Agnieszka Zimnowodzka – Historie zamiecione pod dywan (Wydawnictwo Kocur Bury) – Historia z cukierkami

Posłuchaj

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Uwielbiam zimę! Pewnego dnia rano, gdy zaspana wyjrzałam przez okno, zobaczyłam duże płatki śniegu powoli spadające na ziemię. Wszystko wkoło pokryte było białym puchem. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Nareszcie! Tak długo tej zimy czekałam na śnieg, że przestałam już wierzyć, że w ogóle spadnie. „Jak to dobrze, że jest sobota i nie trzeba iść do szkoły!” – pomyślałam, uśmiechając się do siebie.

Pobiegłam do pokoju brata, krzycząc z daleka:
– Śnieg! Śnieg pada! Antek, wstawaj! Idziemy na sanki! – Wpadłam do niego jak burza.

– Co? Do Anki? Do jakiej Anki? – nieprzytomnie odpowiedział zaspany Antoś.
– Mały, ocknij się! Powiedziałam NA SANKI, a nie DO ANKI.
– Lilka, daj mi spokój, jestem właśnie w fabryce lizaków – oblizując się, odpowiedział Antoś. Widocznie przerwałam mu bardzo smakowity sen. Poczułam małe ukłucie zazdrości.

„Dlaczego mnie nie śni się nic takiego?” – pomyślałam z żalem – „fajnie byłoby bezkarnie poobjadać się słodyczami”.
Antek narobił mi takiego smaku, że pobiegłam do swojego pokoju, gdzie miałam schowaną paczkę
czekoladowych cukierków.
Cicho zamknęłam drzwi i wzięłam do ust jednego, potem drugiego i kolejnego cukierka.

Tak się rozsmakowałam, że nawet nie wiem kiedy, zjadłam ich całą paczkę.

Po chwili usłyszałam dobiegający z kuchni głos mamy, która wołała mnie na śniadanie.
Szybko wsunęłam pod dywan torebkę po cukierkach. Tak by nikt się nie spostrzegł, że wszystko właśnie zniknęło w moim brzuchu. Poszłam do kuchni.

– Mamusiu, wiesz, ja chyba nie będę jadła. Tak się jakoś źle czuję… – powiedziałam.
– Lileczko, przecież przed chwilą skakałaś z radości, że pójdziesz na sanki. Co się stało? – dopytywała zaniepokojona mama.
– Boli mnie ząb i na dodatek jest mi niedobrze – odpowiedziałam, nie zdradzając przyczyny moich dolegliwości. Ale mama się domyśliła, bo zapytała z przekąsem:
– A czy czasem twoje czekoladowe palce nie mają z tym nic wspólnego? Wiesz, że słodycze powinno się jeść tylko czasami, w dodatku w małych ilościach. A już na pewno nie przed śniadaniem. Co ci przyszło do głowy?! Sama widzisz, że to nie był dobry pomysł. Zrobię ci ciepłej gorzkiej herbaty, to może poczujesz się lepiej. A ząb trzeba będzie pokazać dentyście. Zadzwonię i umówię cię na wizytę.

Na myśl o dentyście rozbolała mnie cała szczęka. Wróciłam do pokoju. Gdy włożyłam rękę pod dywan, by wyciągnąć schowaną tam paczkę po cukierkach, nagle rozbłysło wielkie światło, a potem niespodziewanie zrobiło się ciemno, jakby zapadła czarna noc. Znalazłam się w długim, krętym, spadającym w dół tunelu, w którym zjeżdżałam z dużą prędkością. Wyskoczyłam na końcu jak z procy, wprost na fotel, który wyglądał na dentystyczny. Nagle ktoś nachylił się nade mną – niby dentysta, tyle, że wyglądał zupełnie jak nie człowiek. I to nie był człowiek. To był ogromny cukierek! Był wysoki i miał zakręcony papierek na górze i na dole.

