Guido Gozzano – Srebrna zajęczyca i inne baśnie – Koszula prababki

Posłuchaj

Wykorzystana treść pochodzi z zasobów strony wolnelektury.pl

>> link do utworu <<

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

Dawno temu, gdy latały niedźwiedzie,
gdy nocą myszy polowały na koty,
gdy psy czytały ludziom po obiedzie,
wtedy wydarzyła się historia sieroty…

…który miał na imię Maślak. Młodzieniec najczęściej zbijał bąki i bujał w obłokach, a ludzie mieli go za głupca. Chodził po domach i żebrał, sąsiedzi patrzyli nań nawet życzliwym okiem, pomagał czasem gospodyniom porąbać drewno i zaczerpnąć wodę ze studni, a te odwdzięczały się talerzem gorącej zupy. Jednakże gdy skończył osiemnaście lat, sąsiedzi przestali już traktować go tak przychylnie i zaczęli mu wypominać jego bezczynną łazęgę.

Maślak postanowił opuścić wioskę i wyruszyć w świat ku przygodzie.

Przed podróżą poszedł się pożegnać ze swoją siostrą Stokrotką.

— Chciałabym dać ci na pamiątkę drobny upominek. Nie jestem bogata i nie mam nic cennego, co mogłabym ci ofiarować, oprócz zniszczonej koszuli mojej prababki, która była czarodziejką.

Młodzieniec nie potrafił ukryć rozczarowania.

— Nie gardź moim prezentem, braciszku. Przyda ci się bardziej, niż ci się wydaje. Wystarczy, że rozłożysz koszulę na ziemi i wypowiesz życzenie, a ono od razu się spełni.

Maślak schował podarunek, ucałował siostrę na pożegnanie i wyruszył w drogę. Kiedy nadszedł wieczór, młodzieniec zrobił się głodny. Nie mając ze sobą ani prowiantu, ani pieniędzy, zaczął się poważnie martwić, nie bardzo bowiem chciało mu się wierzyć w magiczną moc starej koszuli.

Niemniej jednak postanowił spróbować. Rozłożył ją na ziemi i wyszeptał życzenie:

— Koszulo prababki, chciałbym pieczonego kurczaka.

Wtem jego oczom ukazał się zarys kurczaka, bardzo niewyraźny. Po chwili jednak zaczął pęcznieć, aż w końcu nabrał kształtów i zyskał złocistą barwę prawdziwej pieczeni. Dookoła zaś rozchodził się bardzo smaczny zapach.

Maślak z początku nie śmiał tknąć kurczaka w obawie przed złymi czarami. Po jakimś czasie schylił się, dotknął pieczeni, oderwał skrzydełko i skosztował.

Był to najprawdziwszy w świecie kurczak, niezwykle smakowity. Młodzieniec zamówił sobie potem ciasto z rodzynkami, talerz brzoskwiń i butelkę wina Zivania.

I wtem wszystko po kolei zaczęło zarysowywać się na koszuli prababki, nabierając po chwili już zupełnie realnych kształtów.

Maślak siedział właśnie na trawie i spożywał posiłek, kiedy ujrzał nadchodzącego główną drogą leciwego żebraka, który patrzył na niego błagalnym wzrokiem.

— Siadaj koło mnie i się częstuj!

Starzec nie dał się długo prosić i przystał na zaproszenie Maślaka.

Lecz kiedy poznał cudowny sposób pojawiania się kolejnych dań, poprosił młodzieńca, aby ten podarował mu magiczną koszulę.

— Dam ci w zamian swój kij.
— A na co mi on?
— Gdybyś znał jego prawdziwą moc, przyjąłbyś go z radością. Otóż zawiera on w sobie tysiąc małych komórek, a w każdej z nich znajduje się uzbrojony rycerz na koniu w pełnym rynsztunku. Gdy tylko znajdziesz się w niebezpieczeństwie, wystarczy, że wydasz komendę: „Do boju!”.

Maślakowi od zawsze marzyło się, żeby zostać dowódcą. Nie mógł się oprzeć pokusie i przystał na wymianę, po czym ruszył w drogę, jednak po upływie kilku godzin pożałował swojej decyzji.

— Jestem głodny i nie mam już swojej koszuli! Na co mi armia, kiedy mam pusty żołądek?

Chcąc odwrócić uwagę od nasilającego się głodu, Maślak wymierzył kij w ziemię i rozkazał:

— Do boju!

We wnętrzu kija rozległ się szelest, po czym otworzyły się liczne małe okienka, a z każdego małego okienka wyszła drobinka wielkości pszczoły. Pęczniała i pęczniała, aż w końcu wokół młodzieńca wyrósł mur zbrojnych na koniach w pełnym rynsztunku niecierpliwie przebierających kopytami.

Maślak patrzył rozmarzony.

— Jesteśmy na pańskie rozkazy, generale!

Wtedy Maślak wpadł na pewien pomysł…

— Przynieście mi koszulę prababki!

Armia ruszyła galopem przed siebie, zniknęła za horyzontem, aby po krótkim czasie wrócić z cudowną tkaniną.

— Żołnierze, wracajcie do koszar!

Młodzieniec wymierzył kij w ziemię, a wtedy konie i rycerze zaczęli się kurczyć, by po kilku sekundach wrócić do rozmiarów pszczoły. Schowali się później w swoich komórkach, nie zostawiając po sobie ani śladu.

