Anna Paszkiewicz – Plosiaczek. Rozdział 8. Torebka

Posłuchaj

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

– Stasieńku, natychmiast wracaj do łóżka! – zawołała babcia, próbując zagonić wnuczka pod pierzynę. Jej rozpaczliwe wołanie było wynikiem podjętej kilka godzin temu próby walki z chorobą Stasia, któremu od dwóch dni dokuczał nieprzyjemny katar i nieco mniej okropna gorączka. Mama, która musiała wyjść na cały dzień, zgodziła się zostawić nas pod opieką starszej pani. Jej zdaniem choroba Stasia nie wymagała specjalnych zabiegów pielęgnacyjnych, bo pomimo podwyższonej temperatury chłopiec miał sporo siły na zabawę. Lekarz, który go badał, miał na ten temat podobną opinię i zabronił jedynie spacerów, przynajmniej do czasu aż gorączka ustąpi. Przepisał jakieś krople do nosa, kazał uważać na przeciągi, ale nie przejął się zbytnio stanem pacjenta, sugerując, że za trzy dni powinien być zdrów jak ryba. Wcale mnie to nie zdziwiło, bo Staś nie wyglądał na bardzo chorego: tryskał energią, a katar przeszkadzał mu jedynie wtedy, gdy wieczorem kładł się do łóżka. Wyższa niż zwykle temperatura nie robiła na nim żadnego wrażenia.
Zrobiła za to wrażenie na babci. Gdy tylko za mamą zamknęły się drzwi, natychmiast wpakowała nas do łóżka, uprzednio ubrawszy wnuczka w ciepłą pidżamę z długim rękawem. Jej zdaniem gorączka na pewno była zwiastunem poważnej i długotrwałej choroby, której w żadnym wypadku nie należało lekceważyć. Jednak za każdym razem, gdy starsza pani wychodziła z pokoju, Staś wyskakiwał spod kołdry, z radością rzucając się w kierunku ulubionych zabawek. Gdy babcia wracała, zaganiała go z powrotem. Wychodzenie spod pierzyny i ponowne lądowanie pod nią (przy pomocy babci) dość szybko zmieniło się w zabawę i zapewne trwałoby do wieczora, gdyby starsza pani nie przyniosła nam w końcu do łóżka zestawu kredek i nowej malowanki, a potem nie poszła do kuchni, by ugotować wielki gar rosołu. Dla kogo? – nie mam pojęcia, bo wszyscy w tym domu wiedzieli, że Staś rosołu nie lubi, a jakiekolwiek próby nakłonienia go do zjedzenia choćby łyżeczki są z góry skazane na niepowodzenie. Prawdę mówiąc, sprawa rosołu szybko przestała mnie interesować, bo babcia zostawiła w pokoju Stasia coś, co koniecznie należało dokładnie zbadać i obejrzeć – swoją torebkę.
Zawartość babcinej torebki od dawna stanowiła wielką zagadkę. Pech chciał, że starsza pani nigdy się z nią nie rozstawała, zabierając ją ze sobą nawet do łazienki. Wszelkie próby otwarcia jej przez Stasia strzegąca swej własności babcia natychmiast udaremniała, a torebka lądowała na wieszaku w przedpokoju, w miejscu niedostępnym dla wnuczka. Nie należy się zatem dziwić, że gdy tylko nadarzyła się okazja zbadania tajemniczej zawartości, natychmiast postanowiliśmy ją wykorzystać.
Na podłogę wypadły kolejno: kolorowa kosmetyczka, której koniecznie należało się bliżej przyjrzeć, telefon, pięć długopisów, zatyczki do uszu, duży notes, portmonetka, kilka małych zapisanych karteczek, chusteczki do nosa, korkociąg, szpulka czarnej nici, trzy pilniczki do paznokci i dwa pudełka z tabletkami. Telefon okazał się wyłączony, a pudełka szczelnie zamknięte, więc nie nadawały się do zabawy. Za to zawartość kosmetyczki wprawiła nas w osłupienie, natychmiast podsuwając nam tysiące pomysłów na jej wykorzystanie. Po pierwsze, babcia trzymała w niej kilka różnych szminek w rozmaitych odcieniach, mniej lub bardziej zbliżonych do różowego, który jest ulubionym kolorem wszystkich prosiaczków. Po drugie, do każdej szminki pasowała kredka, idealna do rysowania w nowej malowance. Po trzecie, w małych pudełeczkach znaleźliśmy coś jakby sproszkowane, suche farbki, do których dołączono niewielkich rozmiarów pędzelki. Obaj wiedzieliśmy do czego mniej więcej służą, bo kilka razy widzieliśmy mamę, jak używała podobnych rzeczy do malowania twarzy. Zestaw do kolorowania, którego zwykle używał Staś, na tle nowych skarbów prezentował się więc raczej skromnie. Nic więc dziwnego, że chłopiec poczuł nieodpartą chęć wypróbowania wszystkich znalezionych przedmiotów.
Wypełnianie konturów malowanki szminką szybko okazało się zajęciem mało interesującym. Ozdabianie poduszki również, choć moim zdaniem nowy różowy wzór ślicznie komponował się z wizerunkiem ziewającego księżyca, który dotychczas samotnie tkwił na poszewce. Prawdziwym wyzwaniem okazało się dopiero umalowanie Stasiowej twarzy, bo żadnemu z nas nie przyszło do głowy, by skorzystać z lusterka. Efekt końcowy różnił się więc znacznie od tego, który uzyskiwała mama, ale przecież nie od razu osiąga się mistrzostwo. Buzia Stasia przypominała zakrwawiony pysk jakiegoś potwora, który zakradł się do pokoju, by nas pożreć. Było to malowidło tak realistyczne, że kiedy babcia do nas zajrzała, by sprawdzić, czy grzecznie leżymy w łóżku, wydała okrzyk pełen autentycznej grozy.
Trudno powiedzieć, jak długo by krzyczała, gdyby do domu niespodziewanie nie wróciła mama, której odwołano jedno z ważnych spotkań. Natychmiast zajęła się i nami, i babcią, przy czym Staś – umyty i wyciągnięty z łóżka – został umieszczony w dużym pokoju z naręczem ukochanych klocków, a starsza pani – na łóżku w sypialni rodziców, skąd nie wyszła aż do wieczora. Nagła niemoc babci wzbudziła mój niepokój, zostałem więc w dziecięcym pokoju na wypadek, gdyby choroba była zaraźliwa. I chyba rzeczywiście była, bo następnego dnia Stasiowi spadła temperatura, a babcia nie pokazała się u nas przez kolejne trzy dni, czyli dokładnie tak długo, jak przewidywał lekarz.

Anna Paszkiewicz na #TataMariusz

Anna Paszkiewicz

Autorka kilkudziesięciu książek dla dzieci (m.in. Abstrakciki; Marzenie; Detektyw Bzik; Pafnucy, ostatni smok; Coś i nic; Prawy i lewy; Trzy życzenia). Na stałe współpracuje z czasopismem dla dzieci niewidomych i niedowidzących Promyczek. Od lat organizuje w przedszkolach i szkołach spotkania promujące czytelnictwo. Uwielbia podróże, truskawki, malarstwo abstrakcyjne i wędrówki po górach, podczas których ładuje swoje „pisarskie baterie”. To właśnie tam, w ciszy i z dala od zgiełku miasta do głowy przechodzą jej najdziwniejsze literackie pomysły…

Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Dowiedz się więcej ? klik.