Arkadiusz Łakomiak – Malowany obrazek cz. 3.

Posłuchaj

Przeczytaj

Kiedy w końcu wróciłem, mama ze zdziwieniem zapytała. – A gdzie masz chleb, Adasiu, i cóż to za obrazek przyniosłeś? – Hmm… będziesz na mnie zła, mamo, ale w pewnym sensie oddałem go starszemu panu, który wyglądał mi na biednego człowieka, był wychudzony i chyba chory, bo wyraźnie utykał. W dodatku bardzo trzęsły mu się dłonie, a tym obrazkiem odwdzięczył mi się za chleb. – No co ty mówisz, głuptasie, oczywiście, że nie będę zła. Ale wiesz co, nie potrzebujemy już tego chleba, ponieważ tak się dobrze składa, że tata, wracając z pracy, kupił jeden po drodze. Uff, ucieszyły mnie słowa mamy, ponieważ nie byłem pewien jej reakcji. Tata za to potarmosił mnie po głowie i rzekł filozoficzną myśl. – Kto pomaga innym, ten staje się wielki.
Prawdę mówiąc, to wtedy nie rozumiałem, co miał na myśli, ale to już nieistotne; ważne, że wszystko dobrze się skończyło.
Chwilę później obrazek wrzuciłem do szuflady biurka i szybko o nim zapomniałem.
Dokładnie miesiąc później, grając w piłkę z chłopakami na podwórku, tak nieszczęśliwie upadłem, że złamałem sobie nogę. Chyba nie muszę wszystkim tłumaczyć, jaki to był dla mnie koszmar i co wówczas czułem. Proszę mi wierzyć, że najmniejszy ruch ciała sprawiał mi niewyobrażalny ból. Byłem bliski płaczu, aż wreszcie któryś kolega pobiegł po moją mamę, a ta szybko zadzwoniła po pogotowie. Po przyjechaniu karetki, lekarz ostrożnie opatrzył mi nogę, stosując w tym celu specjalne usztywnienie. Następnie wraz z sanitariuszem przenieśli mnie na nosze i wsunęli do samochodu. Pędem ruszyliśmy do szpitala.
Droga była okropna, ponieważ co chwilę nami trzęsło, a ja na wybojach wyłem z bólu. Na szczęście mama cały czas przy mnie czuwała i ciągle pocieszała. Po dotarciu do szpitala pamiętam jeszcze, że zrobiono mi znieczulenie, po którym zasnąłem dopiero na sali operacyjnej. Ostatnie co widziałem to pana chirurga z wielką wiertarką, który zbliżał się do mojej nogi. Więcej nic nie pamiętam.
Gdy wybudziłem się z narkozy, siedzący obok mnie rodzice natychmiast się rozpłakali. Prawie bez przerwy powtarzali „Dzięki Bogu, dzięki Bogu”. Ale moją uwagę przykuła jeszcze inna rzecz, a mianowicie zdziwiony zauważyłem, że moja lewa noga wisi w powietrzu. To znaczy, została ona za kolano przymocowana długim łańcuchem, na końcu którego umieszczono odważniki. Nie wiedziałem, po co mi to jest i do czego służy. Jednakże dopiero później wytłumaczono mi, że to tak zwany wyciąg.
W szpitalu spędziłem ponad miesiąc. Był to smutny okres mojego życia, choć czasami wygłupiałem się razem z innymi dzieciakami, leżącymi w mojej sali, jak i z tymi przebywającymi na tym samym oddziale.
Pamiętam dokładnie jedną taką śmieszną sytuację, oczywiście śmieszną dla nas. Któregoś ranka rzucaliśmy się z chłopakami poduszkami, gdy nagle do sali weszła pani pielęgniarka, niosąc przed sobą tacę z lekami. Traf chciał, że jedna z tych poduszek wylądowała prosto na tej tacy, powodując wywrócenie się jej i pomieszanie lekarstw. Natychmiast wybuchnęliśmy ogromnym śmiechem. I nie chcę już mówić, co było dalej, ale jedną z licznych kar był brak możliwości oglądania telewizji. Ciężko przeżyliśmy tę stratę, ponieważ uwielbialiśmy oglądać dobranocki. Po tym nieszczęsnym wydarzeniu, oczywiście wszyscy przeprosiliśmy, ale to już naszą sytuację niewiele zmieniło.
A tak przy okazji, to ze złych rzeczy przypominam sobie, że okropnie bałem się zastrzyków. Tutaj śmiechów już nie było.
Z czasem stan mojego zdrowia poprawił się na tyle, że zaczęto mnie rehabilitować, czyli poddawać różnego rodzaju ćwiczeniom. Ciekawostką było to, że musiałem się uczyć chodzić na nowo. Początkowo nawet miano mnie wysłać do Ameryki na długotrwałą rehabilitację (nie, nie do tej Ameryki, tylko do tej Ameryki pod Olsztynkiem, gdzie do dziś mieści się ośrodek rehabilitacyjny dla dzieci), lecz zauważono u mnie błyskawiczne postępy w nauce chodzenia i postanowiono zrezygnować z tego pomysłu.
Ze szpitala wróciłem poruszając się o kulach. Niestety, o graniu w piłkę nie było mowy. Szkoda, bo bardzo to lubiłem. Czasami przez okno spoglądałem na biegające dzieciaki, którym bardzo zazdrościłem ruchu i podwórkowego szaleństwa. Pozostała mi tylko gra na gitarze. Do swojego klubu także zejść nie mogłem, ale w tym przypadku dobrze się składało, ponieważ wszyscy moi przyjaciele byli już na wakacjach, więc ta strata była dla mnie dosyć mała.

Arkadiusz Łakomiak na #TataMariusz

Arkadiusz Łakomiak

Laureat głównej nagrody XIX Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „MALOWANIE SŁOWEM” im. Mieczysława Czychowskiego w 2014 r. w kategorii wierszy o tematyce adresowanej do dzieci w wieku przedszkolnym.

Jego wiersze można spotkać w licznych programach edukacyjnych takich jak: „Jutro idę do szkoły” ((program dla przedszkoli),  „Zostań Noblistą” (program dla szkół podstawowych), jak również w książce do 2 klasy szkoły podstawowej „Uczmy się z bratkiem.”

Autor tomiku poezji „Dziwny jest ten świat” wydanego w 2013 r.

Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Dowiedz się więcej ? klik.