Guido Gozzano – Srebrna zajęczyca i inne baśnie – Złotopiórcia i Ciężkołów

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wolnelektury.pl

>> link do utworu <<

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

I

Złotopiórcia była sierotą i mieszkała ze swoim dziadkiem w leśnym szałasie. Dziadek był węglarzem, ona zaś pomagała mu zbierać wiązki chrustu i przygotowywać opał. Dziewczynka była bardzo lubiana przez swoje rówieśniczki i staruszki zamieszkujące okoliczne chaty. Była również bardzo urodziwa, piękna niczym królowa.

Pewnego wiosennego dnia na rosnących pod jej oknem goździkach przysiadł biały motyl, dziewczynka zaś schwytała go w dłonie.

— Nie rób mi krzywdy, proszę! — rzekł motyl, a Złotopiórcia go wypuściła.
— Dziękuję, drogie dziecko. Jak ci na imię?
— Złotopiórcia.
— A ja jestem Niestrzęp Głogowiec. Lecę złożyć jajeczka daleko stąd. Być może któregoś dnia odwdzięczę ci się — odparł motyl, po czym odfrunął.

Następnego dnia Złotopiórcia ujrzała pośrodku polnej drogi niesiony wiatrem bielutki puszek. I już go miała w dłoni, już ją miała zacisnąć, gdy nagle usłyszała:

— Nie rób mi krzywdy, proszę! — rzekł jedwabisty puszek, a Złotopiórcia spełniła jego prośbę. — Dziękuję, drogie dziecko. Jak ci na imię?
— Złotopiórcia.
— A ja jestem Niełupka Ostu. Lecę zasiać swoje nasiona daleko stąd. Być może któregoś dnia odwdzięczę ci się — odrzekł puszek i odleciał pognany wiatrem.

Następnego dnia Złotopiórcia schwytała w kielichu róży szmaragdowego skarabeusza.

— Nie rób mi krzywdy, proszę! — rzekł skarabeusz, a Złotopiórcia spełniła jego prośbę.
— Dziękuję, drogie dziecko. Jak ci na imię?
— Złotopiórcia.
— A ja jestem Kruszczyca Złotawka. Szukam róż z dalekich stron. Być może któregoś dnia odwdzięczę ci się — rzekła Kruszczyca i odleciała.

II

Gdy Złotopiórcia skończyła czternaście lat, wydarzyła się rzecz bardzo osobliwa. Zaczęła oto tracić na wadze.

Choć niezmiennie była tą samą piękną, jasnowłosą dziewczynką, to z dnia na dzień stawała się coraz lżejsza.

Z początku wcale się tym nie przejmowała. Ogromnej radości dostarczało jej ześlizgiwanie się po gałęziach wysokich drzew i swobodne opadanie w dół niczym wiotka kartka papieru. Podśpiewywała sobie przy tym:

Piękna Złotopiórcia, choć chyba jeszcze tego nie wiecie,
wkrótce zostanie królową, więc ogłoście to w świecie.

Stała się z czasem tak lekka, że dziadek musiał obciążyć jej sukienkę czterema dużymi kamieniami, żeby przypadkiem dziewczynki nie porwał wiatr. Po niedługim czasie jednak kamienie już nie wystarczały i dziadek musiał zamknąć ją w domu.

— Złotopiórciu, drogie dziecko, ktoś musiał rzucić na ciebie urok!

Staruszek wzdychał strapiony, Złotopiórcia zaś nudziła się w zamknięciu.

— Dmuchnij na mnie! — jęła prosić dziadka.

Dziadek spełniał wówczas jej prośbę i wypychał ją siłą podmuchów ku górze. Ona zaś to opadała, to wzbijała się w powietrze, leciutka jak piórko.

Piękna Złotopiórcia, choć chyba jeszcze tego nie wiecie,
wkrótce zostanie królową, więc ogłoście to w świecie.

— Dmuchnij na mnie, dziadku!

I staruszek dmuchał mocno, a Złotopiórcia wznosiła się z lekkością aż po sam sufit.

Piękna Złotopiórcia, choć chyba jeszcze tego nie wiecie,
wkrótce zostanie królową, więc ogłoście to w świecie.

— Złotopiórciu, co śpiewasz?
— To nie ja. To cudzy głos we mnie śpiewa.

