Hugh Lofting – Doktor Dolittle i jego zwierzęta; Rozdział XIII. Czerwone żagle, błękitne skrzydła

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wolnelektury.pl

>> link do utworu <<

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

W drodze powrotnej statek Doktora musiał opłynąć wybrzeże Berberii. To dzikie, odludne miejsce — nic tylko piach i kamienie. Zamieszkiwali je berberyjscy piraci.
Była to banda rzezimieszków, którzy czekali tylko, aż przepływające obok okręty roztrzaskają się o skały wybrzeża. Często też, gdy widzieli statek, rzucali się do swoich szybkich łodzi i ruszali w pogoń. Jeśli udało im się schwytać kogoś na otwartym morzu, natychmiast go okradali i brali do niewoli, a jego okręt posyłali na dno. Następnie wracali do Berberii, śpiewając wesołe pieśni, niezwykle z siebie dumni, że tak bardzo uprzykrzyli komuś życie. Swoim więźniom kazali pisać do krewnych listy z żądaniem okupu. Jeśli krewni nie wysyłali pieniędzy, piraci często rzucali pojmanych do morza.

A teraz, pewnego słonecznego dnia, Doktor i Dab-Dab przechadzali się właśnie po pokładzie, żeby rozprostować nogi. Wiał miły, ożywczy wiatr i wszyscy byli zadowoleni. Niepodziewanie Dab-Dab zobaczyła daleko za ich statkiem inny żagiel. Czerwony.

— Mam złe przeczucia — powiedziała Dab-Dab. — To chyba nie jest przyjazny statek. Będą z tego nowe kłopoty.

Dżip, który drzemał na słońcu, nagle zaczął warczeć przez sen.

— Czuję pieczeń wołową — wymruczał. — Niedopieczone mięso… zalane brązowym sosem.
— Wielkie nieba! — zakrzyknął Doktor. — Co ten pies wyrabia? Nie dość, że gada, to jeszcze węszy przez sen?
— Na to wychodzi — powiedziała Dab-Dab. — Wszystkie psy to potrafią.
— Ale co on właściwie czuje? — spytał Doktor. — Przecież nie pieczemy wołowiny.
— Nie — przyznała Dab-Dab. — Zapach musi dochodzić ze statku z czerwonym żaglem.
— Jest piętnaście kilometrów za nami — zauważył Doktor. — Pies nie wywąchałby nic z takiej odległości.
— Wywąchałby — powiedziała Dab-Dab. — Sam go o to zapytaj.

Wtedy Dżip, który nadal spał, zaczął warczeć, aż jego warga uniosła się, odsłaniając rząd czystych, białych zębów.

— Czuję złych ludzi — warknął. — Najgorszych, jakich kiedykolwiek zwęszyłem. Czuję nosem kłopoty. Czuję, że będzie bitka. Sześciu łajdaków na jednego bohatera. Chcę mu pomóc. Hau, hau, HAU! — Szczeknął tak głośno, że aż sam się obudził. Rozejrzał się, zaskoczony.
— Spójrz! — zawołała Dab-Dab. — Tamta łódź jest coraz bliżej. Można policzyć jej żagle. Są trzy, wszystkie czerwone. Nie wiem, kto tam płynie, ale na pewno nas ściga. Ciekawe, kto to.
— Źli marynarze — oznajmił Dżip. — Ich statek jest bardzo prędki. To na pewno piraci berberyjscy.
— Cóż, musimy postawić więcej żagli — stwierdził Doktor. — Wtedy popłyniemy szybciej i zdołamy im uciec. Zbiegnij pod pokład, Dżipie, i przynieś mi wszystkie żagle, jakie tam znajdziesz.

Pies zbiegł po schodach i przywlókł wszystkie dostępne żagle.

Jednak nawet kiedy wciągnięto je na maszty, łódź nadal sunęła o wiele wolniej od statku piratów, który z każdą chwilą zbliżał się coraz bardziej.
— Książę dał nam jakąś starą krypę — wyrzekał

prosiaczek Gub-Gub. — Sądzę, że najwolniejszą, jaką tylko miał. Równie dobrze moglibyśmy próbować uciec piratom w wazie do zupy. Patrzcie, jak są blisko! Widać już wąsy na twarzach tych rzezimieszków. Jest ich sześciu! Co robimy?

Doktor poprosił Dab-Dab, żeby poleciała do jaskółek. Miała im opowiedzieć o piratach i poprosić o radę.

Kiedy jaskółki o wszystkim się dowiedziały, obsiadły pokład wokół Doktora. Poleciły mu rozplątać długie liny, żeby zrobić z nich mnóstwo cieniutkich sznurków, które następnie przywiązały do dziobu. Chwyciły je i poleciały, ciągnąc za sobą łódź.

Choć jaskółki w pojedynkę czy w parze nie są zbyt silne, całe stado to już zupełnie inna historia. Do statku Doktora przywiązanych było tymczasem aż tysiąc sznurków, a każdy z nich ciągnęło dwa tysiące ptaków — prawdziwych asów przestworzy.

Nie minęło wiele czasu, a rozwinęły taką prędkość, że Doktor musiał dociskać do głowy kapelusz obydwoma rękami. Czuł, że statek niemal unosi się na falach. Płynął tak szybko, że woda pod nim pieniła się i syczała.
Zwierzęta na pokładzie zaczęły śmiać się i tańczyć z rozwianym futrem, bo kiedy spoglądały w tył, na statek piracki, widziały, że robi się coraz mniejszy. Czerwone żagle zostały daleko, daleko w tyle.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Hugh Lofting

ur. 14 stycznia 1886 w Maidenhead, Berkshire w Anglii, zm. 26 września 1947 w Topanga w Kalifornii) – brytyjski autor literatury dziecięcej, znany głównie jako twórca cyklu książek o rozumiejącym mowę zwierząt doktorze Dolittle.

Czytaj więcej >>wiki<<