Hugh Lofting – Doktor Dolittle i jego zwierzęta; Rozdział III. Dalsze problemy finansowe

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wolnelektury.pl

>> link do utworu <<

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Doktor wkrótce znów zaczął zarabiać, a jego siostra Sara kupiła sobie nową suknię i chodziła cała szczęśliwa.
Niektóre zwierzęta, które przychodziły na wizytę, były tak chore, że musiały zostawać u Doktora na tygodniową rekonwalescencję. Najczęściej siadywały wtedy na jego leżakach ogrodowych.
Często nie chciały sobie jednak pójść nawet po powrocie do zdrowia, bo tak bardzo podobał im się lekarz i jego domek. A on nie miał serca odmawiać, kiedy pytały, czy mogą zostać z nim na stałe. Jego menażeria powiększała się więc z każdym dniem.
Pewnego wieczora, gdy Doktor siedział na murze w swoim ogrodzie i palił fajkę, zza rogu wyszedł włoski kataryniarz z małpą na sznurku. Doktor od razu zauważył, że obroża na szyi małpki jest za ciasna, a zwierzę brudne i nieszczęśliwe. Zabrał więc małpkę Włochowi, dał mu szylinga i kazał zmiatać. Kataryniarz okropnie się zezłościł i powiedział, że chce zatrzymać małpkę. Ale wtedy Doktor zagroził, że jeśli tamten zaraz nie odejdzie, rozkwasi mu nos. John Dolittle był krępy, ale bardzo silny. Tak więc Włoch oddalił się, mamrocząc pod nosem przekleństwa, a małpka została z Doktorem Dolittle, gdzie żyło jej się znakomicie. Inne zwierzęta nazwały ją Czi-Czi. To dość popularne słowo w języku małp, które oznacza „rudzielec”.

Innym razem do Puddleby przyjechał cyrk. Nocą uciekł z niego i przyszedł do ogrodu Doktora pewien krokodyl z bolącym zębem. Doktor pogadał z nim po krokodylemu, zaprosił go do środka i zaraz wyleczył ząb. Ale kiedy gad zobaczył, jak miłe jest wnętrze domu, pełne kryjówek w sam raz dla różnych zwierząt, sam zapragnął zamieszkać z Doktorem. Zapytał, czy mógłby spać w stawiku na tyłach ogrodu, jeśli obieca, że nie zje ani jednej rybki, a kiedy ludzie z cyrku przyszli, żeby go zgarnąć, wpadł w taki szał, że się wystraszyli i uciekli. Ale wobec mieszkańców domu zawsze był łagodny jak baranek.

Niestety, starsze panie bały się krokodyla, przestały więc posyłać do Doktora swoje chore pieski. Rolnicy też byli pewni, że gad połknie ich jagnięta i cielaki. Doktor poszedł więc do krokodyla i wytłumaczył mu, że już czas wrócić do cyrku. Zwierzak jednak zalał się łzami i tak długo błagał, żeby pozwolić mu zostać, że Doktor zwyczajnie musiał się zgodzić.

Sara postawiła sprawę jasno:

— Johnie — powiedziała. — Musisz odprawić tę kreaturę. Rolnicy i starsze panie boją się przysyłać do ciebie chore zwierzęta. Dopiero co znów zaczęło nam się lepiej powodzić, ale teraz popadniemy w całkowitą ruinę. Tego już za wiele. Nie zamierzam dłużej zajmować się twoim domem, jeśli nie odeślesz aligatora.
— To nie aligator — odparł Doktor. — Tylko krokodyl.
— Jak zwał, tak zwał — powiedziała Sara. — Grunt, że nikt nie chciałby go znaleźć pod swoim łóżkiem. Ma zniknąć z tego domu.
— Przecież obiecał mi, że nikogo nie ugryzie — powiedział Doktor. — Nie lubi cyrku. A ja nie mam pieniędzy, żeby odesłać go do Afryki, skąd pochodzi. Zajmuje się sobą i ma bardzo dobre maniery. Nie marudź.
— Powtarzam: nie zgadzam się, żeby u nas mieszkał — powiedziała Sara. — Przecież on zżera linoleum! Jeśli natychmiast go nie przegonisz, to… to… wezmę i wyjdę za mąż!
— W porządku — powiedział Doktor. — Weź i wyjdź za mąż. Siła wyższa.

