Hugh Lofting – Doktor Dolittle i jego zwierzęta; Rozdział XII. Magia i medycyna

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wolnelektury.pl

>> link do utworu <<

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Bardzo, bardzo cicho, uważając, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi, Polinezja ześlizgnęła się z gałęzi i poleciała w stronę więzienia.

Gdy tam dotarła, zobaczyła prosiaczka Gub-Gub, który wystawił ryjek przez kraty w oknie i wdychał zapachy potraw dochodzące z pałacowej kuchni. Polinezja kazała mu zawołać Doktora, bo chciała z nim pomówić. Więc Gub-Gub obudził Doktora, który właśnie drzemał.

— Słuchaj — szepnęła papuga, kiedy miała już przed sobą Johna Dolittle’a. — W nocy odwiedzi cię książę Bumpo. Musimy znaleźć sposób, żeby wybielić mu skórę. Ale najpierw niech ci obieca, że otworzy drzwi do celi i znajdzie statek, który przewiezie nas przez morze.
— Brzmi to dobrze — przyznał Doktor — ale zmienić czarnego człowieka w białego to nie lada sztuka. Mówisz, jakby chodziło o barwienie sukienki. A to skomplikowana sprawa. Coś jakby tygrys miał mieć cętki zamiast pasów…
— Nie znam się na tym — burknęła niecierpliwie Polinezja. — Ale za wszelką cenę musisz go wybielić. Wymyśl coś. Postaraj się. W torbie zostało ci jeszcze dużo różnych specyfików. Książę zrobi wszystko, żeby jego skóra zmieniła kolor. Inaczej zostaniesz za kratkami na zawsze!
— Cóż, być może rzeczywiście jest to możliwe — stwierdził Doktor. — Niech pomyślę.

Przeszukał swoją torbę z lekami, mamrocząc pod nosem: „…związki chloru na pigmencie zwierzęcym… może z dodatkiem maści cynkowej, żeby osiągnąć tymczasowy efekt, wszystko razem nałożone na skórę… grubą warstwą…”

Tej nocy książę Bumpo rzeczywiście przyszedł potajemnie do Doktora.
— Biały człowieku — powiedział. — Jestem nieszczęśliwym księciem. Wiele lat temu wyruszyłem na poszukiwania śpiącej królewny, której historię znałem z bajki. Podróżowałem po świecie przez wiele dni, a kiedy ją wreszcie odnalazłem, złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, żeby się obudziła, tak jak napisano w książce. Zaiste: obudziła się. Potem ujrzała jednak moją twarz i wrzasnęła: „Och, on jest czarny!” Zamiast wyjść za mnie za mąż, uciekła i znów położyła się spać, tyle że nieco dalej. Więc wróciłem, przybity, do królestwa mojego ojca. A teraz doszły mnie wieści, że jesteś wielkim czarodziejem i posiadasz wiele cudownych eliksirów. Więc postanowiłem poprosić cię o pomoc. Jeśli sprawisz, że stanę się biały i będę mógł wrócić do śpiącej królewny, oddam ci połowę królestwa i wszystko inne, czego tylko zapragniesz.
— Drogi książę — zaczął Doktor, z zamyśloną miną przyglądając się buteleczkom w torbie z lekarstwami. — A co, gdybym przefarbował twoje włosy na piękny, jasny blond? Czy to cię nie uszczęśliwi?
— Nie — odparł Bumpo. — Muszę stać się białym księciem. Nic innego nie wystarczy.
— Bardzo ciężko jest zmienić kolor księcia — powiedział Doktor. — To jedna z najtrudniejszych magicznych sztuk. Chcesz, żeby biała stała się tylko twoja twarz, prawda?
— Tak, to wszystko — rzekł Bumpo. — Będę bowiem nosił lśniącą zbroję i stalowe rękawice, jak inni książęta. I będę jeździł na koniu.
— A czy chodzi o całą twarz? — spytał Doktor. — Calutką?
— Zgadza się. Chciałbym mieć też niebieskie oczy, ale podejrzewam, że to bardzo trudne.
— Zdecydowanie! — zgodził się szybko Doktor. — Cóż, zrobię dla ciebie, co w mojej mocy. Będziesz jednak musiał wykazać się cierpliwością. Pewne specyfiki nie zawsze działają tak samo. Niewykluczone, że będę musiał próbować dwa lub trzy razy. Masz grubą skórę, tak? Doskonale. Podejdź tu, do światła… Jeszcze jedno! Zanim cokolwiek zrobię, musisz najpierw udać się na plażę, przygotować dla mnie statek i zaopatrzyć go w prowiant, który wystarczy na długą podróż. Nie piśnij o tym nikomu ani słówka. A kiedy już uczynię to, o co prosisz, wypuścisz mnie i moje zwierzęta z więzienia. Przysięgnij na koronę Jolliginki!

