Hugh Lofting – Doktor Dolittle i jego zwierzęta; Rozdział IV. Wieści z Afryki

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wolnelektury.pl

>> link do utworu <<

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Była to bardzo mroźna zima. Pewnej grudniowej nocy, gdy wszyscy siedzieli w kuchni wokół pieca, a Doktor czytał na głos fragment książki, którą napisał w języku zwierząt, sowa Tu-Tu nagle powiedziała:

— Ćśś! Ktoś hałasuje w ogrodzie!

Wszyscy wytężyli słuch. Rzeczywiście: ktoś głośno tupał po śniegu. Potem drzwi otworzyły się na oścież i do środka wpadła zziajana małpka Czi-Czi.

— Doktorze! — zawołała. — Właśnie dostałam wiadomość od kuzyna z Afryki. Wśród tamtejszych małp wybuchła epidemia. Wszystkie chorują i mnóstwo z nich umiera. Słyszały o tobie i błagają, żebyś przybył do Afryki i powstrzymał chorobę.
— Kto przyniósł ci wiadomość? — spytał Doktor, zdejmując okulary i odkładając książkę.
— Jaskółka — wyjaśniła Czi-Czi. — Siedzi na beczce na deszczówkę.
— Powiedz jej, żeby podfrunęła do ognia — powiedział Doktor. — Musi być okropnie zmarznięta. Jaskółki odlatywały na południe już sześć tygodni temu!

Wprowadzono zziębniętą, drżącą jaskółkę do domu. Choć początkowo była onieśmielona, szybko się ogrzała, usiadła na kominku i zaczęła swoją opowieść.

Kiedy skończyła, Doktor stwierdził:

— Chętnie udałbym się do Afryki, choćby po to, żeby uciec przed mrozem. Ale obawiam się, że nie mam pieniędzy na bilet. Podaj skarbonkę, Czi-Czi.

Małpka wspięła się na komodę i zdjęła ją z górnej półki.

W środku nie było nic — ani jednej monety!
— Zdawało mi się, że leży tam jeszcze dwupensówka!
— Rzeczywiście, leżała — przyznała sowa. — Ale wydałeś ją na gryzak dla małego borsuka, kiedy zaczął ząbkować.
— Doprawdy? — spytał Doktor. — Wielkie nieba! Pieniądze to doprawdy utrapienie! Cóż, mniejsza z tym. Może jeśli pójdę na wybrzeże, uda mi się wypożyczyć łódź, która zabierze nas do Afryki. Znam w mieście pewnego żeglarza. Przyszedł do mnie, kiedy jego dziecko zachorowało na odrę. Wyleczyłem je, więc być może teraz użyczy nam łodzi.

Tak więc następnego dnia wczesnym rankiem Doktor ruszył na wybrzeże. A kiedy wrócił, powiedział zwierzętom, że miał rację: żeglarz rzeczywiście zgodził się pożyczyć mu swoją łódź.

Krokodyl, małpka i papuga bardzo się ucieszyły i zaczęły śpiewać z radości, bo wiedziały, że wracają do Afryki — ich prawdziwego domu. A Doktor powiedział:

— Mogę zabrać tylko waszą trójkę. A do tego psa Dżipa, kaczkę Dab-Dab, prosiaczka Gub-Gub i sowę Tu-Tu. Pozostałe zwierzęta, czyli orzesznice, szczury wodne i nietoperze będą musiały wrócić na pole, gdzie przyszły na świat, i tam zaczekać na mój powrót. Większość z nich i tak przesypia zimę, więc nie będą miały mi za złe. A afrykański klimat nie przypadłby im do gustu.

Następnie papuga, która miała już na koncie wiele morskich podróży, zaczęła wyliczać, co konkretnie Doktor musi zabrać ze sobą na pokład.

— Musisz zapakować mnóstwo specjalnego pieczywa — powiedziała. — Konkretnie sucharów. No i wołowinę w puszkach. I kotwicę.
— Sądzę, że łódź może mieć własną kotwicę — zasugerował Doktor.
— Upewnij się — rzekła Polinezja. — Bo to kluczowa kwestia. Bez kotwicy się nie zatrzymasz. Przyda się też dzwonek.
— Do czego? — spytał Doktor.
— Żeby wiedzieć, która godzina — wyjaśniła papuga. — Musisz dzwonić co pół godziny, żeby się nie pogubić. I zabierz tyle liny, ile zdołasz. W podróży lina zawsze się przydaje.
Potem wszyscy zaczęli myśleć, jak zapłacą za potrzebny ekwipunek.
— A niech to! Znowu pieniądze! — zrzędził Doktor. — Słowo daję, że nie mogę się doczekać, aż dotrzemy do Afryki, gdzie nie będą nam potrzebne! Pójdę zapytać sklepikarza, czy zgodzi się, żebym zapłacił mu dopiero, kiedy wrócę. Albo lepiej: poślę żeglarza, żeby z nim pomówił.

Więc żeglarz poszedł pogadać ze sklepikarzem, a kiedy wrócił, miał ze sobą wszystko, czego potrzebowali.

Zwierzęta spakowały manatki. Zamknęły dopływ wody, żeby rury nie zamarzły, zatrzasnęły okiennice i zamknęły drzwi na klucz, który następnie zaniosły do stajni, gdzie mieszkał stary koń. Upewniły się, że siana wystarczy mu na całą zimę, ruszyły z bagażami na wybrzeże i wsiadły na łódź.
Odprowadził je Sprzedawca Mięsa dla Kotów. Przyniósł ze sobą wielką porcję puddingu, którą sprezentował Doktorowi, bo słyszał, że takich smakołyków próżno szukać w obcych krajach.

Gdy tylko znaleźli się na statku, prosiaczek Gub-Gub spytał, gdzie są łóżka, bo była już czwarta po południu — pora na drzemkę. Wtedy Polinezja zaprowadziła go pod pokład i pokazała koje, przymocowane na ścianie jedna nad drugą.

— Przecież to półki, nie łóżka! — zawołał Gub-Gub.
— Żadne tam półki! Na statkach zawsze tak jest — wyjaśniła papuga. — To twoja koja. Właź na nią i śpij.
— Chyba jednak jeszcze się nie położę — oznajmił Gub-Gub. — Jestem zbyt podekscytowany. Chcę wrócić na pokład i zobaczyć, jak odpływamy od brzegu.
— Cóż, to twoja pierwsza podróż — przyznała Polinezja. — Z czasem przyzwyczaisz się do życia na morzu.

I sama wróciła na pokład, mrucząc pod dziobem piosenkę:

Znam już Morze Czerwone i Czarne,
Białą Wyspę widziałem nie raz.
Rzekę Żółtą odkryłem ja pierwszy,
Pomarańczową też, w świetle gwiazd.

Kraj zielony znów niknie gdzieś za mną,
Ocean błękitem lśni,
Lecz mam dosyć kolorów, kochana,
A więc wracam, gdzie czekasz mnie ty.

Doktor mruknął, że zanim wyruszą, powinien jeszcze zapytać żeglarza, w którą stronę płynąć, żeby dotrzeć do Afryki. Ale jaskółka powiedziała, że była tam wiele razy i że zna drogę.
Więc Doktor polecił Czi-Czi podnieść kotwicę i podróż rozpoczęła się na dobre.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Hugh Lofting

ur. 14 stycznia 1886 w Maidenhead, Berkshire w Anglii, zm. 26 września 1947 w Topanga w Kalifornii) – brytyjski autor literatury dziecięcej, znany głównie jako twórca cyklu książek o rozumiejącym mowę zwierząt doktorze Dolittle.

Czytaj więcej >>wiki<<