Hugh Lofting – Doktor Dolittle i jego zwierzęta; Rozdział V. Wielka wyprawa

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wolnelektury.pl

>> link do utworu <<

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Żeglowali po wzburzonym morzu przez całe sześć tygodni, zawsze w ślad za jaskółką, która leciała przodem i wskazywała im drogę. Nocami brała ze sobą małą latarenkę, żeby było ją widać w ciemności. Żeglarze na statkach, które przepływały obok, brali ją za spadającą gwiazdę.

Gdy tak płynęli, coraz dalej i dalej na południe, robiło się coraz cieplej i cieplej. Polinezja, Czi-Czi i krokodyl rozkoszowali się słońcem. Biegali roześmiani i wyglądali przez burtę, żeby sprawdzić, czy nie widać już przypadkiem Afryki.

Ale upał doskwierał prosiaczkowi, psu i sowie Tu-Tu, którzy mogli tylko siedzieć z wywalonymi językami na rufie, w cieniu wielkiej beczki i popijać lemoniadę.

Kaczka Dab-Dab wskakiwała do wody i płynęła za statkiem, żeby się ochłodzić. Co pewien czas, gdy robiło jej się za gorąco w czubek głowy, nurkowała, przepływała pod dnem łodzi i wypływała po drugiej stronie. Robiła to samo, kiedy łowiła śledzie — we wtorki i piątki wszyscy członkowie załogi jedli ryby, żeby oszczędzać puszkowaną wołowinę.

Byli już niedaleko równika, gdy zobaczyli, że zbliża się do nich stado latających ryb. Ryby zapytały papugę, czy to statek Doktora Dolittle’a. Kiedy odparła, że tak, bardzo się ucieszyły, bo podobno małpy w Afryce zaczęły się już niepokoić, czy Doktor przybędzie na ich wezwanie. Polinezja spytała, ile kilometrów muszą jeszcze przepłynąć. Latające ryby odparły, że do wybrzeży Afryki zostało ich już tylko 88.
Innym razem zwierzęta zobaczyły tańczącą wśród fal ławicę

morświnów. One też zapytały Polinezję, czy to statek słynnego Doktora. Gdy usłyszały, że tak, spytały, czy mogą mu w czymś pomóc.

A Polinezja powiedziała:

— Owszem. Kończą nam się cebule.
— Niedaleko stąd jest wysepka — oznajmiły morświny — na której rosną dorodne dzikie cebule. Utrzymajcie ten kurs. Popłyniemy ich nazrywać i was dogonimy.

Skoczyły w morskie fale. Niedługo potem papuga znów je dostrzegła: zbliżały się, ciągnąc za sobą sieci z wodorostów pełne cebuli.

Następnego wieczora, o zachodzie słońca, Doktor powiedział:

— Podaj teleskop, Czi-Czi. Nasza podróż dobiega końca. Niedługo powinniśmy zobaczyć wybrzeże Afryki.

Jakieś pół godziny później rzeczywiście wydało im się, że widzą coś na kształt lądu. Ale robiło się coraz ciemniej, więc nie mieli pewności.

Potem rozpętał się potężny sztorm. Grzmiało, a wokół biły pioruny. Wył wiatr, padał ulewny deszcz, a wysokie fale zalewały pokład.

Nagle rozległ się głośny HUK! Statek znieruchomiał i przechylił się na bok.

— Co jest? — spytał Doktor, wbiegając po schodach.
— Nie jestem pewna — odparła papuga. — Ale chyba rozbiliśmy się o skały. Każ kaczce wyskoczyć i zbadać sytuację.

Dab-Dab zanurkowała, a kiedy wypłynęła, potwierdziła, że rzeczywiście uderzyli w kamień. W dnie statku była teraz wielka dziura, przez którą do środka wlewała się woda. Tonęli.

— Uderzyliśmy prosto w Afrykę! — stwierdził Doktor. — Co za los! Będziemy musieli dotrzeć do brzegu wpław.

Ale Czi-Czi i Gub-Gub nie umieli pływać.

