Guido Gozzano – Srebrna zajęczyca i inne baśnie – Król świniopas

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wolnelektury.pl

>> link do utworu <<

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

I

Pewien król miał trzy córki, piękne jak gwiazdy na niebie, a miłował je ponad wszystko na świecie.

Król był wdowcem i któregoś dnia ożenił się ponownie. W życiu trzech dziewcząt nastał wówczas bardzo smutny czas. Macocha była zazdrosna o bezgraniczne uczucie, jakim król darzył córki, i skrycie ich nienawidziła. Próbowała wszelakich sztuczek, by dziewczęta popadły w niełaskę u ojca, jednak widząc, że oszczerstwa, miast umniejszać, potęgowały jego miłość wobec córek, postanowiła zasięgnąć rady czarownicy.

— Można je uśmiercić — odpowiedziała wiedźma.

— Niemożliwe. Król zamordowałby także mnie.

— Można je trwale oszpecić.

— Nie ma mowy. Król by mnie zabił.

— Można by rzucić na nie jakiś czar.

— Czar, za sprawą którego ojciec znienawidzi je na zawsze.

Wiedźma długo się zastanawiała, po czym rzekła:

— Tak też się stanie, wasza wysokość. Ale musisz mi najpierw przynieść wyrwany przez ciebie własnoręcznie włos każdej z nich i wyrwane również własnoręcznie przez ciebie włosy ze szczeciny trzech świń.

Macocha wróciła do pałacu, a rankiem następnego dnia weszła uśmiechnięta do komnat trzech księżniczek, podczas gdy służki czesały ich faliste włosy.

— Córeczki moje — powiedziała czułym głosem — nauczę was nowej fryzury mojej własnej inwencji.

I zabrawszy grzebień z rąk dwórek, uczesała Doralice.

— Aua! Wyrywa mi mama włosy!

Uczesała Lionellę.

— Aua! Wyrywa mi mama włosy!

Uczesała Chiarettę.

— Aua! Wyrywa mi mama włosy!

Pożegnała pasierbice i wyszła z trzema włosami owiniętymi wokół palca wskazującego. Minęła ogrody, podwórza, doszła do obejścia, weszła do chlewu i swoimi upierścienionymi palcami wyrwała po włosku ze szczeciny trzech chrząkających świń.

Następnie wróciła do wiedźmy.

Czarownica włożyła do alembiku trzy złociste włosy i trzy czarne strzępki włosia, dodała do nich wyciąg z tajemnych ziół, po czym wydestylowała z tego zielonkawe krople, które następnie zebrała do małej buteleczki.

— Proszę, niech wasza wysokość wleje to do kielicha króla w czasie obiadu. To zaklęcie zamiany, efekt będzie natychmiastowy.

Królowa zdjęła ze swej korony najpiękniejszy kamień, podarowała go wiedźmie i odeszła.

II

Do zamkowego stołu zasiedli: król, królowa, trzy księżniczki, pięćset dam i pięciuset rycerzy.

Królowa podstępnie wlała do królewskiego pucharu zaklęty eliksir i z niepokojem czekała, co się stanie. Król, ledwie zaczerpnął z kielicha, wytrzeszczył oczy, jakby ogarnięty jednocześnie gniewem i zdumieniem, po czym wstał i wskazał na córki:

— Co to za kpiny? Kto umieścił trzy świnie na miejscu moich córek? Żarty sobie stroicie? Wynocha stąd! Wynocha, brudne wieprze!

I zerwawszy się na równe nogi, zaczął okładać swoje córki, popychać je i gonić przez sale, ogrody, podwórka, aż do chlewu, gdzie je zamknął.

Z chlewu wyciągnął z kolei trzy tłuste świnie i począł je obejmować, wypowiadając na głos imiona swych córek, po czym zaprowadził je do pałacu i posadził przy stole na krzesłach trzech księżniczek.

— Chiaretto, Doralice, Lionello, biedaczki wy moje, kto wam uczynił taką zniewagę, że was tam zamknął?

I czule je całował.

Wszyscy siedzący przy stole dworzanie śmiali się.

Król zmarszczył brwi.

— Co was tak bawi?

