Arkadiusz Łakomiak – Wilczyca Łatka; Część Druga

Posłuchaj

Przeczytaj

Rozdział II
„Haneczka”

Minął rok. Śliczna złotowłosa Hania skończyła siedem lat i niebawem wybierała się do szkoły, do pierwszej klasy. Była tym wydarzeniem tak bardzo podekscytowana, że aż nie mogła się doczekać końca wakacji.
Mama Dorota zadbała o każdy najmniejszy szczegół szkolnego wyposażenia. Przygotowała fartuszek, torbę, a w niej komplet książek, zeszyty i wszystko to, co potrzebne było do nauki. Jednak dziewczynka nie byłaby sobą, gdyby nie zamartwiała się faktem, iż przez dłuższy czas nie będzie mogła widywać swojego ukochanego zwierzaka.
Nie miała jednak racji, bowiem lekcje trwały krótko, a po nich szybko wracała do domu… ale o tym za chwilę.
Pierwszego września rozległ się głośny dzwonek i dzieci rozpoczęły naukę (wspomnę tylko, że był to dzwonek trzymany w ręku nauczyciela).
Stara wiejska szkoła, zbudowana jeszcze z sosnowego drewna i z dachem ze słomy, stała na skraju wsi. W jej budowie (kilkadziesiąt lat wcześniej) pomagał dziadek Antoni i wielu okolicznych mieszkańców. Natomiast babcia Ela na pamiątkę otwarcia szkoły powszechnej, jak ją dawniej nazywano, posadziła przed budynkiem dąb i posiała mnóstwo kolorowych kwiatów. Do zabawy i odpoczynku służyło pobliskie trawiaste pastwisko, zwane przez niektórych uczniów boiskiem. Za to w szkole, w jedynej sali do nauki, stało kilkanaście ławek i krzeseł. Uczył się w niej kiedyś tata dziewczynki, pan Zygmunt, który później pracował przy drobnych naprawach budynku, a mama była przez jakiś czas nauczycielką.
Haneczka nigdy nie zapominała o czworonożnej przyjaciółce. W czasie przerwy wyciągała z kieszeni już nieco pogięte zdjęcie (właściwie była to wspólna i niestety jedyna fotografia, na której widniał dziadek, babcia, ona i prześliczny długaśny pyszczek) i chętnie każdemu opowiadała o swoim nietypowym zwierzaku, wzbudzając wśród uczniów podziw i niedowierzanie. Hania uczyła się bardzo dobrze, a wręcz wzorowo. W klasie, wraz z nią, było dziewiętnaścioro dzieci. Wszystkich
bardzo lubiła, ale najbardziej swoją koleżankę Kasię, z którą siedziała w jednej ławce. Dziewczynki od razu się zaprzyjaźniły i często odwiedzały poza szkołą.
Pewnego dnia wracały razem po lekcjach do domu, gdy Kasia nagle stanęła i posmutniała.
– Oj, zobacz, bucik mi się rozwiązał, a ja nie umiem zawiązywać sznurówek, czy mi pomożesz? – No pewnie, nie ma problemu – odparła Hania – lecz najpierw pokażę ci, jak to się robi, a później sama spróbujesz, dobrze?
Po szybkim kursie zawiązywania sznurowadeł i paru nieudanych próbach, Kasia wreszcie sama zawiązała bucik.
– Hurra, już umiem, hurra! Dziękuję ci bardzo! Pobiegła, podskakując, wyraźnie szczęśliwa dziewczynka.
I od tej pory już nikogo więcej o to nie prosiła. Muszę tylko zaznaczyć, że w tamtym czasie nie każdy nosił buty. Wielu uczniów przychodziło do szkoły na bosaka, bo rodziców nie było na nie stać.
Kilka tygodni później, Hania wybierała się w odwiedziny do swojej najlepszej przyjaciółki. Przed wyjściem wyjrzała przez okno, za którym już od rana zbierały się wielkie czarne chmury. Na wszelki wypadek, postanowiła wziąć ze sobą parasolkę. Mama stanowczo poprosiła córeczkę, aby nigdzie nie zachodziła.
– Idź prosto do domu Kasi i wróć przed zachodem słońca.
