Anna Gratkowska – Latająca krowa
Posłuchaj
Przeczytaj
W Kopytkowie, gdzieś za rzeczką mieszka krowa Antonina. Ma cztery nogi, łaciaty brzuch i ogon, którym potrafi rysować ósemki w powietrzu.
Najbardziej lubi, gdy na dworze jest ciepło. Wtedy wychodzi wraz z rodzicami na łąkę i skubiąc trawę, oddaje się marzeniom.
Wyobraża sobie na przykład, że jest małym zajączkiem, który bawi się w chowanego w polu kukurydzy.
Albo na moment staje się małą świnką, która skacze po błocie: Hop! Hop! Hop!
Czasem zamyka oczy i udaje, że zmieniła się w źrebaczka. Wtedy biega w kółko i krzyczy:
– To ja, konik Antoś, zejdźcie mi z drogi!
Ale to trwa tylko przez chwilę. Bo tak naprawdę Antonina najbardziej lubi być sobą – małą krówką, której przysmakiem są liście koniczyny i kwiaty mniszka.
Pewnego dnia Antonina wpada na świetny pomysł. Zrywa się z łóżka i pędem biegnie przed siebie. Tak szybko, jak tylko potrafi mała, podekscytowana krówka! Z wrażenia plączą jej się nogi i ogon!
Po chwili wpada do zagrody, w której mieszka jej przyjaciel prosiaczek Zenio i zdyszana oznajmia na wstępie:
– Nauczę się latać!
Zenio przeciera oczy ze zdumienia. Przed chwilą wstał i nie rozumie dlaczego na pyszczku Antoniny jest tak wielki uśmiech. Przecież jeszcze nie było śniadania ani porannej kąpieli w błocie!
– Ależ droga Antonino, krowy nie latają. – Przecząco kręci głową. – Czy ktoś kiedyś widział latającą krowę?
Ale Antonina wcale nie chce go słuchać.
– Ja będę latać! – Powtarza w kółko. – Będę podpatrywać ptaki i pszczoły na łące, i prędzej czy później wzbiję się w niebo. Zobaczysz!
Zenio ciężko wzdycha. Antonina jest taka uparta! Zupełnie jak osiołek Staś! On też, gdy się uprze, to nie chce nikogo słuchać. Teraz Antonina poszła w jego ślady i też nikogo nie słucha. Gania po łące za pszczołami i każdą z osobna pyta:
– Przepraszam… czy wie pani gdzie znajduje się najbliższa szkoła latania?
Pszczoły jednak nie są skore do rozmowy. Od rana ciężko pracują, nie mogą sobie pozwolić na dłuższą przerwę. W przelocie wyjaśniają Antoninie:
– … musisz poszukać za rzeką…
– … nie, w trzeciej od góry dziupli….
– … ależ skąd! Najlepsza szkoła latania mieści się w gąszczu chabrów!
Antonina po kolei zagląda w każde miejsce. Przez cały dzień wędruje od jednego punktu do drugiego.
Ale za rzeką – są tylko bagna.
W dziupli – mieszka echo.
A w gąszczu chabrów – biedronkowe przedszkole.
Jednak Antonina się nie poddaje. Zasypia z postanowieniem, że następnego dnia będzie kontynuować poszukiwania.
Tyle tylko, że następnego dnia rano czuje, że coś uwiera ją z lewej strony.
I z prawej…
I ciut więcej waży…
Antonia rozprostowuje nogi, przegląda się w kałuży i…
– O RETY! UROSŁY MI SKRZYDŁA!!!
Najprawdziwsze, pokryte białym pierzem skrzydła! Antonina uśmiecha się szeroko, po czym ostrożnie unosi skrzydło do góry. Delikatnie zaczyna nim machać. Podmuch powietrza tarmosi jej grzywkę. A kiedy zaczyna ruszać drugim skrzydłem, to nagle jej kopytka odrywają się od ziemi.
– Ja latam! – krzyczy na cały głos. – Ja naprawdę latam!
Zenio, który niespodziewanie przyszedł z wizytą, przeciera oczy ze zdumienia. Na lawinę błocka! Toż to latająca krowa! Macha nogami w powietrzu, a jej ogon kręci się jak śmigło!