Maślak był szczęśliwy.

Ponownie wyruszył w drogę, aż dotarł do młyna.

W progu stał młynarz i grał na flecie, a obok tańczyła żona wraz z dziewięciorgiem dzieci. W miarę jak się zbliżał, jego nogi same rwały się do tańca, aż w końcu uległ tej dziwnej, tajemniczej sile i dołączył do pozostałych.

Usłyszał po chwili, jak młynarzowa krzyczy w tańcu wściekła na męża:

— Dosyć! Dość już! Nie masz serca! Daj nam chleb zamiast zmuszać nas do tańca.

Potem zwróciła się do tańczącego obok nich Maślaka:

— Czy ty to widzisz? Ten łajdak, zamiast iść do pracy i zarabiać na rodzinę, bierze swój przeklęty flet i zmusza nas do tańca.

Kiedy młynarz uznał, że już wystarczy, przestał grać, a wtedy żona, dzieci i Maślak — wyczerpani tanecznym wirowaniem — upadli na ziemię. Odzyskawszy siły, Maślak rozłożył koszulę prababki i zamówił obiad, wprawiając w niemałe osłupienie całą rodzinę, która chwilę potem zasiadła wraz z nim do wspólnego posiłku.

Pod koniec młynarz powiedział:

— Odstąp mi swoją koszulę, a ja dam ci swój flet.

Maślak przystał na wymianę, dobrze bowiem wiedział, jak dalej postąpić. Oddalił się dziesięć mil od wioski, po czym uwolnił armię zbrojnych, którzy przynieśli mu koszulę prababki.

— Teraz mam koszulę, kij i magiczny flet… Czegóż mógłbym chcieć więcej?! Wieczorem dotarł do pewnego miasta i ujrzał wielkie, bardzo kolorowe ogłoszenia, w których król oznajmiał, że komu uda się wyleczyć jego owładniętą melancholią córkę, temu odda ją za żonę. Maślak od razu udał się na dwór królewski. Tak się akurat złożyło, że tego wieczoru król wydawał uroczyste przyjęcie dla ambasadorów Wielkiego Sułtana, jednakże gdy dowiedział się o przybyciu Maślaka, kazał go natychmiast wprowadzić do pałacu. Gdy młodzieniec wszedł do ogromnej sali, niemalże oślepił go blask klejnotów i złota.

Na przyjęciu bawiło ponad pięćset osób. Obok króla i królowej, pogrążona w myślach i blada jak lilia, siedziała piękna księżniczka. Jednemu ze służących Maślak kazał związać księżniczce nogi, ale tak, żeby inni nie zauważyli. Następnie schował się w ustronnym miejscu i zaczął grać. Wtem zapanowało zamieszanie wśród biesiadników, wszystkim zaczęły drżeć nogi i kolana… Po chwili wszyscy wstali, odsunęli krzesła na bok i zaczęli tańczyć, spoglądając po sobie z nieskrywanym zdumieniem.

Królewicze, baronowie, brzuchaci ambasadorzy, tłuste, czcigodne baronowe, służący i podczaszy, a nawet charty, pawie i nadziewane bażanty na złotych półmisach — wszyscy oni dali się porwać niewidzialnej sile do tego zawrotnego tańca!

— Dosyć! Dość już! Litości! — krzyczeli ci najstarsi i najgrubsi.
— Dalej! Jeszcze! — mówili ci młodsi, trzymając się za ręce.

Przywiązana do krzesła księżniczka patrzyła z uśmiechem na roztańczoną salę, usiłując oswobodzić się z więzów. W końcu Maślak uznał, że już wystarczy i przestał grać. Pięciuset wycieńczonych tancerzy upadło na dywany i usiadło na krzesłach. W tanecznym wirze damy pogubiły pantofelki i peruki. Księżniczka śmiała się przez godzinę, a kiedy przestała, zwróciła się do króla:

— Drogi ojcze, to on mnie uzdrowił, więc wyjdę za niego za mąż.

Król się zgodził, lecz Maślak się wahał.

— Zostawiłem w wiosce moją siostrę, piękną jak słońce, której zawdzięczam wszystko, co mam. Chciałbym, żebyście ją poznali.
— Zatem jedź po nią czym prędzej — odpowiedzieli mu biesiadnicy.

Wtem w ogromnej sali zjawiły się tysiące rycerzy, wzbudzając niemałe zdziwienie biesiadników.

— Sprowadźcie tu moją małą siostrę! — rzekł Maślak do swoich rycerzy.

I cała armia, hałasu robiąc co niemiara, opuściła pałac. Wkrótce była już z powrotem razem z siostrą Stokrotką. Jej uroda nie uszła uwadze dworskich gości, a jeden z ambasadorów od razu się w niej zakochał.
I tak oto w tym samym dniu odbyło się podwójne wesele.

Utwór udostępniony na Licencji Wolnej Sztuki (szczegóły licencji >> klik <<).

Guido Gozzano

(ur. 19 grudnia 1883 w Turynie, zmarły 9 sierpnia 1916) – włoski poeta i prozaik. Był przedstawicielem kierunku określanego mianem crepuscolarismo, charakteryzującego się nostalgiczną nastrojowością i oszczędnym stylem. Jego najbardziej znanym dziełem jest tomik I colloqui, wydany w roku 1911. Poeta posługiwał się dystychem, tercyną i meandrem.

Czytaj więcej >>wiki<<