Hugh Lofting – Podróże doktora Dolittle; Część I. Rozdział VII. Rozmowa o skorupiakach

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wikisource.org

>> link do utworu <<

plwikisource

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Następnego ranka, mimo że poprzedniej nocy położyłem się spać tak późno, wstałem strasznie wcześnie. Pierwsze wróble dopiero zaczynały sennie ćwierkać na dachach, kiedy wyskoczyłem z łóżka i wskoczyłem w ubranie.

Nie mogłam się doczekać powrotu do małego domku z wielkim ogrodem i spotkania Doktora i jego prywatnego zoo. Pierwszy raz w życiu zapomniałem o śniadaniu i skradając się po schodach na palcach, by nie obudzić matki i ojca, otworzyłem frontowe drzwi i wyskoczyłem na pustą, cichą ulicę.

Kiedy stanąłem przed furtką, pomyślałem że być może jest zbyt wcześnie, by kogokolwiek wołać. Zastanawiałem się, czy doktor już wstał. Zajrzałem do ogrodu. Nikogo tam nie było. Cichutko otworzyłem furtkę i wszedłem do środka.

Skręciłem w lewo, by zejść na ścieżkę między żywopłotami, gdy nagle usłyszałem, całkiem blisko, głos.

– Dzień dobry. Ależ jesteś wcześnie!

Odwróciłem się. Na czubku żywopłotu, siedziała szara papuga – Polinezja.

– Dzień dobry – powiedziałem – Tak właśnie myślałem, że jestem dość wcześnie. Czy doktor jest jeszcze w łóżku?
– O nie – odpowiedziała Polinezja – Wstał półtorej godziny temu. Znajdziesz go gdzieś w domu. Główne drzwi są otwarte, wystarczy pchnąć i wejść. Na pewno jest w kuchni i gotuje śniadanie, albo pracuje w swoim gabinecie. Wejdź od razu. Ja czekam na wschód słońca, ale mam wrażenie, że zapomniało wzejść. To okropny klimat. Gdybyśmy byli w Afryce, o tej porze świat płonąłby w słońcu. Wystarczy zobaczyć tę mgłę unoszącą się nad kapustą. Wystarczy na to spojrzeć, by dostać reumatyzmu. Bestialski klimat – bestialski! Naprawdę nie wiem, dlaczego cokolwiek poza żabami zostało w Anglii… Ech… nie zatrzymuję cię. Biegnij do doktora.
– Dziękuję – powiedziałem – Pójdę go poszukać.

Kiedy otworzyłem drzwi, poczułem zapach smażącego się bekonu. Poszedłem do kuchni. Na ogniu stał duży czajnik, a tuż obok naczynie z bekonem i jajkami. Miałem wrażenie, że bekon wysycha na wiór więc odsunąłem naczynie nieco dalej od ognia, po czym ruszyłem na poszukiwania Doktora.

Znalazłem go w gabinecie, choć wtedy nie wiedziałem jeszcze, że nazywano go gabinetem. Było to bardzo interesujące pomieszczenie, z teleskopami i mikroskopami oraz różnymi innymi dziwnymi rzeczami, których nie rozumiałem, ale żałowałem, że ich nie znam. Na ścianach wisiały zdjęcia zwierząt, ryb i dziwnych roślin oraz kolekcje ptasich jaj i muszelek w szklanych gablotach.

Doktor stał przy głównym stole w szlafroku. Z początku myślałem, że myje twarz. Przed nim stało kwadratowa szklane pudełko wypełnione wodą. Doktor jedno ucho trzymał pod wodą, a drugie zakrywał lewą ręką. Gdy wszedłem, wstał.

– Dzień dobry, Stubbins – powiedział. – Zapowiada się ładny dzień, nie sądzisz? Właśnie słuchałem Wiff-Waffa, ale jest bardzo rozczarowujący – bardzo.
– Dlaczego? – spytałem – Czy nie wspominał Pan, że Wiff-Waff też ma jakiś język?
– O tak – powiedział Doktor – ma język. Ale bardzo ubogi – tylko kilka słów, takich jak „tak” i „nie” – „gorący” i „zimny”. To wszystko, co potrafi powiedzieć. To bardzo rozczarowujące. Widać, że naprawdę należy do dwóch różnych rodzin ryb. Myślałem, że będzie niezwykle pomocny – cóż…
– Przypuszczam – powiedziałem – że to oznacza, że nie jest zbyt inteligentny, skoro jego język składa się tylko z dwóch lub trzech słów.
– Też tak myślę. Być może to przez tryb życia, jakie prowadzi. Widzisz, te Wiff-Waff-y są teraz bardzo rzadkie i bardzo samotne. Pływają w najgłębszych częściach oceanu zupełnie same, zawsze samotnie. Przypuszczam więc, że nie potrzebują się zbyt wiele komunikować.
– Może jakiś większy skorupiak mówiłby więcej – powiedziałem – W końcu ten jest bardzo mały, prawda?
– Tak – powiedział Doktor – to prawda. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że są skorupiaki, które są dobrymi mówcami. Ale duże skorupiaki – największe z nich – są bardzo trudne do złapania. Można je znaleźć tylko na dużych głębokościach, a ponieważ nie pływają zbyt wiele, a głównie pełzają po dnie oceanu przez większość czasu, bardzo rzadko są łapane w sieci. Chciałbym znaleźć jakiś sposób na zejście na dno morza. Mógłbym się wiele nauczyć, gdybym tylko mógł to zrobić. Ale zapominamy o śniadaniu – jadłeś już śniadanie, Stubbins?

Powiedziałem doktorowi, że zapomniałem o wszystkim, a on natychmiast poprowadził mnie do kuchni.

– Tak – powiedział, zalewając gorącą wodą z czajnika herbatę w dzbanku – gdyby tylko człowiek zdołał zejść na samo dno morza i pomieszkać tam przez jakiś czas, odkryłby kilka cudownych rzeczy – rzeczy, o których ludziom nigdy się nie śniło.
– Ale ludzie schodzą na dno, prawda? – zapytałem – nurkowie i ludzie tego pokroju?
– O tak, z pewnością – odpowiedział Doktor – Nurkowie schodzą na dno. Sam schodziłem na dno w skafandrze do nurkowania. Ale oni schodzą tylko tam, gdzie morze jest płytkie. Nurkowie nie mogą zejść tam, gdzie jest naprawdę głęboko. Ja chciałbym zejść na wielkie głębokości – tam, gdzie głębokość mierzy się w kilometrach – cóż, śmiem twierdzić, że pewnego dnia mi się to uda. Pozwól, że podam ci kolejną filiżankę herbaty.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Hugh Lofting

ur. 14 stycznia 1886 w Maidenhead, Berkshire w Anglii, zm. 26 września 1947 w Topanga w Kalifornii) – brytyjski autor literatury dziecięcej, znany głównie jako twórca cyklu książek o rozumiejącym mowę zwierząt doktorze Dolittle.

Czytaj więcej >>wiki<<