Antonina jest taka szczęśliwa! Chciałaby już, zaraz wzbić się w powietrze! A potem zrobić kółko nad podwórkiem, i trzy zygzaki nad lasem. Ale najpierw musi zjeść porządne śniadanie. Potrzebuje dużo siły, żeby rozpocząć podniebne podróże.
Pospiesznie łyka kęsy zielonej, świeżej trawy i tłumaczy prosiaczkowi, co zamierza zrobić:
– Na początku polecę nad staw. Z góry zobaczę jakiego jest kształtu: litery O czy U.
Później zrobię trzy kółka nad lasem, chociaż nie wykluczam, że kółek będzie więcej. Może nawet 33! Czuję, że podniebne piruety staną się moją specjalnością! A na końcu wzbiję się w niebo! Wysoko, wysoko, wysoko, aż w końcu stanę się małą łaciatą kropką!
Zenio niepewnie spogląda na Antoninę. Wcale nie podoba mu się ten pomysł! On nigdy, przenigdy nie odważyłby się na takie akrobacje. Na samą myśl o tym, trzęsie się ze strachu jak liść na wietrze.
– Jesteś pewna, że umiesz latać? – pyta drżącym głosem.
W odpowiedzi Antonina lekceważąco macha kopytkiem:
– Och, latanie to nic trudnego! Wystarczy machać skrzydłami! O tak! – i zaczyna ruszać najpierw lewym skrzydłem, potem prawym, po czym ze śmiechem unosi się nad stołem. Chwilę później wylatuje przez okno i robi pierwsze kółko nad podwórkiem.
Zwierzęta na podwórku ze zdziwieniem obserwują Antoninę:
– Patrzcie, latająca krowa!
– Ależ ma piękne skrzydła!
– Ciekawe jak to jest: patrzeć na świat z góry?
– Na pewno to wspaniałe uczucie!
– Ach, ja też chciałbym mieć skrzydła…
– I ja…
Głosy zachwytu dodają Antoninie śmiałości. Leci prosto nad las. Wszystko z góry jest takie malutkie! Drzewa i krzewy, rzeki i łąka. Nawet mama i tata wydają się dużo mniejsi! A prosiaczek Zenio jest najmniejszy ze wszystkich zwierząt! Przypomina małą różową kuleczkę.
Antonina wykonuje trzy kółka w powietrzu. A potem jeszcze jedno. I jeszcze jedno! To jest takie proste! W tej chwili jest najszczęśliwszą na świecie latającą krową!
– Uważaj! – słyszy niespodziewanie, gdy chce wykonać kolejną akrobację.
To pan Bocian, który wraz z rodziną przelatuje tuż obok. Patrzy na Antoninę karcącym wzrokiem. Jego dzieci dopiero uczą się latać, dziś pierwszy raz wzbiły się w niebo i niepewnie machają skrzydełkami. A latająca krowa nawet nie ustąpiła im miejsca! W dodatku mogła uderzyć dużym skrzydeł jedno z maleństw! To dlatego Pan Bocian ma jeszcze bardziej czerwony dziób niż zwykle! Jest bardzo, bardzo zły na krówkę.
– Uważaj – powtarza klekocząc szybko. – Ktoś się tutaj uczy latać!
– Phi, też mi coś, nauka latania! – Antonina prycha lekceważąco. Jeśli nie może tutaj latać, to poleci wyżej! Żaden problem! Macha mocniej skrzydłami i po chwili zostawia bocianią rodzinę w dole.
Przez chwilę delektuje się widokami i robi w powietrzu 3 salta. A potem decyduje się zmienić kurs na las, kiedy nagle…
– Z drogi moja panno, my tu trenujemy! – Stado gołębi mija ją tak szybko, że aż Antonina z trudem łapie równowagę. O rety, rety, gdzie te gołębie tak pędzą? Ale jakie gołębie? Przecież ich już nie ma! Dopiero po dłuższej chwili Antonina dostrzega gołębią drużynę, która z daleka przypomina szarą plamę na niebie.
