Julia Duszyńska – Cudaczek-Wyśmiewaczek – Cudaczek-Wyśmiewaczek w mieście
Posłuchaj
Przeczytaj
Na stacji pełno było ludzi. Każdy z tłumoczkiem, koszykiem albo walizką. Wszyscy patrzyli w jedną stronę.
— O, już jedzie! — zawołał jakiś chłopiec.
Coś dudniło z daleka. Coś buchało czarnym dymem. Coraz bliżej, coraz głośniej. Aż na stację wtoczył się pociąg. Sapał, stukał i stanął, a wtedy wszyscy ludzie ze swoimi tobołami zaczęli się pchać do wagonów.
Cudaczkowi aż się w głowie zakręciło od tego hałasu i ruchu. Sam nie wiedział, dlaczego uczepił się jakiejś spódnicy i razem z tą spódnicą wjechał do wagonu.
Potem ktoś zagwizdał, zastukały koła i pociąg pojechał w dalszą drogę. Powiózł naszego Cudaczka-Wyśmiewaczka naprawdę w daleki świat.
Cudaczek zresztą usnął zaraz ze zmęczenia i obudził się dopiero, kiedy wszyscy z wagonu wysiadali. Nie puszczał ze strachu spódnicy. W jej fałdach schowany wydostał się na peron, potem jakimiś schodami w dół i na górę w okropnym tłoku. Trzymał się spódnicy ze wszystkich sił, bo przecież zadeptaliby go na pewno. Takie licho małe jak igła!
Dopiero kiedy wszyscy wyszli na ulicę, Cudaczek poweselał. Ulica była duża i szeroka. Takiej w miasteczku nad rzeczką nie widział. Pędziły po niej auta. Bokiem po chodniku szli i szli ludzie. Tylu nigdy nie chodziło w miasteczku nad rzeczką. Domy też były takie wysokie, po trzy i cztery, i więcej pięter. Ale nie dudniły, nie sapały jak ten pociąg.
Cudaczek bardzo prędko puścił spódnicę, zeskoczył na chodnik i usiadł sobie na brzegu kosza do śmieci. Stamtąd, jak z balkonu, rozglądał się wokoło.
Przecież w takim dużym mieście na pewno są dzieci, z których można śmiać się do rozpuku.
Właśnie idzie jakaś pani z chłopczykiem. Chłopczyk wygląda grzecznie, ale… Oho, potknął się! Upadł. Uderzył się w kolano. Ale nie mocno. Oo… Co to? Grzeczny chłopczyk otwiera usta szeroko, strasznie szeroko i krzyczy: „aaa!”. A po policzkach łzy kapią. Mama coś mówi, a on nic, tylko: „aaa!” i płacze.
— Hi, hi, hi! Pan Beksa! — zaśmiał się Cudaczek. — Ojej, usta otworzył jak wrota. Do gardła można mu zajrzeć. Kapie łzami na chodnik! Jaki on śmieszny!
Zeskoczył Cudaczek z kosza do śmieci i prędko wdrapał się na palto pana Beksy.
Już mu nie burczało w brzuszku.
— Przestań — mówiła ta pani. — Jakże pójdziesz na imieniny do cioci taki zapłakany!
— Boli! Płacz! — pisnął prędko Cudaczek, wdrapując się na ramię chłopca.
Ale chłopiec widocznie nie posłyszał, bo przestał płakać i poszli.
U cioci było już pełno dzieci i zabawa w najlepsze. Mama rozebrała pana Beksę, ucałowała i rzekła:
— Baw się dobrze, synku. Wieczorem przyjdę po ciebie.
A pan Beksa usta otworzył szeroko, szeroko, jakby chciał połknąć krokodyla, i w bek.
— Niech ma… ma nie odchooo… dzi!…
Mama tłumaczy, że ma pilną robotę w domu, ale pan Beksa maże się dalej.
— To nie ma rady, tylko oboje musimy iść do domu — mówi mama. — Ubieraj się.
— Nieee… ja… ja chcę się… ba… wić… Ale mama… niech… bę… bę… dzie!…
— E, to są grymasy — śmieje się mama.
Jeszcze raz całuje synka i wychodzi. A pan Beksa wisi u klamki i zalewa się łzami.
— Płacz! Płacz! Hi! Hi! Hi! — dogaduje Cudaczek-Wyśmiewaczek i zaśmiewa się w głos z pana Beksy, a brzuszek pęcznieje mu, pęcznieje…
Malutka Terenia patrzy na pana Beksę z paluszkiem w buzi. Nie może zrozumieć, czego ten pan Beksa tak lamentuje. W końcu pyta:
— Twoja mama posła na zawse?
— Niee… Wieczooo… rem wró… wró.. . ci…
— To po co płaces?
Pan Beksa nie wie, co odpowiedzieć. Robi mu się wstyd i przestaje płakać.
— Idźcie się bawić — mruczy Cudaczek. — Ja się już najadłem po dziurki w nosie.
Wsuwa się pod kołnierz marynarskiego ubranka i zasypia. A jeszcze przez sen gładzi się po pełnym brzuszku.
Julia Duszyńska
(ur. 2 lutego 1894 w Wołsku, Rosja, zm. 20 listopada 1947 w Otwocku) – polska pisarka, autorka książek dla dzieci. Była współautorką Elementarza dla I klasy z 1938 r. W latach 1935-39 była członkiem zespołu redakcyjnego pisma dziecięcego „Słonko”.
Czytaj więcej >>wiki<<
Zostaw komentarz