Książę przysiągł i poszedł na wybrzeże, by zająć się statkiem.

Kiedy wrócił i powiedział, że wszystko gotowe, Doktor poprosił Dab-Dab, żeby przyniosła mu misę. Wlał do środka mnóstwo lekarstw, aż się wymieszały, a potem kazał księciu zanurzyć w nich twarz.

Książę pochylił się i włożył twarz do misy — aż po same uszy.

Trzymał ją tam przez dłuższy czas — tak długo, że Doktor zaczął się niepokoić: przestępował z nogi na nogę i raz po raz czytał etykiety na buteleczkach, których zawartość wymieszał. Celę wypełnił gryzący zapach płonącej tektury.

Nareszcie książę wyciągnął głowę z misy i odetchnął głęboko. Zwierzęta wydały z siebie okrzyk zdziwienia.

Twarz księcia stała się bowiem śnieżnobiała, a jego oczy — dotychczas brązowe jak glina — były teraz szare i szlachetne.

Kiedy John Dolittle podał mu małe lusterko, żeby mógł się przejrzeć, książę zaśpiewał radosną pieśń i zaczął tańczyć po celi. Ale Doktor polecił mu tak nie hałasować, tylko otworzyć drzwi, po czym szybko zatrzasnął torbę z lekarstwami.

Bumpo błagał, żeby Doktor zostawił mu lusterko, bo takiego nie miał nikt inny w całym królestwie Jolliginki, a on chciał przyglądać się sobie przez całe dnie. Ale Doktor powiedział, że potrzebuje lusterka do golenia.

Książę wyciągnął z kieszeni pęk miedzianych kluczy i otworzył wielki, podwójny zamek w drzwiach. Doktor i jego zwierzęta pognali na wybrzeże ile sił w nogach. A Bumpo oparł się o ścianę w pustym lochu i posłał im uśmiech na pożegnanie. Jego okrągła twarz połyskiwała w świetle księżyca niczym kość słoniowa.

Kiedy uciekinierzy dotarli na plażę, na skałach przy statku czekały już na nich Polinezja i Czi-Czi.

— Żal mi księcia Bumpo — powiedział Doktor. — Boję się, że lekarstwa, których użyłem, w końcu przestaną działać. Sądzę, że jutro rano, po przebudzeniu, będzie tak samo czarny jak wcześniej. Właśnie dlatego nie zostawiłem mu lusterka. Z drugiej strony możliwe, że zostanie biały na dobre… Kto to wie! Nigdy nie używałem dotąd podobnej mikstury! Szczerze mówiąc, sam byłem w szoku, że zadziałała. Coś przecież musiałem zrobić, prawda? Nie mogłem przez resztę życia szorować królewskich kuchni. Były ohydnie brudne! Widziałem to nawet z okna naszej celi! Ale cóż… i tak żal mi Bumpa!
— Na pewno domyśli się, że to były tylko takie żarty — powiedziała papuga.
— Nie mieli prawa nas zamykać — dodała Dab-Dab, trzęsąc ze złością kuperkiem. — Przecież nie zrobiliśmy im żadnej krzywdy. Będzie miał za swoje, jeśli znów stanie się czarny. Oby był ciemny jak noc!
— Przecież on nie miał z naszym uwięzieniem nic wspólnego — powiedział Doktor. — Zamknął nas król, jego ojciec. Bumpo jest tu niewinny. Zastanawiam się, czy nie powinienem wrócić i go przeprosić. No cóż. Wyślę mu trochę słodyczy, kiedy już dotrzemy do Puddleby. A poza tym, kto wie… może jednak zostanie biały już na zawsze.
— Śpiąca królewna i tak go nie zechce — stwierdziła Dab-Dab. — Moim zdaniem lepiej wyglądał wcześniej. Zawsze będzie brzydki, niezależnie od koloru skóry.
— Ale serce ma dobre — powiedział Doktor. — Romantyk z niego. Romantyk o złotym sercu. Bądź co bądź liczy się wnętrze.
— Wątpię, czy ten głuptas naprawdę znalazł śpiącą królewnę — stwierdził pies Dżip. — Raczej grubą wieśniaczkę, która akurat kimnęła pod jabłonką. Nic dziwnego, że się przeraziła! Ciekawe, kogo pocałuje tym razem. Co za bzdury!

