Dorota Suwalska – Różowy Obłoczek [Akcja: „Czytaj i pomagaj!” – Baśń dla Chrumkowa] cz. 2.
Posłuchaj ?
Przeczytaj ?
Pewnego dnia, gdy rozmarzonym wzrokiem śledził szybujące wśród chmur ptaki, przysiadła się do niego biała gęś z pokaźnych rozmiarów okrągłym kuperkiem.
– Ja też tak potrafię – oznajmiła z dumą, po czym ciężko wleciała na płot i zleciała z niego z powrotem.
„Nie o takie latanie mi chodzi” – pomyślał nasz bohater, ale uśmiechnął się uprzejmie do gęsi, która najwyraźniej postanowiła zawrzeć z nim bliższą znajomość.
– Już dawno zauważyłam, że uwielbiasz ptaki. Jestem Gęgula.
– Miło cię poznać. Ja mam na imię Różowy Obłoczek.
Przez chwilę zdawało się, że gęś już nigdy nie wygęga z siebie ani słowa, tak gwałtowny atak śmiechu ją złapał.
– Ró… Ró… Różowy Obłoczek?! – wykrztusiła wreszcie, a że była straszną plotkarką, wkrótce całe podwórko pękało ze śmiechu: i psy, i koty, wszystkie kury i kaczki, a nawet króliki.
– Czy pani już o tym słyszała, pani Kwoczko? Ten wielki tłusty knur nazywa się Różowy Obłoczek. Obłoczek! Słyszała pani?! Obłoczek!
Zawstydzone prosię zerknęło ukradkiem na swoje odbicie w kałuży. I rzeczywiście jego wielki, bladoróżowy ryj z podwójnym, a może nawet potrójnym podbródkiem pokrytym rzadką szczeciną w żaden sposób nie kojarzył się z chmurką. Niejednej młodej śwince na jego widok mocniej zabiłoby serce, ale Różowy Obłoczek myślał tylko o tym, że nie ma w nim nic z ulotności i lekkości, którą tak podziwiał, spoglądając w niebo. Poczuł się tak, jakby nagle stał się kimś innym. Sobie samemu nieznanym. Obcym, okropnym prosiakiem, którego prawdziwą twarz zobaczył dopiero dziś w kałuży. A tamto prosię, ten uroczy Różowy Obłoczek, za którego się do tej pory uważał, było tylko mrzonką, głupim, dziecinnym złudzeniem, które nie miało żadnego związku z jego prawdziwym życiem.
„Po co mi takie imię – myślał – skoro prowadzi tylko do drwin? Po co marzenia, skoro nigdy się nie spełnią?”.
Rodzice długo mu tłumaczyli, że gęsi nie znają się na świńskich imionach. Że trudno sobie wyobrazić lepsze imię dla takiego przystojniaka jak on, który ma skórę w kolorze chmur o zachodzie słońca. I że przynajmniej część proroctwa zawartego w niezwykłym imieniu już się spełniła, ponieważ może patrzeć w niebo, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota.
Wszystko na nic. Nie trafiały do niego żadne argumenty.
Był tak przygnębiony, że nawet jabłka, które przecież uwielbiał, jadł jakby od niechcenia. Nic go nie obchodziło. Kompletnie nic!
Czy rzeczywiście nic?
dorota suwalska baśn Różowy obłoczek ilustracja
Przez łzy ujrzał Złocistego Motyla, który wpadł do kałuży i rozpaczliwie próbował się z niej wydostać. Z jego mokrych skrzydełek sypał się słoneczny pył, który gasł, wpadając w błoto. Nasz bohater tak delikatnie, jak tylko potrafił, podał mu swoje wielkie kopyto.
Motyl wdrapał się na nie, osuszył skrzydełka w słońcu, po czym rzekł do Różowego Obłoczka:
– Uratowałeś mi życie. W zamian spełnię twoje najskrytsze życzenie. A nawet trzy. Trzy życzenia, jak to zwykle w bajkach bywa.
Prosiak nie musiał długo się namyślać.
– Chciałbym choć na chwilę wznieść się ponad obłoki – wypalił bez zastanowienia i poczuł, jak wyrastają mu skrzydła. Machnął nimi kilka razy i pofrunął w chmury.
Pytacie, jak to się stało, że umiał się posługiwać się skrzydłami, choć miał je, że się tak wyrażę, na sobie po raz pierwszy w życiu? Na to pytanie nie jestem wam w stanie odpowiedzieć. Po prostu umiał. Może ta umiejętność również była częścią czaru. Jedno jest pewne – latał lepiej niż Gęgula, która była wstanie pofrunąć najwyżej na płot. On wzbijał się coraz wyżej i wyżej. Wszystkie zwierzęta (łącznie z Gęgulą) zamieniły się w maleńkie punkciki. A chlewiki, obórki, kurniki, domki dla psów i kotów stały się mniejsze niż jego kopytko. Zobaczył, że za płotem Zwierzęcej Krainy jest las. Za lasem pola, pastwiska i inne domy. A potem widział już tylko chmury.
Kiedy czar przestał działać, Różowy Obłoczek łagodnie opadł na podwórko.
– I jak było? – spytał Motyl.
– Cudownie – westchnął rozmarzony prosiak. – Szkoda tylko, że tak krótko.
– No cóż, powiedziałeś „chwila”. Nie mogłem inaczej.
Chwila w języku świń oznacza czas, który potrzebny jest do zjedzenia pięciu jabłek, a trzeba wam wiedzieć, że świnki potrafią się z tym uporać bardzo szybko. Nic więc dziwnego, że Różowy Obłoczek nie zdążył nacieszyć się lotem.
– Tak, wiem – zasępił się nasz bohater. – I nawet nie zobaczyłem różowych chmur – westchnął.
– No cóż, akurat pechowo nie trafiłeś na wschód ani zachód słońca – przypomniał Motyl. – Ale masz jeszcze dwa życzenia. Tylko tym razem, bardzo cię proszę, dobrze się…
Ale nie zdążył dokończyć. Różowemu Obłoczkowi bardzo się spieszyło, by wrócić między chmury.
– Tym razem chcę wrócić fruwać wśród obłoków przez dłuższy czas, tylko tak, żeby rodzice się nie martwili – dodał szybko, bo nagle wyobraził sobie, co by się działo, gdyby na dłuższy czas bez uprzedzenia znikł z domu.
Wsparcia dla świnek możecie udzielić poprzez przelew na nr konta Stowarzyszenia na rzecz Azylu dla Świń Chrumkowo:
11 1020 5011 0000 9902 0341 2798; lub za pomocą serwisu PayPal: azyldlachrumkow@gmail.com.
W tytule przelewu wpisujcie hasło: darowizna.
Dorota Suwalska
Absolwentka warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, pisarka, autorka projektów wizualnych i animatorka kultury. Otrzymała wiele ważnych nagród i nominacji za twórczość literacką dla dzieci i młodzieży. Jej utwory tłumaczone były na język hiszpański, słoweński, ukraiński.
Strona autorki: >>klik<<
Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Dowiedz się więcej ? klik.
Zostaw komentarz