Krówka wzbija się więc jeszcze wyżej, i wyżej, aż prawie dotyka kopytkami chmury. Tu będzie mogła w spokoju ćwiczyć piruety. Co prawda, ani rodzice, ani Zenio, ani żadne inne zwierzę jej nie zobaczy. Odleciała tak daleko, że z dołu przypomina czarną kropkę. A może już jej wcale nie widać…?
– Nie boisz się latać tak wysoko? – jakiś głos wyrywa ją z zamyślenia. To stary orzeł, król przestworzy. Majestatycznie porusza skrzydłami, robiąc kółko nad głową Antoniny. Przygląda jej się uważnie. Pewnie nigdy nie widział latającej krowy. Antonina uśmiecha się z dumą. Zaraz mu pokaże jaka to jest odważna!
– Nie boję się! Popatrz tylko! – macha skrzydłami coraz szybciej i szybciej, aż trafia w sam środek pierzastej chmury.
– Uważaj na siebie – słyszy głos orła, ale wcale nie zamierza go słuchać. Przecież latanie jest takie proste! Antonina leci coraz wyżej i wyżej, aż po chwili wszystko staje się białe. Nie ma podwórka ani lasu. Nie ma bocianiej rodziny i gołębi. Nie widać nawet orła. Są tylko pierzaste chmury, które otaczają wszystko dookoła.
Biało, biało, wszędzie biało! Gdziekolwiek by nie spojrzeć – biało! Z wrażenia Antoninie zaczyna się kręcić w głowie! Nie wie gdzie jest! Plączą się jej nogi i ogon! Skrzydła odmawiają posłuszeństwa! Antonina zamyka oczy i zaczyna spadać!
BUM!
ŁUP!
TRACH!
Ląduje na czymś twardym. Otwiera oczy i ze zdumieniem dostrzega, że wylądowała na… czubku drzewa!
Ale to wcale nie jest najgorsze.
Lewe skrzydło jest w trzech miejscach połamane.
Na prawym skrzydle brakuje połowy piór.
Nabiła sobie wielkiego guza na czole.
Ogon ją tak bardzo boli, że co najmniej przez miesiąc nie będzie mogła wykręcać nim ósemek.
Na dodatek słyszy jak orzeł głośno się z niej śmieje!
PRAWDZIWA KATASTROFA!
Antonina schodzi z drzewa i chowa się w zagrodzie.
Latanie wcale nie jest takie proste! Oj nie… Widzą już o tym maluchy, które zanim wyruszą w długą podróż, pilnie ćwiczą pod okiem dorosłych. Wie o tym każdy gołąb, który codziennie trenuje, aby nie wyjść z wprawy. W końcu wie o tym król orzeł. Nawet on, chociaż taki duży i mocny, nie zamierza znikać w przestworzach.
Antonina wstydzi się, że była taka niemądra. Postanawia, że już nigdy, przenigdy nie będzie latać tak wysoko. I będzie słuchać bardziej doświadczonych. Jest pewna, że jej kolejny lot zakończy się sukcesem.
Następnego dnia wstaje wcześnie rano i przegląda się odbiciu w kałuży. Przez noc coś się w jej wyglądzie zmieniło… Łaciaty pyszczek? Jest! Cztery kopytka? No są! Ogon? W bandażu, ale jest! Skrzydła… ? Skrzydła? Zniknęły! Skrzydła zniknęły! Zostało po nich kilka piór na podłodze i wspomnienie nieudanego lotu.
– Hurra! – krzyczy głośno Antonina, aż prosiaczek Zenio z wrażenia przewraca się w błotku. I zastanawia się, co tym razem wymyśliła Antonina… Jeżeli nie latanie, to co? Macie jakiś pomysł?
Anna Gratkowska
Zabawę z pisaniem rozpoczęła w wieku sześciu lat (rymami częstochowskimi żonglując wprawnie), by jako niespełna ośmiolatka otrzymać wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie poetyckim.
Pierwsze prozatorskie kroki stawiała w Polskim Kulturalnym Podziemiu.
W 2012 roku wydała powieść „Stokrotki w deszczu”, a pięć lat później „Miłość. Wydanie drugie poprawione”.
“Bal w kurniku i inne wierszyki dla dzieci” to jej pierwsza książeczka dla najmłodszych.
Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Dowiedz się więcej ? klik.
Zostaw komentarz