Eliza Sarnacka-Mahoney – Jak wyjątkowe buty znalazły wyjątkowego właściciela
Posłuchaj
Przeczytaj
Były sobie kiedyś żółte buciki w zielone kropki. Zrobił je dla swojego dorastającego wnuka bardzo zdolny szewc, któremu właśnie zostało trochę tej zabawnej skórki z zamówienia od ostatniego klienta. Dziadek podarował wnukowi buciki na urodziny, ale młodzieńcowi nie spodobał się prezent. W tajemnicy przed całą rodziną owinął buty w szary papier i wyrzucił przez okno.
Dołem przechodził kot. Pojutrze idę na bal, pomyślał. Nie mam butów, przydałyby mi się . Zabrał pakunek do domu. Nazajutrz jednak wstąpił do sklepu obuwniczego, wypatrzył w nim inną parę — bardzo eleganckie bordowe lakierki. A ponieważ kupił na bal bordową pelerynę, bez wahania zapłacił za lakierki, a żółte buty z powrotem owinął w szary papier i wystawił za próg.
Koło kocich drzwi przechodziła gęś. O, buty, zdziwiła się i ucieszyła. Robiło się zimno, a ona wciąż miała na nogach letnie sandały. Szybko wzięła buty pod pachę i pobiegła do domu. W domu czekała na nią niespodzianka. Jej mąż właśnie dostał premię i wrócił z pracy z czterema parami nowych butów, po jednej dla siebie, żony i dwójki ich dzieci. Gęś była tak szczęśliwa, że zapomniała o pakunku w szarym papierze, który położyła na ławce przed domem.
Nocą pod dom gęsi zakradł się lis. Zobaczył jakiś kształt na ławce, pomyślał, że to któreś z gąsiątek. Bez chwili namysłu schwycił pakunek w zęby i pognał do lasu. Dopiero w norze przekonał się, że przytaszczył ze sobą nie kolację, a parę śmiesznych butów. Lisy mają wrodzoną niechęć do obuwia, więc przy najbliższej okazji nasz znajomy oddał buty swojemu przyjacielowi, wilkowi.
Nie minęło parę dni, a wilk też pozbył się butów. Wymienił je na okulary, które zaproponował mu szczur. Okulary były stare i bez szkieł, ale wilk uważał, że będzie w nich wyglądał o wiele groźniej, niż w żółto-zielonych butach.
Szczur sprzedał buty jeleniowi, jeleń podarował je zającowi, zając podrzucił je niedźwiedziowi, a niedźwiedź jeszcze komuś innemu i tak buty wędrowały przez świat choć nikt nigdy nie założył ich jeszcze na nogi.
W końcu któregoś dnia znalazł je przy studni Człowiek Ubogi. Człowiek ten żył w domu wraz ze swą starą matką, lecz choć ciężko pracował, zarabiał tylko tyle, że ledwie starczało im na chleb i mleko. Nie stać go było na buty. Nieoczekiwany skarb w szarym papierze bardzo go ucieszył. Czym prędzej wdział je na stopy i pobiegł pochwalić się matce.
Lecz oto stało się coś dziwnego. Nagle jego mały nos przemienił się w wielki czerwony pomidor, na głowie zadyndał mu się cudaczny kapelusik, a na grzbiecie pojawiła się obszerna jak worek kraciasta marynarka. Gdy zaś otworzył usta posypały się z nich najzabawniejsze opowieści. W kieszeniach marynarki Człowiek Ubogi znalazł kilkanaście kolorowych piłeczek do żonglerki i choć nigdy wcześniej tego nie robił, zaczął nimi po mistrzowsku żonglować. Tak rozweselił zgromadzonych wokół ludzi, aż złapali się ze śmiechu za brzuchy, a gdy zdjął z głowy kapelusik , by się ukłonić, zaczęli wrzucać do niego złote i srebrne monety jako zapłatę za obejrzane przedstawienie. Ubogi Człowiek znalazł w kapelusiku więcej pieniędzy, niż to co dostawał za miesiąc ciężkiej pracy w fabryce.
Od tej pory Człowiek Ubogi postanowił być Człowiekiem Śmiesznym. Co dzień rano zmieniał kapcie na buty w zielone kropki i wychodził na ulicę rozśmieszać ludzi.
Pewnego razu w tłumie widzów podziwiających jego sztuczki znalazł się dyrektor cyrku. Gdy już wyśmiał się do woli, powiedział Człowiekowi Śmiesznemu, iż zapłaci mu każdą sumę, byle tylko Człowiek Śmieszny przeniósł się z występami do jego cyrku.
Człowiek Śmieszny z radością przystał na propozycję. Wkrótce nazwano go Klownem i nikt nie potrafił już sobie nawet wyobrazić, że można robić cyrkowe przedstawienie bez jego udziału.
A co na to wszystko buty? Butom ich wesoły właściciel spodobał się od samego początku. Wreszcie przecież doceniona została praca starego szewca, ktoś zatroszczył się o nie tak jak powinien. Krąży też pogłoska, iż klowni właśnie dlatego tak dbają o swoje kolorowe, za duże, buty i przekazują je sobie w spadku, bo nie wiadomo, czy któraś z par wciąż nie jest tą oryginalną,znalezioną przy studni przez praprzodka ich klowniego rodu. Takiego skarbu nie można zaprzepaścić.
Eliza Sarnacka-Mahoney
Urodziła się i wychowała w Zambrowie. Obecnie mieszka w Kolorado w USA. Ukończyła studia anglistyczne na UW, była stypendystką University of Durham w północnej Anglii.
Pracowała jak nauczycielka, redaktorka, korektorka i tłumaczka. Dziś jest przede wszystkim dziennikarką i pisarką, a także propagatorką dwujęzycznego wychowania.
Największą miłością i inspiracją Jej życia są córki Natalia i Wiktoria oraz ich genialny tata. Dzięki nim wie że to, co niemożliwe jest jak najbardziej możliwe, trzeba tylko szczerze chcieć.
Strona autorki: >>klik<<
Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Dowiedz się więcej ? klik.
Zostaw komentarz