Złotopiórcia wiedziała, że przemawia przez nią jakiś przyjemny dla ucha, pochodzący z oddali głos.

Staruszek wciąż dmuchał i wzdychał:

— Złotopiórciu, moje biedne dziecko, przecież ktoś rzucił na ciebie urok!

III

Pewnego ranka Złotopiórcia obudziła się jeszcze lżejsza i bardziej znudzona niż zwykle.

— Dmuchnij na mnie! — prosiła dziadka.

Jednakże staruszek nie odpowiadał. Kiedy dziewczynka zbliżyła się do łóżka dziadka, okazało się, że już nie żył.

Wybuchła płaczem. Płakała przez trzy dni i trzy noce. O świcie czwartego dnia postanowiła zwołać ludzi. Ledwo uchyliła drzwi, porwał ją wiatr i powiódł wysoko do góry, niczym bańkę mydlaną…

Złotopiórcia krzyknęła, po czym zamknęła oczy.

Wzięła się jednak na odwagę i przez opadającą na oczy gęstą czuprynę spojrzała w dół: leciała na wysokości przyprawiającej o zawrót głowy.

Pod nią zieleniły się rozległe pola, srebrzyły się rzeki, ujrzała ciemne puszcze, miasta, baszty i klasztory, które przypominały dziecięce zabawki.

Wystraszona Złotopiórcia zamknęła oczy, otuliła się kołdrą swoich bujnych, rozpuszczonych włosów, dając się nieść przed siebie.

— Odwagi, Złotopiórciu! — usłyszała nagle jakiś głos.

Otworzyła oczy i zobaczyła lecących tuż obok Niestrzępa Głogowca, Kruszczycę Złotawkę i Niełupkę Ostu.

— Wiatr niesie nas razem z tobą, Złotopiórciu. Będziemy ci towarzyszyć w podróży i pomagać.
— Dziękuję, drodzy przyjaciele! — powiedziała podniesiona na duchu Złotopiórcia.

Piękna Złotopiórcia, choć chyba jeszcze tego nie wiecie,
wkrótce zostanie królową, więc ogłoście to w świecie.

— Czyj to głos słyszę w uszach od dłuższego już czasu?
— Dowiesz się wieczorem, Złotopiórciu, gdy dotrzemy do Wróżki Młodości.

Złotopiórcia, Niestrzęp Głogowiec, Kruszczyca Złotawka i Niełupka Ostu podróżowali dalej niesieni wiatrem.

IV

Pod wieczór dotarli do Wróżki Młodości. Dostali się do środka przez otwarte okna.

Dobra Wróżka przyjęła ich niezwykle życzliwie. Chwyciła Złotopiórcię za rękę, przeszły razem przez przestronne komnaty i niekończące się korytarze, po czym Wróżka wyciągnęła ze złotego kufra okrągłe zwierciadło.

— Spójrz! — rzekła Wróżka Młodości.

Złotopiórcia spojrzała w zwierciadło. Ujrzała w nim cudowny ogród, który porastały palmy, tropikalne drzewa i nieznane jej zupełnie dotąd kwiaty.

Pośród ogrodu zobaczyła ubranego w królewskie szaty młodzieńca niezwykłej urody, który stał na złotym wozie ciągniętym przez pięćset par wołów i śpiewał:

Piękna Złotopiórcia, choć chyba jeszcze tego nie wiecie,
wkrótce zostanie królową, więc ogłoście to w świecie.

— To Ciężkołów, Młody Władca Wysp Szczęśliwych — rzekła Wróżka Młodości. — To on śpiewa dźwięczącą w twoich uszach od dłuższego czasu piosenkę. Padł ofiarą uroku przeciwnego niż ten, który dotknął ciebie. Z mozołem ciągnie go pięćset par wołów. Staje się coraz cięższy. Wasz pierwszy pocałunek go odczaruje.

Po chwili obraz rozproszył się w powietrzu, a dobra Wróżka dała Złotopiórci trzy ziarna zboża.

— Zanim dotrzesz na Wyspy Szczęśliwe, przelecisz niesiona wiatrem nad trzema zamkami. W każdym z nich ukaże ci się zła wróżka, która groźbą bądź pokusą będzie się starała cię usidlić. Za każdym razem strącisz na ziemię jedno ziarnko.

Złotopiórcia podziękowała Wróżce, wyleciała przez okno ze swoimi towarzyszami podróży i niesiona wiatrem powędrowała dalej.

