Hugh Lofting – Doktor Dolittle i jego zwierzęta; Rozdział VII. Przywódca Lwów

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wolnelektury.pl

>> link do utworu <<

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

John Dolittle był teraz okrutnie, nieznośnie zajęty. Miał wokół siebie setki chorych małp — goryli, orangutanów, szympansów, pawianów, marmozet, małp szarych i rudych i wszystkich pozostałych. Wiele z nich już umarło.

Zaczął od oddzielenia małp chorych od zdrowych. Potem poprosił Czi-Czi i jej kuzyna, żeby zbudowali mu małą chatkę z trawy. Następnie polecił zdrowym małpom przyjść do niego, żeby się zaszczepić.

Przez trzy dni i trzy noce małpy schodziły się z dżungli, dolin i wzgórz, a Doktor siedział w chatce i szczepił je bez chwili wytchnienia.

Potem polecił zbudować kolejny dom, tym razem duży, żeby starczyło miejsca na wiele łóżek. Umieścił tam wszystkie chore zwierzęta. Ale było ich takie mrowie, że szybko zabrakło zdrowych małp do opieki. Doktor rozesłał więc prośby o pomoc do innych zwierząt: lwów, lampartów i antylop.

Jednak Przywódca Lwów był stworzeniem niezwykle dumnym. Kiedy przyszedł do wielkiego domu Doktora, pełnego łóżek z chorymi, wydawał się urażony i wściekły.

— Naprawdę miał pan czelność prosić o pomoc… mnie? — spytał. — Śmiał pan mnie wezwać? Ja, król zwierząt, miałbym usługiwać stadu brudnych małpiszonów? Przecież nie pożarłbym ich nawet między posiłkami!

Choć lew wyglądał strasznie, Doktor robił wszystko, żeby nie pokazać, że się boi.

— Nie prosiłem, żebyś je pożerał — rzekł cicho. — Poza tym wcale nie są brudne. Dziś rano wszystkie się kąpały. Za to twoja sierść wygląda, jakby tęskniła za szczotką. Coś ci powiem. Posłuchaj mnie. Co jeśli pewnego dnia zachorują właśnie lwy? Jeśli nie pomożecie teraz innym zwierzętom, zostaniecie same, gdy będziecie miały problemy. Dumne ludy często tak właśnie kończą.
— Lwy nie miewają problemów. Raczej sprawiają je innym — powiedział lew, zadzierając nosa. Potem pomaszerował między drzewa z poczuciem, że Doktorowi na pewno w pięty poszło.

W tej sytuacji lamparty też uniosły się dumą i oznajmiły, że nie pomogą. Antylopy (rzecz jasna!) tak samo, choć brakowało im śmiałości, żeby zachować się wobec Doktora równie nieuprzejmie. Kopały w ziemi, uśmiechały się głupio i powtarzały, że żadna z nich nie była nigdy pielęgniarką.

Biedny Doktor bardzo się martwił. Nie miał pojęcia, skąd zdobyć opiekunów dla tysięcy chorych małp.

Ale Przywódca Lwów, kiedy wrócił do legowiska, zobaczył, jak jego żona, Królowa Lwica, biegnie do niego z rozwianym futrem.

— Jedno z lwiątek nie chce jeść — powiedziała. — Nie wiem, co mam robić. Od wczoraj nie wzięło nic do pyszczka.

Zaczęła płakać i drżeć ze zdenerwowania — była dzielną lwicą, ale i czułą matką.

Więc Przywódca poszedł do legowiska i przyjrzał się swoim dzieciom — dwóm sprytnym lwiątkom, które leżały na ziemi. Jedno z nich wyglądało naprawdę kiepsko.

Następnie lew z dziką satysfakcją powtórzył żonie, co powiedział Doktorowi. A ona tak się wściekła, że niemal wyrzuciła go z legowiska.

— Nigdy nie miałeś ani kropli oleju w głowie! — ryknęła. — Wszystkie zwierzęta stąd aż po Ocean Indyjski mówią o wspaniałym człowieku, który potrafi wyleczyć każdą chorobę i o tym, jaki jest czuły i życzliwy… on, jedyny człowiek na całym świecie, który zna język zwierząt! A teraz… właśnie teraz, kiedy nasze dziecko choruje, ty postanowiłeś go obrazić! Idioto! Dobrego lekarza źle traktują tylko tępaki! Ty…

Zaczęła wyrywać mężowy włosy z grzywy.

— Natychmiast wracaj do tego białego człowieka — wrzasnęła — i powiedz mu, że przepraszasz. Zabierz ze sobą całą resztę zdurniałych lwów, a do tego tępe lamparty i antylopy. I róbcie wszystko, co Doktor wam rozkaże. Haruj jak wół! Być może go udobruchasz i zgodzi się potem zbadać nasze lwiątko. No, idź już! Szybciej, mówię! Wcale się nie nadajesz na ojca!

I poszła do sąsiedniego legowiska, gdzie mieszkała jej matka, żeby opowiedzieć jej o całej sprawie.

Przywódca Lwów wrócił więc do Doktora.

— Akurat tędy przechodziłem — mruknął — i pomyślałem, że zajrzę. Znalazłeś już kogoś do pomocy?
— Nie — odparł doktor. — Nie znalazłem. I bardzo mnie to martwi.
— W dzisiejszych czasach trudno o pomoc — stwierdził lew. — Zwierzęta zwyczajnie nie chcą pracować. Takie już są. No cóż… Widzę, że nie jest ci łatwo. W zasadzie byłbym skłonny wyświadczyć ci tę przysługę i zrobić, co w mojej mocy, o ile nie będę musiał myć chorych małpiszonów. Przekazałem też innym zwierzętom, że mają przyjść i pomóc. Lamparty będą tu lada chwila… O, a przy okazji, mamy w domu chore lwiątko. Nie sądzę, żeby dolegało mu coś poważnego. Ale moja żona się niepokoi. Wpadnij, żeby rzucić na nie okiem, jeśli będziesz wieczorem w okolicy, dobrze?

Doktor był zachwycony. Z pomocą przyszły mu lwy i lamparty, antylopy, żyrafy i zebry, wszystkie zwierzęta z lasów, gór i równin. Było ich tak wiele, że część odesłał do domu i zostawił sobie tylko te najbystrzejsze.

Wkrótce małpy zaczęły wracać do zdrowia. Pod koniec tygodnia wielki dom pełen łóżek był już w połowie pusty. A tydzień później opuścił go ostatni pacjent.
Praca Doktora dobiegła końca. Był tak zmęczony, że położył się do łóżka i spał przez trzy dni, nie przewracając się nawet na drugi bok.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Hugh Lofting

ur. 14 stycznia 1886 w Maidenhead, Berkshire w Anglii, zm. 26 września 1947 w Topanga w Kalifornii) – brytyjski autor literatury dziecięcej, znany głównie jako twórca cyklu książek o rozumiejącym mowę zwierząt doktorze Dolittle.

Czytaj więcej >>wiki<<