Potem dwugłowiec, biała myszka, Gub-Gub, Dab-Dab, Dżip i sowa Tu-Tu wdrapali się na łódź razem z Doktorem. Jednak Czi-Czi, Polinezja i krokodyl zostali na brzegu, bo ich prawdziwym domem była Afryka — miejsce, gdzie przyszli na świat.

Kiedy Doktor stanął na pokładzie, zaraz spojrzał na bezmiar wody. A potem przypomniał sobie, że nie został z nim nikt, kto wiedziałby, jak wrócić do Puddleby.

Szerokie, wzburzone morze wyglądało groźnie w świetle księżyca. Doktor zmartwił się, że zmylą drogę, gdy tylko zniknie im z oczu wybrzeże.

Ale kiedy tak stał i myślał, z góry — od strony nocnego nieba — doszedł go nagle dziwny furkot. Zwierzęta przestały się ze sobą żegnać i też nadstawiły uszu.

Furkot narastał z każdą chwilą. Przypominał szum topoli na jesiennym wietrze albo stukot ulewy o dachówki.

Nagle Dżip, który stał z uniesionym nosem i wyprężonym ogonem, zawołał:

— Ptaki! Całe mrowie! Lecą bardzo szybko! Stąd ten hałas!

Wszyscy podnieśli głowy. I rzeczywiście, na tle księżyca widać było tysiące ptaków, które wydawały się maleńkie jak mrówki. Wkrótce przesłoniły całe niebo, a wciąż leciało ich więcej! Gdy zasłoniły księżyc, morze zrobiło się czarne jak podczas burzy.

Następnie ptaki zniżyły lot i zaczęły przemykać tuż nad wodą. Nocne niebo opustoszało, a księżyc znów rozbłysnął. Nie było przy tym słychać ani ćwierknięcia czy pisku. Wokół niósł się tylko znajomy szum, jeszcze głośniejszy niż wcześniej. Kiedy ptaki zaczęły sadowić się na piasku, skałach i olinowaniu statku — wszędzie, z wyjątkiem gałęzi drzew — Doktor dostrzegł, że mają niebieskie skrzydła, białe brzuszki i króciutkie, opierzone nogi. Kiedy wszystkie znalazły już dla siebie miejsce, znieruchomiały i nagle zrobiło się cicho jak makiem zasiał.

— Nie miałem pojęcia, że jesteśmy w Afryce już od tak dawna — powiedział John Dolittle, skąpany w księżycowym blasku. — Kiedy wrócimy, będzie już prawie lato. Otaczają nas jaskółki, które właśnie ruszają do domu. Dziękuję im z całego serca, że na nas zaczekały. To bardzo uprzejme. Z nimi na pewno nie zgubimy się na otwartym morzu. Podnieść kotwicę i postawić żagle!

Kiedy statek sunął już po falach, tym, którzy zostali na plaży — Czi-Czi, Polinezji i krokodylowi — zrobiło się okropnie smutno. Bo nigdy w życiu nie znali nikogo, kogo polubiliby tak bardzo jak Doktora Johna Dolittle’a z Puddleby.
Zawołali „Do widzenia!” raz, drugi i trzeci, a potem dalej stali na skałach, wylewali serdeczne łzy i machali na pożegnanie, aż statek zniknął im z pola widzenia.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Hugh Lofting

ur. 14 stycznia 1886 w Maidenhead, Berkshire w Anglii, zm. 26 września 1947 w Topanga w Kalifornii) – brytyjski autor literatury dziecięcej, znany głównie jako twórca cyklu książek o rozumiejącym mowę zwierząt doktorze Dolittle.

Czytaj więcej >>wiki<<