Wtedy wstał jeden z rycerzy i rzekł:

— Niech wasza wysokość wybaczy, ale to są trzy świnie!

Wściekły król kazał go natychmiast wtrącić do lochu w podziemiach wieży.

I znów począł całować trzy chrząkające prosiaki.

Dworzanie nie przestawali się śmiać.

— Co was tak bawi?

Wstał drugi rycerz:

— Niech wasza wysokość wybaczy, ale Bóg mi świadkiem, to nie są trzy królewny, ale trzy świnie.

Król kazał go niezwłocznie ściąć za obrazę majestatu. Wtedy dworzanie przestali się śmiać.

Trzy wieprze ubrano w królewskie szaty i ozdobiono klejnotami, a usługiwało im sto służek. Król chciał je zawsze mieć przy boku. Towarzyszył im na spacerach, przy stole, na dworze królewskim, w tańcach i na przyjęciach. A gdziekolwiek świnie przechodziły, damy i rycerze rozstępowali się, kłaniając się im do samej ziemi, jakby to były królewskie córki.

Jednak wszyscy tłumili w sobie śmiech, mrucząc pod nosem:

— Idzie oszalały król, idzie król świniopas!

III

Chiaretta, Lionella i Doralice spędzały swoje dni w chlewie, płacząc i wołając o litość. Król, który lubił osobiście doglądać swojego gospodarstwa, przechodził czasem z królową obok chlewu. Wtedy córki, zanosząc się błagalnym szlochem, wyciągały ręce w stronę ojca i wołały:

— Ojcze! Ojcze drogi, nie rozpoznajesz nas? Jesteśmy twoimi córkami! Czym ci zawiniłyśmy? Za co się na nas mścisz? Uwolnij nas, na litość boską!

Król spoglądał na nie rozkojarzony przez ogrodzenie chlewu i mówił do królowej:

— To dziwne, jak te trzy wieprze żałośnie chrząkają i wyciągają do mnie racice.

Niespokojna królowa chciała pozbyć się raz na zawsze pasierbic.

— Spójrz tylko, jakie one są już dorodne i różowiutkie. Według mnie nadają się do zjedzenia…

— Dobry pomysł! — odpowiedział król. — Jeszcze dziś rozkażę je ubić.

Trzy królewny padły nieprzytomne na ziemię.

IV

Odzyskały przytomność na widok błysku ogromnych noży. Każdą z nich przywiązano za kończyny do grubych kijów, a następnie sześciu rzeźników chwyciło kije z obu stron i skierowało się do ubojni.

Po drodze trzy siostry błagały o litość swoich oprawców.

— Taki jest rozkaz króla!

Te płakały zrozpaczone.

— Królewski rozkaz! Gdyby władca dowiedział się, że wypowiedzieliśmy mu posłuszeństwo, kazałby również nam poderżnąć gardło.

Ale dziewczęta tak zawodziły i błagały, że sześciu oprawców w końcu się nad nimi zlitowało.

— Ale musicie obiecać, że nigdy nie wrócicie do królestwa.

Trzy siostry złożyły obietnicę.

Wówczas wieśniacy zawiedli je do granic królestwa, uwolnili z więzów i pozostawili własnemu losowi.

V

Księżniczki znalazły się w obcym kraju, zupełnie same i bez niczego. Musiały ciężko pracować, żeby zarobić na chleb. Na swoje szczęście już w dzieciństwie nauczyły się każdego kobiecego zajęcia. Potrafiły doskonale szyć i haftować.

Ze względu na tajemniczą urodę trzech hafciarek po mieście zaczęły krążyć dziwne pogłoski. Dziewczęta żyły sobie jednak spokojnie i pracowały w małym skromnym domku, od czasu do czasu wspominając tęsknie ojcowskie uczucie i utracone królestwo.

Lionella sprzątała ze stołu i mówiła:

— O tej porze zwykle stroiłyśmy się na bal.

Doralice zmywała naczynia i mówiła:

— O tej porze dwórki szykowały nam kąpiel w wodzie różanej.

Chiaretta zamiatała i mówiła:

— O tej porze chodziło się z białozorem na polowanie na czaple.

I cichutko wzdychały.

