwierzątkiem. Często głaskała radosną suczkę i przy okazji dawała jej coś pysznego do jedzenia.
Gdy tylko rodzice z dziadkiem udawali się rankiem do pracy, babcia Ela przejmowała opiekę nad wnuczką. Nauczała dziewczynkę prostych prac domowych, różnych piosenek, a także wyplatania wianków z kolorowych kwiatów. Później Haneczka (tak zwracała się do niej babunia) zakładała taki wianuszek na szyję wilczycy, twierdząc, że uroczo w nim wygląda. Kiedy indziej śpiewała Łatce wesołe piosenki. Wilczyca z wielkim zainteresowaniem wysłuchiwała wszystkie, ale najbardziej upodobała sobie taką jedną. Była to pieśń o bohaterskim owczarku, który ratował ludzi z pożarów.
Dziadek Hani rzadko przebywał w domu. Wiele czasu poświęcał pracy w polu, lecz kiedy tylko wracał zmęczony po ciężkim dniu, nie zapominał o swojej kochanej wnuczce. W kieszeni zawsze miał kilka pysznych cukierków, którymi częstował dziewczynkę. Również nie odmawiał jej czasu na jakąkolwiek zabawę. To specjalnie dla niej, w przydomowym ogródku zbudował huśtawkę i piaskownicę, a gdy tylko zarobił parę groszy, nie namyślając się długo, jechał do miasta rowerem po jakąś nową zabawkę, najczęściej była nią szmaciana lalka.
Życie w białym domku toczyłoby się w miarę normalnie, gdyby nie nadszedł ten nieszczęśliwy dzień, w którym leciwy staruszek zmarł. Ostatnimi dniami coraz mocniej dokuczało mu serce, lecz najgorsze było to, że nikomu się nie skarżył. Z pewnością nie chciał zamartwiać swojej rodziny, złym stanem zdrowia.
Parę miesięcy później nie wytrzymało także serce babci. To był wielki cios dla wszystkich. Ludzie we wsi powiadali, że „serce jej pękło” z ogromnego smutku i tęsknoty za mężem. Hania, w krótkim czasie, ponownie przeżyła straszną rodzinną tragedię; najpierw straciła dziadka, a teraz i babcię. Bardzo boleśnie przeżyła odejście ukochanych bliskich.
Nie wiedzieć czemu, zaczęła szukać pocieszenia w towarzystwie Łatki; spędzała z nią każdą wolną chwilę. Sama suczka także mocno posmutniała. Chowała się w budzie i rzadko z niej wychodziła. Zapewne wiedziała, że już nigdy więcej nie zobaczy swoich ulubionych ludzi. Jej głośne wycie z żalu i tęsknoty jeszcze długo słyszano na samym końcu wsi.
Pozostawiony przez dziadków dorobek przejęli rodzice Hani (dom, zwierzęta i kilka hektarów ziemi, którą dziadek uprawiał od młodości).
Po paru tygodniach żałoby, tata dziewczynki zaczął nagle zaniedbywać całą rodzinę i pozostałe swoje obowiązki. Nie wiadomo dlaczego, lecz kompletnie przestał się wszystkim interesować. Chodził gdzieś ze swoimi kolegami i wracał późno
w nocy. Łatkę omijał z daleka, jakby w ogóle dla niego nie istniała. Przywiązał ją do krótkiego i ciężkiego łańcucha, by zaraz zapomnieć o jej istnieniu. Żonie i córeczce kategorycznie zabronił zbliżania się do budy, wilczyca z tego powodu wielokrotnie głodowała, a bywało też, że nie miała się czego napić, ale ojca to wcale nie obchodziło. Jednak dziewczynce, od czasu do czasu, udawało się przynieść zwierzęciu pełną miskę jedzenia. Robiła to zawsze wtedy, kiedy taty nie było w domu; lecz gdyby się ojciec o tym dowiedział, to z miejsca spotkałyby ją duże nieprzyjemności, na pewno byłaby wielka awantura; a tak, dzięki potajemnej pomocy, zwierzak jako tako żył.
Niestety, ale trzeba powiedzieć o dość przykrym zachowaniu nowego gospodarza. Zdarzało mu się nie raz uderzyć Łatkę. Czynił tę haniebną rzecz wtedy, gdy miewał zły humor. Hania naturalnie próbowała interweniować. Z całych sił błagała ojca, by tego nie robił, ale on kazał jej siedzieć cicho i się nie wtrącać. Mama wszystko lekceważyła, twierdziła, że córka mocno przesadza i że tata w sumie nic złego nie robi. Również bardzo źle się działo po nadejściu mroźnej zimy, ponieważ wilczyca w ten czas okropnie marzła. Wszyscy widzieli, w jakich warunkach bytowała; a mieszkała teraz w nieocieplonej dziurawej budzie, pozbijanej z byle jakich desek, którą natychmiast należałoby wyremontować.

Arkadiusz Łakomiak na #TataMariusz

Arkadiusz Łakomiak

Laureat głównej nagrody XIX Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „MALOWANIE SŁOWEM” im. Mieczysława Czychowskiego w 2014 r. w kategorii wierszy o tematyce adresowanej do dzieci w wieku przedszkolnym.

Jego wiersze można spotkać w licznych programach edukacyjnych takich jak: „Jutro idę do szkoły” ((program dla przedszkoli),  „Zostań Noblistą” (program dla szkół podstawowych), jak również w książce do 2 klasy szkoły podstawowej „Uczmy się z bratkiem.”

Autor tomiku poezji „Dziwny jest ten świat” wydanego w 2013 r.

Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Dowiedz się więcej ? klik.