Obok niego stała pomoc dentystyczna – niska i gruba czekoladowa babeczka, z fryzurą z ptysiowego kremu. Obydwoje mówili coś do siebie, wskazując na moją buzię. Nim się zorientowałam, siedziałam
już z otwartą szczęką, a doktor Cukierek dłubał mi w zębach kolorowym lizakiem.
– Ptysiu – zwrócił się do czekoladowej babeczki – podłącz mi baryłkę miodu, musimy pacjentce przepłukać dziurę w zębie. Oczywiście, mój ty Słodziaku – odpowiedziała i puściła miód przez cukrową rurkę wprost do mojej buzi.
„Co oni robią?” – pomyślałam. Zrobiło mi się w ustach przeraźliwie słodko.
– Ptysiu, proszę o waciki z cukrowej waty i wiertła z czekoladowych patyczków – odezwał się doktor Cukierek.
Natychmiast poczułam smak cukru w ustach. Czekoladowa babeczka stanęła po mojej prawej stronie, a doktor Cukierek po lewej. Obydwoje zaczęli mi wiercić dziurki we wszystkich zębach, zaklejając je karmelowym kremem.

Tego już było za wiele.
– Dość! – krzyknęłam – przecież wy mi wcale nie reperujecie zębów, tylko je psujecie! powiedziałam podniesionym tonem. – W dodatku już mi niedobrze od tych słodyczy!
Ja chcę do normalnego dentysty! – zawołałam.

Gdy tylko wykrzyczałam te słowa, wszystko zniknęło i ponownie znalazłam się w moim pokoju. Podbiegłam do lustra. Z ulgą stwierdziłam, że nie mam karmelowych plomb. I choć wyczuwałam jeszcze słodki smak w ustach, wiedziałam, że nie jest on sprawką wizyty w lukrowym gabinecie
dentystycznym, a jedynie efektem zjedzonych cukierków. Wypiłam gorzką herbatę, którą zrobiła mi mama. Umyłam zęby. Poczułam się znacznie lepiej. Nawet poprosiłam o śniadanie i z przyjemnością zjadłam sałatkę grecką z grzankami. Kto by pomyślał, że może być taka smaczna!

Po południu mama zabrała mnie do dentysty.

Bałam się jak nie wiem co, ale gdy otworzyły się drzwi gabinetu i ujrzałam prawdziwą panią dentystkę, a nie jakieś chodzące gigantyczne słodycze, strach mnie opuścił i poczułam, że jestem
w dobrych rękach. Nie obyło się bez borowania, ale to było nic w porównaniu do moich przeżyć z lukrowego gabinetu. Pani Alicja założyła mi małą plombę i poprosiła, abym po zjedzeniu słodkości
zawsze myła zęby. W zasadzie, to nawet nie musiała nic mówić, bo słodyczy na jakiś czas miałam dość.

Po powrocie do domu całą rodziną wybraliśmy się na sanki do pobliskiego parku. Śmiechu było co niemiara, gdy zjeżdżając z górki spadaliśmy jeden na drugiego. Raz Antoś spadł z sanek jeszcze na górze i gdy sturlał się w dół, był cały oblepiony śniegiem.
– Ale z ciebie bałwan! – zawołałam wesoło, wskazując na niego palcem.
– Sama jesteś bałwan! – odpowiedział obruszony Antek, ale gdy zobaczył swój śnieżny kombinezon, zrozumiał, że sobie z niego żartuję i zaczął chichotać. W rzeczy samej, wyglądał jak bałwan. Brakowało mu tylko nosa z marchewki i węglowych guziczków.

Wieczorem, przed pójściem spać, wyjrzałam przez okno. Na parapecie mieniły się gwiazdki, pojedyncze płatki śniegu. Na szybie mróz namalował wymyślne wzory.
„Zima to prawdziwa artystka” – pomyślałam. Poszłam dać rodzicom całusa na dobranoc.
– Uwielbiam zimę – powiedziałam do nich. – Śnieg jest taki piękny! Taki śnieżnobiały!
– Prawie jak twoje zęby – zażartowała mama. I wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