Często pukał do ich drzwi stary, siwobrody żebrak, a siostry za każdym razem częstowały go miską zupy.

— Dziękuję wam, dziewczęta! Cóż za dłonie, godne księżniczek!

— Jesteśmy księżniczkami.

Pewnego wieczoru, usiadłszy ze starcem na ławce przed domem, zwierzyły mu się ze swojej historii. Starzec słuchał i gładził sobie brodę.

— Biedne dziewczęta! Nie pierwszy raz słyszę o tym zaklęciu. Król, wasz ojciec, wypił miksturę zamiany.

Po czym wyciągnął z chlebaka pomiętą książeczkę z pergaminu i począł z uwagą przewracać strony. Znalazł ją wiele lat temu w jaskini górskiej, przy szkielecie jakiegoś pustelnika.

— Istnieje pewien niezawodny środek przeciwko zaklęciu zamiany. Jest to woda, która tańczy, gra i śpiewa. Tylko nikt nie wie, gdzie ona się znajduje.

Przez wiele dni siostry rozmyślały nad słowami starca. Aż pewnego wieczoru Lionella oznajmiła:

— Siostry moje. Ja jestem pierworodną. Zdecydowałam się wziąć w swoje ręce los nas wszystkich. Wybiorę się na poszukiwanie cudownej wody.

Uściskała płaczące siostry i o brzasku wyruszyła w drogę.

Mijały dni, tygodnie i miesiące, a Lionella nie wracała.

Upłynął rok, miesiąc i dzień, kiedy Doralice rzekła do Chiaretty:

— Siostro, ja urodziłam się jako druga. A zatem teraz kolej na mnie. Jutro udam się w drogę.

O świcie uściskała siostrę i ruszyła przed siebie.

Chiaretta została sama w małej opustoszałej chatce. A czas upływał…

Minął rok, miesiąc i dzień, kiedy Chiaretta postanowiła przedsięwziąć wyprawę.

Wędrowała i wędrowała…

Przemierzała rzeki i lasy, góry i równiny, żebrząc w domostwach o kawałek chleba. Stojące w progu gospodynie przyglądały się ze zdziwieniem pięknej młodej żebraczce.

— Dobre kobiety, czy wiecie, gdzie znajdę wodę, która tańczy, gra i śpiewa?

Lecz one wzruszały ramionami. Żadna nie wiedziała.

I Chiaretta, niepocieszona, szła dalej przed siebie. Pewnego wieczoru zasnęła wśród suchych liści pod kasztanowcem. O świcie poczuła, że coś ciągnie ją za kosmyk włosów na skroni. Odwróciła się i zobaczyła jaszczurkę o dwóch ogonach zaplątaną w jej złociste loki.

— Spędziłam noc w twoich włosach i teraz jestem twoim zakładnikiem. Uwolnij mnie, a ja ci się odwdzięczę!

Chiaretta uwolniła łapki zwierzątka z delikatnych więzów.

Jaszczurka dała jej za to jeden ze swoich dwóch ogonów.

— Strzeż go jak oka w głowie. Odpowie na każde twoje pytanie.

Chiaretta długo zastanawiała się nad kikutkiem wijącym się na jej otwartej dłoni.

— Ogonie, ogonku, powiedz mi, gdzie jest woda, która gra, tańczy i śpiewa?

W tym momencie ogonek obrócił się na jej dłoni i niczym igła kompasu wskazał jakiś punkt na horyzoncie.

Chiaretta obrała ten właśnie kierunek.

Wędrowała i wędrowała, aż dotarła do odległej krainy leżącej pomiędzy straszliwymi urwiskami. Nagle poczuła, że ogonek miota się w jej kieszeni, jak gdyby chciał ją przed czymś ostrzec. Zapytała napotkaną staruszkę o czarodziejską wodę.

— Tak, tutaj znajduje się jej źródło. Ale strzeże go pewien czarnoksiężnik, który mieszka w tym oto zamku na szczycie. Często przybywają tu damy i rycerze, wchodzą do ogrodu o siedmiu bramach, ale jeszcze nikt stąd nie wrócił.

