Hugh Lofting – Podróże doktora Dolittle; Część I. Rozdział X. Prywatne ZOO

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wikisource.org

>> link do utworu <<

plwikisource

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Nie sądziłem, że w tym ogrodzie może być jeszcze coś, czego nie widzieliśmy. Ale Doktor wziął mnie za rękę i ruszyliśmy małą, wąską ścieżką, a po wielu zakrętach i zawijasach znaleźliśmy się przed małymi drzwiami osadzonymi w wysokim kamiennym murze. Doktor pchnął je i otworzył.

W środku był jeszcze jeden ogród. Spodziewałem się znaleźć tam klatki ze zwierzętami. Ale żadnych nie było. Zamiast tego w całym ogrodzie znajdowały się małe kamienne domki, a każdy z nich miał okno i drzwi. Gdy weszliśmy do głębiej, wiele z tych drzwi otworzyło się, a zwierzęta wybiegły do nas, najwyraźniej oczekując jedzenia.

– Czy te drzwi nie mają zamków? – zapytałem doktora.
– Każde drzwi mają zamek – odparł Doktor – Ale w moim zoo drzwi otwierają się od wewnątrz, a nie od zewnątrz. Zamki są tam tylko po to, by zwierzęta mogły się zamknąć, gdy chcą uciec od innych zwierząt lub ludzi, którzy mogą tu przyjść. Każde zwierzę w tym zoo przebywa tutaj, ponieważ to lubi, a nie dlatego, że jest do tego zmuszane.
– Wszystkie wyglądają na bardzo szczęśliwe i czyste – powiedziałem. – Czy mógłby mi Pan powiedzieć mi imiona niektórych z nich?
– Oczywiście. Cóż, ta śmiesznie wyglądająca rzecz z płytkami na plecach, węsząca pod tamtą cegłą, to południowoamerykański pancernik. Ten mały, który z nim rozmawia, to kanadyjski słoniak. Oba żyją w tych dziurach, które widać u podnóża muru. Te dwie małe bestie, które wyprawiają figle w stawie, to para rosyjskich norek – i to mi przypomniało: muszę iść i przynieść im trochę śledzi z miasta przed południem – dziś wcześniej zamykają. To zwierzę, które właśnie wyszło z domu, to antylopa, jeden z mniejszych gatunków południowoafrykańskich. Przejdźmy teraz na drugą stronę tych krzaków, a pokażę ci więcej.
– Czy to są jelenie? – zapytałem.
– Jelenie! – odpowiedział Doktor. – Ale gdzie?
– Tam – wskazałem – skubią trawę na granicy grządki. Są tam dwa.
– Och, to – powiedział Doktor z uśmiechem. – To nie jest dwoje zwierząt: to jedno zwierzę z dwiema głowami – jedyne dwugłowe zwierzę na świecie. Nazywa się „pushmi-pullyu”. Przywiozłem go z Afryki. Jest bardzo oswojony – działa jako rodzaj nocnego stróża w moim zoo. Śpi tylko z jedną głową na raz – bardzo przydatne – druga głowa nie śpi przez całą noc.
– A są tu jakieś lwy lub tygrysy? – zapytałem, gdy ruszyliśmy dalej.
– Nie – odpowiedział Doktor. – Nie byłoby możliwe trzymanie ich tutaj – i nie trzymałbym ich, nawet gdybym mógł. Gdyby to zależało ode mnie, Stubbins, nigdzie na świecie nie byłoby ani jednego lwa czy tygrysa w niewoli. Nigdy się do tego nie przyzwyczają. Nigdy nie są szczęśliwe. Nigdy się nie ustatkują. Zawsze myślą o wielkich krajach, które zostawiły za sobą. Widać to w ich oczach – zawsze marzą o wielkich otwartych przestrzeniach, w których się urodziły; marzą o głębokich, ciemnych dżunglach, w których ich matki po raz pierwszy nauczyły je węszyć i tropić jelenie. A co dostają w zamian za to wszystko? – zapytał Doktor, zatrzymując się i czerwieniąc gniewnie – Co dostają w zamian za chwałę afrykańskiego wschodu słońca, za bryzę o zmierzchu szepczącą wśród palm, za zielony cień matowych, splątanych winorośli, za chłodne, gwiaździste noce pustyni, za stukot wodospadu po ciężkim dniu polowania?. Co, pytam, dostają w zamian za to? Nagą klatkę z żelaznymi prętami, brzydki kawałek martwego mięsa wrzucany im raz dziennie i tłum głupców, którzy przychodzą i gapią się na nie z otwartymi ustami – Nie, Stubbins. Lwy i tygrysy, Wielcy Łowcy, nigdy, przenigdy nie powinny być oglądane w ogrodach zoologicznych.

Doktor wydawał się strasznie poważny – prawie smutny. Ale nagle jego maniera znów się zmieniła i chwycił mnie za ramię z tym samym pogodnym uśmiechem.

– Ale nie widzieliśmy jeszcze motylarni ani akwariów. Chodź ze mną. Jestem bardzo dumny z moich motylarni.

Poszliśmy dalej i wkrótce dotarliśmy do ogrodzonej zagrody. Zobaczyłem tam kilka dużych domków wykonanych z cienkiej drucianej siatki, przypominających klatki. Wewnątrz siatki rosły w słońcu przeróżne piękne kwiaty, a nad nimi przemykały motyle. Doktor wskazał na koniec jednej z chat, gdzie w rzędzie stały małe pudełka z otworami.

– To są skrzynki lęgowe – powiedział. – Umieszczam w nich różne rodzaje gąsienic. A gdy tylko przeobrażą się w motyle i ćmy, wychodzą do tych ogrodów kwiatowych, by się pożywić.
– Czy motyle mają jakiś język? – zapytałem.
– Och, wydaje mi się, że mają – odpowiedział Doktor – i chrząszcze też. Ale jak dotąd nie udało mi się dowiedzieć zbyt wiele o językach owadów. Ostatnio byłem zbyt zajęty próbami opanowania mowy skorupiaków. Mam jednak zamiar się tym zająć.

W tym momencie dołączyła do nas Polinezja i powiedziała:

– Doktorze, przy tylnych drzwiach stoją dwie świnki morskie. Mówią, że uciekły od chłopca, który je trzymał, ponieważ nie dostawały odpowiedniego jedzenia. Chcą wiedzieć, czy je pan przygarnie.
– W porządku – powiedział Doktor. – Pokaż im drogę do zoo. Daj im domek po lewej stronie, niedaleko bramy – ten, który miał czarny lis. Powiedz im, jakie są zasady i daj im porządny posiłek. Teraz, Stubbins, przejdziemy do akwariów. Przede wszystkim muszę ci pokazać mój duży, szklany zbiornik z wodą morską, w którym trzymam skorupiaki.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Hugh Lofting

ur. 14 stycznia 1886 w Maidenhead, Berkshire w Anglii, zm. 26 września 1947 w Topanga w Kalifornii) – brytyjski autor literatury dziecięcej, znany głównie jako twórca cyklu książek o rozumiejącym mowę zwierząt doktorze Dolittle.

Czytaj więcej >>wiki<<