Dziewczynka przytaknęła, założyła swój ulubiony żółty płaszcz, kalosze i powoli wyszła na drogę. Niestety, nie minęło kilka chwil, a już zaczęło kropić. Gdzieś w oddali pojawiły się pierwsze błyski i złowrogie odgłosy piorunów. Raptem silny podmuch wiatru wyrwał dziecku parasolkę, wicher natychmiast poniósł ją wysoko w chmury. Hania od razu za nią pobiegła, ale nie miała żadnych szans, by ją dogonić, parasolka zbyt szybko i daleko odleciała. Dziewczynka bardzo się przejęła tą stratą, dodatkowo pomyślała, że mama na pewno będzie na nią zła, ponieważ była to jedyna parasolka, jaką w ogóle mieli. Gdy zapłakana wracała do domu, huknął potężny piorun, który uderzył w olbrzymią lipę, stojącą przy domku Kasi. Masywny konar, oderwał się od reszty drzewa i spadł prosto na drogę. Na całe szczęście Hani tam nie było, dzięki temu nic jej się nie stało. Dziecko bezpiecznie wróciło do mamy. Natomiast piorun jakimś cudem nikogo nie poranił i oprócz drzewa, niczego poważnie nie uszkodził. Po tym niecodziennym zdarzeniu rodzice Hani byli przeszczęśliwi, że ich ukochana córka jest cała i zdrowa. A o parasolce mama powiedziała tylko tyle, by się nią nie przejmować, bo to w końcu zwykła rzecz, którą można kupić w każdej chwili.
Innym razem, po skończonych zajęciach lekcyjnych, wracała do domu wraz ze swoją paczką szkolnych przyjaciół. Przypadkiem zauważyła, że nieopodal drogi na łące rosną stokrotki i czerwone maki. Na chwileczkę odłączyła się od grupy, by kilka z nich pozbierać. Od wczesnego dzieciństwa uwielbiała zapachy i kolory kwiatów. W jej pokoiku stało mnóstwo donic ze storczykami, fiołkami, bratkami i z wieloma innymi pachnącymi roślinami (nawet tego słonecznego dnia, miała na sobie sukienkę w wyszywane kwiatki).
– Te maki i stokrotki są takie piękne i dojrzałe! Zrobię z nich wspaniały wianuszek. Na pewno Łatka się ucieszy, kiedy jej przyniosę – powiedziała na głos Hania.
Nagle, ni stąd ni zowąd, z pobliskiego lasu wyszedł wściekły ogromny dzik. Odyniec dostrzegł swoim groźnym wzrokiem, osamotnioną dziewczynkę i co żyw ruszył w jej kierunku. Hania, ujrzawszy rozpędzonego dzika, rozejrzała się energicznie w poszukiwaniu ewentualnej pomocy, lecz niestety stała sama. Koleżanki i koledzy zniknęli już za zakrętem. Na ucieczkę też już było za późno, zresztą powiedzmy sobie uczciwie, i tak by nie miała żadnych szans.
W końcu, wystraszona i przerażona, wrzasnęła z całych sił.
– Ratunku, na pomoc! Dzik!
Jej przeraźliwe wołanie usłyszeli szkolni przyjaciele, ale jedyne, co mogli zrobić to szybko pobiec po pomoc, co oczywiście uczynili.
Do dzisiaj nie wiadomo, jak to się stało,że Łatka również ten krzyk usłyszała; mało tego, jakimś cudem zerwała się z łańcucha, przeskoczyła przez wysoki płot i najszybciej jak tylko mogła, przybiegła Hani na ratunek.
Potężny dzik, zobaczywszy przed sobą wilka, stanął i zdębiał… wszystkiego i każdego się tutaj spodziewał, tylko nie jego. Natychmiast rozgorzała między nimi długa i krwawa walka, a stawką tego pojedynku było życie dziewczynki.
Na początku zaznaczyła się lekka przewaga dzika, wszak odyniec posiadał niezwykle długie kły, bronił się nimi i zaciekle atakował. Swoimi sprytnymi unikami sprawiał ogromy problem zadziornej Łatce, lecz kiedy tylko został ugryziony w tylną część ciała, szybciutko podkulił ogon i uciekł do lasu, chrumkając wściekle pod nosem.
O tym, co tu się wydarzyło, jeszcze długo po wsiach opowiadano.

Arkadiusz Łakomiak na #TataMariusz

Arkadiusz Łakomiak

Laureat głównej nagrody XIX Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „MALOWANIE SŁOWEM” im. Mieczysława Czychowskiego w 2014 r. w kategorii wierszy o tematyce adresowanej do dzieci w wieku przedszkolnym.

Jego wiersze można spotkać w licznych programach edukacyjnych takich jak: „Jutro idę do szkoły” ((program dla przedszkoli),  „Zostań Noblistą” (program dla szkół podstawowych), jak również w książce do 2 klasy szkoły podstawowej „Uczmy się z bratkiem.”

Autor tomiku poezji „Dziwny jest ten świat” wydanego w 2013 r.

Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Dowiedz się więcej ? klik.