— Weź linę! — rozkazała Polinezja. — Mówiłam, że się przyda. Gdzie ta kaczka? Chodź no tu, Dab-Dab. Chwyć koniec liny, poleć do brzegu i przywiąż ją do palmy. My przytrzymamy tu drugi koniec. A zwierzęta, które nie umieją pływać, przedostaną się na ląd po linie. To się nazywa „lina życia”.

Tak więc wszyscy ostatecznie dostali się na brzeg cali i zdrowi. Niektóre zwierzęta popłynęły, inne pofrunęły, a te, które poszły, trzymając się liny, wzięły ze sobą kufer i torbę Doktora.

Ale dziurawy statek do niczego się już nie nadawał. Fale raz po raz biły nim o kamienie, aż całkiem się rozpadł, a deski odpłynęły z prądem.

Wszyscy schronili się w miłej, suchej jaskini, którą znaleźli wśród wysokich skał i tam przeczekali sztorm.

Następnego ranka, po wschodzie słońca, udali się na piaszczystą plażę, żeby wyschnąć.

— Kochana stara Afryka! — westchnęła Polinezja. — Dobrze do niej wrócić. Pomyśleć tylko… jutro minie 169 lat, odkąd odwiedziłam ją po raz ostatni! A nie zmieniła się ani odrobinę! Te same palmy, ta sama czerwona ziemia, te same czarne mrówki. Nie ma jak w domu!

Inni zauważyli, że ma w oczach łzy. Powrót do ojczyzny naprawdę ją ucieszył.

Doktor zorientował się, że zgubił cylinder — wiatr zdmuchnął mu go z głowy podczas sztormu. Dab-Dab poleciała na poszukiwania i znalazła go daleko od brzegu. Dryfował na falach jak plastikowa łódka. Kiedy podleciała, żeby go złapać, zobaczyła, że w środku kuli się ze strachu biała myszka.

— Co tu robisz? — spytała kaczka. — Przecież miałaś zostać w Puddleby.
— Nie chciałam, żebyście odpłynęli beze mnie — wyjaśniła mysz. — Chciałam zobaczyć Afrykę. Mam tam krewnych. Więc ukryłam się w bagażu. Wniesiono mnie na pokład razem z sucharami. Kiedy statek zatonął, okropnie się przestraszyłam… bo nie umiem zbyt długo pływać. Pływałam, ile mogłam, ale wkrótce się zmęczyłam i byłam pewna, że utonę. I wtedy, w ostatniej chwili pojawił się obok mnie cylinder Doktora. Wskoczyłam do środka, żeby nie pójść na dno.

Więc kaczka uniosła cylinder z myszą w środku i poleciała, żeby oddać go Doktorowi, który czekał na brzegu. Wszyscy zebrali się, żeby obejrzeć znalezisko.

— To się nazywa „pasażer na gapę” — wyjaśniła papuga.

Próbowali właśnie zrobić dla myszy miejsce w kufrze, żeby mogła wygodnie podróżować, kiedy nagle odezwała się małpka Czi-Czi.

— Ćśś! Słyszę kroki w puszczy!

Wszyscy umilkli i zaczęli nasłuchiwać. Wkrótce spomiędzy drzew wyłonił się czarnoskóry mężczyzna i zapytał, co tu robią.

— Nazywam się John Dolittle. Jestem doktorem medycyny — wyjaśnił Doktor. — Poproszono mnie, żebym przybył do Afryki wyleczyć chore małpy.
— Wszyscy musicie stanąć przed królem — stwierdził mężczyzna.
— Jakim znowu królem? — spytał Doktor, który nie chciał tracić czasu.
— Władcą królestwa Jolliginki — wyjaśnił mężczyzna. — To jego ziemie. Każdy, kto tu przybywa, musi stawić się przed jego obliczem. Za mną!
Posłusznie zebrali bagaże i ruszyli za mężczyzną w głąb dżungli.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Hugh Lofting

ur. 14 stycznia 1886 w Maidenhead, Berkshire w Anglii, zm. 26 września 1947 w Topanga w Kalifornii) – brytyjski autor literatury dziecięcej, znany głównie jako twórca cyklu książek o rozumiejącym mowę zwierząt doktorze Dolittle.

Czytaj więcej >>wiki<<