V

Wieczorem oczom całej drużyny ukazał się pierwszy zamek. Ujrzeli stojącą na wieży kolorową wróżkę, która skinęła ręką na Złotopiórcię. Zwabiona tajemną siłą Złotopiórcia zaczęła zbliżać się do ziemi. Ujrzała swoje przyjaciółki i staruszki zamieszkujące lasy w rodzinnych stronach, zobaczyła też dziadka, który machał jej na powitanie.

Jednakże Kruszczyca Złotawka przypomniała Złotopiórci o ostrzeżeniu Wróżki Młodości i dziewczynka upuściła ziarnko zboża. Uśmiechnięte postaci w mgnieniu oka przeobraziły się w złowrogie biesy i wiedźmy, których głowy wieńczyły korony uplecione z syczących węży.

Złotopiórcia wraz ze swoimi towarzyszami wzniosła się w powietrze i wnet pojęła, że to był Zamek Kłamstwa, a upuszczone na ziemię ziarnko było Ziarnkiem Ostrożności.

Udali się razem w dalszą podróż, która trwała dwa dni. Wieczorem zamajaczył im w oddali drugi zamek.

Był to zamek w kolorze żółci, w brunatne pręgi. Na wieży wiła się w napadzie wściekłości Zielona Wróżka. Na blankach i na dziedzińcu stał posępny tłum, złowrogo witając przybyszów.

Złotopiórcia, zwabiona tajemną siłą, zniżała stopniowo lot. Przerażona upuściła drugie ziarnko. Gdy tylko dotknęło ono ziemi, zamek błyskawicznie zamienił się w złoto, na ustach Wróżki i ludzi zaś pojawił się uśmiech, a z ich twarzy biła szczera życzliwość. Witali Złotopiórcię, wyciągając ręce w jej kierunku. Ona zaś, niesiona wiatrem, wyruszyła w dalszą podróż. Zrozumiała, że było to Ziarnko Dobroci.

Minęły kolejne dwa dni podróży, aż w końcu ujrzała w oddali trzeci zamek. Był to cudowny zamek cały ze złota, intarsjowany kamieniami szlachetnymi.

Na wieżach pojawiła się Błękitna Wróżka, kiwając dobrotliwie w kierunku Złotopiórci.

Zwabiona niewidzialną siłą Złotopiórcia zaczęła zniżać lot, aż usłyszała nakładające się na siebie odgłosy śmiechu, śpiewu i muzyki. W przestronnych ogrodach ujrzała damy dworu i lśniących rycerzy, którzy bawili się w tańcu bądź na karuzeli, oglądali przedstawienia i raczyli się poczęstunkiem na bankietach.

Omamiona tym blaskiem Złotopiórcia już miała wylądować, ale Kruszczyca Złotawka przypomniała jej o przestrodze Wróżki Młodości. Wówczas Złotopiórcia — mimo że z wyraźną niechęcią — upuściła trzecie ziarnko.

Gdy tylko ziarenko spadło na ziemię, zamek przeobraził się w jaskinię, Błękitna Wróżka w szkaradną wiedźmę, damy i rycerze zaś w odzianych w łachmany żebraków, którzy zrozpaczeni rozpierzchli się, szukając schronienia w zaroślach i za kamieniami. Złotopiórcia, wzbijając się wysoko w powietrze, zrozumiała, że to był Zamek Ułudy i że upuszczone ziarnko było Ziarnkiem Mądrości.

Niesiona wiatrem kontynuowała swą podróż.

Niestrzęp Głogowiec, Kruszczyca Złotawka i Niełupka Ostu niezmiennie dotrzymywały jej towarzystwa. Za ich namową przyłączali się do nich ich ziomkowie, tworząc z czasem pokaźny orszak malowniczych motyli, obłok białych puszystych niełupek i błyszczącą falangę szmaragdowych kruszczyc złotawek.

Długo jeszcze podróżowali, aż w końcu dotarli na sam skraj lądu. Złotopiórcia spojrzała w dół i zobaczyła bezkresną, błękitną równinę. To było morze.

Wiatr ustał. Złotopiórcia zleciała do morza, aż musnęła czupryną spienione fale. Krzyknęła przestraszona. Jednakże w mgnieniu oka nadleciało dziesięć tysięcy motyli i tyleż samo kruszczyc złotawek, które uniosły ją do góry, trzepocząc swoimi małymi skrzydełkami.