Historie zamiecione pod dywan na #TataMariusz

Agnieszka Zimnowodzka – Historie zamiecione pod dywan; Wydawnictwo Kocur Bury

ISBN: 978-83-65530-12-7
Liczba stron: 96
Oprawa: twarda
Opis: Lilka lubi czekoladowe cukierki i zabawy na śniegu, Antoś uwielbia piłkę nożną i czasem bywa płaczliwą marudą. Sprzeczają się, a potem godzą. Jak każde zwyczajne rodzeństwo. Za to dywan w pokoju Lilki jest zdecydowanie nadzwyczajny! Kryje się pod nim cała masa przedmiotów, sprzątniętych w pośpiechu. Gdy dziewczynka próbuje coś spod niego wyciągnąć, dzieją się dziwne rzeczy – wszystko wkoło zaczyna wirować i Lilka trafia w inną rzeczywistość. W tym równoległym świecie przeżywa przygody, które wywierają wpływ na jej prawdziwe życie. Za każdym razem odkrywa coś nowego i wiele uczy się o sobie i innych. Dzięki temu nie patrzy na świat tak samo jak przedtem.
„Historie zamiecione pod dywan” to zbiór kilku osobnych opowieści, które bawią i wzruszają. Pobudzają do refleksji, a zarazem mogą być punktem wyjścia do rozmowy o rzeczach ważnych.

Przejdź na stronę Wydawnictwa ? klik

Wydawnictwo Kocur Bury to:

Monika Kulińska

Małgosia Kwapińska

Agnieszka Zimnowodzka

Paulina Zaborek

Z wykształcenia anglistka. Autorka edukacyjnych programów multimedialnych dla dzieci. Współzałożycielka wydawnictwa Kocur Bury, w którym zajmuje się wszystkim po trochu – dokonuje wyboru tekstów, tłumaczy, organizuje.

Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Łodzi, ilustruje książki dla dzieci, dziś już nawet trudno zliczyć ile ich było…. Jest autorką naszych ilustracji, dba o poziom artystyczny publikacji. Pasjonuje się sztuką i malarstwem. W wolnym czasie maluje i tworzy piękne przedmioty. Jest pomysłodawczynią oraz autorką grafik na torbach i koszulkach, które są do nabycia na naszej stronie, w zakładce „u kota w worku”.

Absolwentka Psychologii. Miłośniczka Włoch i wszystkiego co włoskie. Od zawsze pisze „do szuflady” strofy pełne poczucia humoru. W Kocurze jest autorką serii książeczek o mieszkańcach Humorków, „Historii zamiecionych pod dywan” oraz „Historii wyciągniętych z kapelusza”.

Z wykształcenia pedagożka, pierwsze redaktorskie szlify zdobywała, tworząc pismo „Psychologia w Szkole”. Tak jej się to spodobało, że ukończyła podyplomowe studia z edytorstwa i od 15 lat „robi w książkach”. Członkini Polskiej Sekcji IBBY, pasjonatka książki dziecięcej, w tygodniku „Kultura Liberalna” zawiaduje działem z recenzjami książek dla dzieci i młodzieży, prowadzi blog www.poczytajdziecku.pl. W Kocurze zajmuje się redakcją i korektą, tłumaczeniami, jest autorką artykułów w dziale „Do poczytania”.

Kocur Bury na #TataMariusz

O Wydawnictwie Kocur Bury słów kilka…

Kocur Bury, to niezależne wydawnictwo stworzone przez przyjaciół, których pasją jest książka, w szczególności ta dla dzieci. Dla dzieci piszemy, ilustrujemy i produkujemy od lat, ale od niedawna pod własnym szyldem Kocur Bury.

Wszystko zaczęło się od naszych dzieci, które były inspiracją do stworzenia wielu programów i publikacji. Dzieci wyrosły, ale my pozostajemy na dobre w ich świecie. Mamy nadzieję zainteresować Was naszą wizją książki i autorskimi ilustracjami. Chcemy, aby Wasze dzieci z przyjemnością sięgały do naszych opowieści, których bohaterowie poruszą ich wyobraźnię.

Strona Wydawnictwa Kocur Bury >>klik<<

Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Dowiedz się więcej ? klik.