Potem złapał kapelusz i wyszedł do ogrodu.
Więc Sara Dolittle spakowała manatki i odjechała, a Doktor został z ukochanymi zwierzętami całkiem sam.

Wkrótce stał się biedniejszy niż kiedykolwiek. Miał teraz mnóstwo paszcz do wykarmienia i cały dom na utrzymaniu. Nikt nie naprawiał zepsutych sprzętów i nie było z czego zapłacić rzeźnikowi. Sytuacja stała się niewesoła. Jednak Doktor w ogóle się tym nie przejmował.

— Pieniądze to utrapienie! — powtarzał. — Żyłoby się nam wszystkim o wiele lepiej, gdyby nigdy nie zostały wynalezione. Po co o nich myśleć, skoro jesteśmy szczęśliwi?
Jednak wkrótce same zwierzęta zaczęły się niepokoić. Pewnego wieczoru, gdy Doktor zasnął już w fotelu przed kominkiem, zaczęły szeptać między sobą. Sowa Tu-Tu, która umiała świetnie rachować, obliczyła, że pieniędzy zostało jedynie na najbliższy tydzień — jeśli wszyscy ograniczą się do jednego posiłku dziennie.

Potem papuga powiedziała:

— Chyba powinniśmy sami zająć się pracami domowymi. Przynajmniej tyle możemy zrobić. Bądź co bądź to z naszego powodu starszy pan postanowił żyć samotnie i w nędzy.

Ustalono więc, że małpka Czi-Czi będzie gotować i wykonywać drobne naprawy, pies zacznie zamiatać podłogi, a kaczka odkurzać półki i słać łóżka. Sowie Tu-Tu przypadło prowadzenie domowych rachunków, a prosiaczkowi prace ogrodowe. Papuga Polinezja została panią domu i praczką, bo była najstarsza.

Nowe obowiązki początkowo przysparzały zwierzętom wielu trudności… no, z wyjątkiem Czi-Czi, która miała chwytne dłonie i mogła pracować jak człowiek… ale wkrótce wszystkie przyzwyczaiły się do tej sytuacji. Lubiły obserwować, jak pies Dżip zamiata podłogę — zamiast szczotki miał szmatę przywiązaną do ogona. Po pewnym czasie zaczęły sobie radzić tak dobrze, że Doktor przyznał, że dom wygląda czyściej niż kiedykolwiek.

I tak to się toczyło przez pewien czas, choć brak pieniędzy dawał się wszystkim we znaki.

W końcu zwierzęta rozstawiły przed bramą posesji stragan z warzywami i kwiatami, które sprzedawały przechodniom. Nie zarabiały co prawda dość, żeby starczyło na wszystkie wydatki, ale Doktor nadal się nie przejmował. Kiedy papuga przyfrunęła powiedzieć mu, że sprzedawca ryb nie chciał dać im już ani jednej sztuki na kredyt, odparł:

— Nieważne. Póki kury znoszą jajka, a krowa daje mleko, możemy jeść omlety i twaróg. W ogrodzie zostało jeszcze dużo warzyw, a do zimy daleko. Nie marudź. Poczciwa Sara też ciągle marudziła! Ciekawe, jak sobie teraz radzi. To wspaniała kobieta… no, na swój sposób. Co zrobić!
Ale śnieg spadł tego roku niespodziewanie wcześnie i biały puch przykrył tych kilka warzyw, które zostały jeszcze w ogrodzie. Więc choć kulawy koń przytargał z lasu pod miastem mnóstwo drewna na opał, zwierzętom zaczął doskwierać głód.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Hugh Lofting

ur. 14 stycznia 1886 w Maidenhead, Berkshire w Anglii, zm. 26 września 1947 w Topanga w Kalifornii) – brytyjski autor literatury dziecięcej, znany głównie jako twórca cyklu książek o rozumiejącym mowę zwierząt doktorze Dolittle.

Czytaj więcej >>wiki<<