Podróż trwała siedem dni.

O świcie dnia ósmego na horyzoncie zamajaczyły złote minarety i strzeliste palmy Wysp Szczęśliwych.

VI

Władze Królestwa były zrozpaczone.

Królewicz Ciężkołów zapadł się pod swoim ciężarem w sali Walnego Zgromadzenia. I stał zanurzony do pasa w pokrywającej podłogę mozaice. Błękitnooki i jasnowłosy Ciężkołów, ubrany w czerwony welur, był piękny jak młody bóg, lecz rzucony nań urok z dnia na dzień coraz bardziej go pogrążał.

Młodzieniec ważył już tyle, że brakowało w całym królestwie wołów, które mogłyby go przesunąć choćby o jeden cal.

Medycy, wróżki, chiromanci, czarnoksiężnicy, alchemicy na próżno przyjechali na dwór, nikomu z nich nie udało się zdjąć z młodzieńca uroku.

Piękna Złotopiórcia, choć chyba jeszcze tego nie wiecie,
wkrótce zostanie królową, więc ogłoście to w świecie.

A Ciężkołów coraz to bardziej się zapadał, niczym moździerz z brązu na piaszczystej plaży.

Zgodnie z tym, co wyczytał jeden z jasnowidzów, tylko sprzyjający układ gwiazd mógł przywrócić królewiczowi zdrowie, a bez tegoż wszelkie czynione zabiegi na nic się zdały.

Królowa więc co rusz podbiegała do okna i wołała do czuwającego na wieży astrologa.

— Mistrzu Szymonie, co też widzisz w oddali?
— Nic, wasza wysokość… Widzę naszą flotę, która powraca z Ziemi Świętej.

Ciężkołów coraz to bardziej zapadał się w ziemi.

— Mistrzu Szymonie, co teraz widzisz?
— Nic takiego, wasza wysokość… Widzę powracające z ciepłych krajów czaple.
— Mistrzu Szymonie, co teraz widzisz?
— Nic, wasza wysokość… Widzę galerę wenecką z ładunkiem kości słoniowej.

Król, Królowa, ministrowie i dworskie damy byli przerażeni.

Z ziemi wystawała już sama głowa. Ciężkołów zapadał się coraz bardziej, śpiewając przy tym:

Piękna Złotopiórcia, choć chyba jeszcze tego nie wiecie,
wkrótce zostanie królową, więc ogłoście to w świecie.

W pewnym momencie do uszu zgromadzonych na królewskim dworze dobiegł głos mistrza Szymona:

— Wasza królewska mość! Pędząca kometa na horyzoncie! Lśniąca gwiazda w samo południe!

Mieszkańcy królewskiego dworu nie zdążyli podbiec do okna, gdy to otwarło się z impetem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i Złotopiórcia wraz ze swoim orszakiem ukazała się oczom zgromadzonych, wprawiając wszystkich w ogromne zdumienie. Puszyste niełupki uszyły dla niej suknię ślubną, motyle ozdobiły ją klejnotami. Dziesięć tysięcy kruszczyc złotawek, przeobraziwszy się w dziesięć tysięcy szmaragdowych paziów, utworzyło szpaler dla młodej, pięknej jak bogini dziewczyny, która z uśmiechem przeszła środkiem sali.

Gdy tylko dziewczyna złożyła na jego ustach swój pierwszy pocałunek, Ciężkołów otrząsnął się niczym ze snu, po czym uwolniony od jarzma uroku skoczył na równe nogi ku uciesze całego rozradowanego dworu.
Wyprawiono huczne przyjęcie. Osiem dni późnej Złotopiórcia, córka węglarza, stanęła na ślubnym kobiercu z Królewiczem Wysp Szczęśliwych.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Guido Gozzano

(ur. 19 grudnia 1883 w Turynie, zmarły 9 sierpnia 1916) – włoski poeta i prozaik. Był przedstawicielem kierunku określanego mianem crepuscolarismo, charakteryzującego się nostalgiczną nastrojowością i oszczędnym stylem. Jego najbardziej znanym dziełem jest tomik I colloqui, wydany w roku 1911. Poeta posługiwał się dystychem, tercyną i meandrem.

Czytaj więcej >>wiki<<