Odważna Chiaretta weszła do zaklętego ogrodu, w jednej dłoni ściskając pusty flakonik, w drugiej zaś cudowny ogonek. Ogród okazał się być labiryntem o tysiącu zawiłych ścieżek, wystarczył jeden krok, żeby się w nim zgubić.

Ale Chiaretta podążała za każdym ruchem wijącego się na jej dłoni ogonka. Skręcała to w jedną, to w drugą stronę, w końcu o zachodzie słońca dotarła na rozległą nizinę, pośrodku której stała ogromna muszla z cudowną wodą.

Dookoła tego źródła, jak okiem sięgnąć, roiło się od niezliczonych rzeźb ze śnieżnobiałego marmuru.

Chiaretta już miała napełnić ampułkę, kiedy poczuła, jak w drugiej dłoni ogonek zaczął się rozpaczliwie wić. Kikucik ułożył się najpierw w literę N, potem w I, następnie w E, po czym przemówił ludzkim głosem:

— Nie dotykaj zaklętej wody! Kto jej dotknie, zamienia się w marmur.

Chiaretta zawiesiła zatem flakonik na sznureczku, zanurzyła go w wodzie i wyciągnęła napełniony, po czym zatkała go korkiem i włożyła do kieszeni. Zamierzała już wracać, kiedy pośród rzeźb rozpoznała swoją siostrę Doralice. Spojrzała na figurę obok — była to Lionella. Z płaczem poczęła obejmować zimny marmur.

— Ogonie, ogonku, przywróć do życia moje siostry.

Zbliżyła kikucik do figur, a te natychmiast ożyły.

Trzy księżniczki wyruszyły z powrotem do królestwa ojca.

VI

Po dotarciu na miejsce dla niepoznaki — wszak macocha była przekonana o ich śmierci — przebrały się za pielgrzymów. I tak każda z nich, z twarzą zakrytą gęstą woalką, z muszlami i amuletami na piersi, stawiły się w pałacu.

Król przyjął je w sali tronowej. Obok niego siedziały macocha oraz trzy świnie uzurpatorki, przyodziane w drogocenne sukna, wystrojone w złoto i klejnoty.

— Najjaśniejszy panie! Jesteśmy pątniczkami wracającymi z Ziemi Świętej. Z kraju wielkiego sułtana sprowadziłyśmy cudowną wodę, którą chcemy ofiarować waszej wysokości.

Po czym Chiaretta wyciągnęła fiolkę, odkorkowała ją i postawiła u stóp tronu.

Natychmiast wyskoczyła z niej zaczarowana woda, ukłoniła się i poczęła wstępować na kolejne stopnie prowadzące do tronu, tańcząc i śpiewając do dźwięków egzotycznej pieśni. Opowiadała ona o trzech księżniczkach prześladowanych przez swoją macochę i przez pewnego króla, który postradał zmysły za sprawą złowrogiego eliksiru. Opowiadała całą smutną historię trzech dziewcząt.

Macocha próbowała schwytać i rozprawić się z tańczącą i śpiewającą wodą donosicielką, lecz zaledwie jej dotknęła, zamieniła się w marmur.

Królowi jakby spadła zasłona z oczu. Ujrzał trzy odrażające świnie zasiadające na krzesłach wygnanych córek, po czym wstał i uściskał trzy pątniczki, które odkryły swoje twarze.

Dwór wznosił okrzyki na cześć ozdrowiałego króla oraz trzech przywróconych do życia księżniczek.

Księżniczki chciały wskrzesić skamieniałą królową, szukały więc jaszczurczego ogona, ale ogon przepadł bez śladu.
Marmurową macochę o gniewnym wyrazie twarzy i wyciągniętych do przodu rękach ustawiono w pałacowym atrium. Tu pozostała na wieki jako pomnik nikczemności.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Guido Gozzano

(ur. 19 grudnia 1883 w Turynie, zmarły 9 sierpnia 1916) – włoski poeta i prozaik. Był przedstawicielem kierunku określanego mianem crepuscolarismo, charakteryzującego się nostalgiczną nastrojowością i oszczędnym stylem. Jego najbardziej znanym dziełem jest tomik I colloqui, wydany w roku 1911. Poeta posługiwał się dystychem, tercyną i meandrem.

Czytaj więcej >>wiki<<