Julia Duszyńska – Cudaczek-Wyśmiewaczek – To jest Pan Byle-jak

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wolnelektury.pl

>> link do utworu <<

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Trzy dni mdliło biednego Cudaczka. Trzy dni przesiedział na półce w aptece koło butli z amoniakiem. Ile razy ktoś przyszedł do apteki po amoniak, aptekarz albo jego pomocnica, panna Irena, otwierali butlę, żeby trochę ulać do flaszeczki. Za każdym razem ostry zapach, od którego aż w nosie kręci, uderzał w nos Wyśmiewaczka. Wyśmiewaczek kichał i robiło mu się trochę lepiej. Kichał tak potężnie, aż panna Irena usłyszała i zapytała:

— Co pan tak cienko kicha, panie aptekarzu?
— Ja? — zdziwił się aptekarz. — Coś się pani przywidziało.
— Mnie się nigdy nic nie przywiduje — odpowiedziała panna Irena.

I zrobiła obrażoną minę, zupełnie jak ta panna Obrażalska z małego miasteczka. Na chwilę tylko, ale zrobiła. Cóż, kiedy Cudaczek nie mógł się roześmiać, tak mu było niedobrze.

Po trzech dniach poczuł się lepiej. Zlazł z półki w aptece i wyszedł na ulicę. Wyszedł i… zobaczył pana Beksę! Beksa oczywiście beczał. Stał nad rynsztokiem i zalewał się łzami, bo jakieś auto ochlapało go błotem. Całą buzię miał w kropki i łzy mieszały mu się z błotem i ciekły czarnymi strużkami. A Cudaczek nie mógł się roześmiać. Na sam widok pana Beksy zrobiło mu się znowu niedobrze. Zawrócił do apteki i wielkimi susami uciekał w stronę butli z amoniakiem.

— A to mam szczęście! — lamentował. — Nie mogę się odczepić od tego obrzydliwego mazgaja! Akurat musiał mi stanąć na drodze!

I dalej siedział za butlą. Brzuszek miał zupełnie pusty i zły był okropnie.

Pod wieczór ktoś wpadł jak bomba do apteki. Pan aptekarz ucierał właśnie jakąś maść w miseczce, więc zawołał pannę Irenę.

— Niech no pani pozwoli. Pewno coś pilnego, bo kawaler palto ma krzywo zapięte.

Cudaczek wychylił główkę zza butli. Zobaczył chłopca może dziewięcioletniego. Palto miał rzeczywiście krzywo zapięte. Pierwszy guzik na drugą dziurkę. Drugi guzik na trzecią. Mało tego. Bystre oczki Wyśmiewaczka zauważyły, że chłopiec miał cały czubek ucha uwalany atramentem.

To zaciekawiło Cudaczka. Zsunął się z półki i podszedł do chłopca. Oho! Jeden but bez języka i zasznurowany tylko do połowy. Dalej zabrakło sznurowadła.

— Hu, hu! — ucieszył się Cudaczek i poczuł, że mu brzuszek troszeczkę napęczniał.

Nie namyślał się dłużej, ale prędko uczepił się drugiego sznurowadła, które prawie wlokło się po ziemi, i razem z chłopcem wyjechał z apteki.

— Kawalerze, zapnij porządnie palto! — wołał pan aptekarz za nimi.

Ale chłopiec ręką machnął.

— Nie warto! Zaraz będę w domu!

Rzeczywiście dom był blisko. Cudaczek ledwo zdążył wdrapać się na najwyższy guzik. Nie mógł jechać na sznurowadle, bo jego nowy przyjaciel nie omijał kałuż. Jak nie chlapnął w kałużę całą nogą, to bodaj obcasem i Cudaczek był już cały w czarne kropki jak niedawno pan Beksa.

Chłopiec wszedł do kuchni i ucieszył się:

— O, placki kartoflane!

Położył buteleczkę na stole, wpatrzony w tarkę, na której mama zgrabnie tarła kartofle. Położył byle jak na brzeżku stołu. A buteleczka od razu bęc! na podłogę.

— Hu! Hu! Hu! — zachichotał Cudaczek, bo usłyszał trzask rozbitego szkła.

Zerknął na podłogę, a tam plama z jodyny.

Mama zostawiła placki i zabrała się do ratowania podłogi.

— Że też zawsze wszystko robisz byle jak! — gniewała się, zmywając plamę z podłogi.
— To ja winien? Butelka sama się poturlała.
— Trzeba było ją postawić, a nie kłaść! I to jeszcze na samym brzeżku! A jak ty wyglądasz! Palto krzywo zapięte! But niezasznurowany!
— Bo mi się sznurowadło urwało…
— Dlaczego nie przyniosłeś palta do zeszycia? A sznurowadła nie związałeś tymczasem?
— A bo… a bo… położyłem na krześle i gdzieś się zapodziało.

Mama tylko westchnęła:

— Z tobą tak zawsze.

Cudaczek śmiał się w głos. Brzuszek mu pęczniał w oczach.

— To jest pan Byle-jak! To jest pan Byle-jak! — cieszyło się licho niepoczciwe. — U niego nie będę głodny.
I Cudaczek ułożył się wygodnie za kołnierzem chłopca.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Julia Duszyńska

(ur. 2 lutego 1894 w Wołsku, Rosja, zm. 20 listopada 1947 w Otwocku) – polska pisarka, autorka książek dla dzieci. Była współautorką Elementarza dla I klasy z 1938 r. W latach 1935-39 była członkiem zespołu redakcyjnego pisma dziecięcego „Słonko”.

Czytaj więcej >>wiki<<