Anna Paszkiewicz – Plosiaczek. Rozdział 7. Sweterek

Posłuchaj

Subskrybuj!

#TataMariusz na Spotify

Spotify

#TataMariusz na Apple Podcasts

Apple Podcasts

#TataMariusz na Google Podcasts

Google Podcasts

#TataMariusz na YouTube

YouTube

#TataMariusz na Podcast Addict

Podcast Addict

#TataMariusz na Player FM

Player FM

Przeczytaj

– Brrr, ale zimno! –oznajmiła na powitanie babcia, która tego dnia umówiła się z mamą na małe zakupy. Starsza pani nie miała prawa jazdy i postanowiła skorzystać z okazji, że wybieramy się do dużego centrum handlowego położonego na obrzeżach miasta. Mieliśmy jechać we czwórkę, bo Stasiowi trzeba było kupić nowe spodnie i cieplejszą bluzę. Za oknem wiało, padało, więc o spacerze nie było mowy. Tym bardziej ucieszyła nas wieść o planowanej wyprawie. I ja, i Staś uwielbialiśmy jazdę samochodem, bo mama mówiła wtedy takie śmieszne rzeczy, jak: „niech sobie wsadzi ten klakson w nos!” lub „pędziwiatr się znalazł!”, a czasem nawet pokazywała na palcach różne tajemne znaki, które zapewne znają tylko piraci drogowi. Oczywiście mówiła nie do nas, ale do pozostałych kierowców, którzy zawsze zajeżdżali jej drogę albo nie potrafili zrozumieć, że komuś może się nigdzie nie spieszyć.
– Idź się przebrać, a ja pomogę Stasiowi – zaproponowała babcia, rozpinając płaszcz i ściągając buty. Jej czerwony od wiatru nos wyglądał jak choinkowa lampka, co bardzo nam się obu spodobało, bo babcia przypominała trochę klauna. Klaun kojarzył nam się z zabawą, więc chociaż Staś nie przepadał za ubieraniem, to babciny nos sprawił, że pogodził się z nielubianą czynnością.
– Ubrania są na tapczanie – zawołała mama, zamykając się w łazience. Podreptaliśmy za babcią do pokoju, gdzie leżały uprzednio przygotowane rzeczy, w tym nasza ulubiona bluza z dinozaurem. Babcia miała jednak swoje zdanie na temat tego, co Staś powinien na siebie włożyć. Schowała wszystko do szafy, wyciągając cieplejsze spodnie i bardzo gruby sweterek, który podarowała wnuczkowi podczas ostatniej wizyty.
– Babcia nie pozwoli, żebyś się przeziębił, Stasieńku – oznajmiła. – Strasznie dziś wieje, a musimy przecież dojść do samochodu. Chodź do mnie, pomogę ci się ubrać.
Z niemałym zdziwieniem popatrzyłem na przygotowane przez nią rzeczy – wyglądało na to, że wybieramy się nie na zakupy, lecz na biegun. Była dopiero jesień i na dworze na pewno nie panował jeszcze mróz, a garaż, w którym stał samochód, znajdował się w podziemiach budynku, więc nawet nie trzeba było wychodzić na zewnątrz. O ile pamiętałem, centrum handlowe też miało podziemny parking. Troszkę się jednak przestraszyłem, że zima nadeszła znienacka, a ponieważ babcia posadziła mnie na parapecie (kiedy już udało się jej wydrzeć mnie z rączek Stasia), na wszelki wypadek wyjrzałem za okno. Owszem, trochę szarpało drzewami, ale śniegu, a nawet szronu nigdzie nie było widać.
– A teraz druga nóżka – zakomenderowała babcia, która zdążyła się już mocno zasapać. Staś nie miał najmniejszej ochoty współpracować, choć zwykle radził sobie całkiem nieźle z samodzielnym wkładaniem niektórych rzeczy. Zwłaszcza wtedy, gdy gdzieś mu się bardzo śpieszyło. Kłopot miał z guzikami i zamkami błyskawicznymi, ale tu zawsze mógł liczyć na pomoc mamy. Ze zgrozą zobaczyłem, że pierwsza nóżka tkwi w ciepłych kalesonkach, które najwyraźniej babcia postanowiła zmieścić pod jeszcze cieplejszymi spodniami. Bierność Stasia wydała mi się w tej sytuacji uzasadniona: grubo ubrany człowiek nie powinien się ruszać, jeśli nie chce się przy tym spocić.
Po kalesonkach przyszła kolej na sweterek, po włożeniu którego Staś wyglądał jak gruby, okrągły bałwanek. Zanim babcia zdążyła sięgnąć po spodnie, cierpliwość mojego przyjaciela najwyraźniej się skończyła, bo podjął próbę oswobodzenia się ze swej wełnianej zbroi. Próba zakończyłaby się powodzeniem, gdyby nie czujność babci, która zdążyła zatrzymać sweter w połowie drogi. Uwięziony w tonie wełny Staś, nie mogąc się swobodnie poruszyć, zmuszony był poczekać, aż babcia ponownie nałoży na niego grubą odzież.
– Stasieńku, nie wolno. Zaraz przyjdzie mama, a chyba nie chcesz, żeby musiała na nas czekać. Jeszcze tylko spodenki i możemy iść po kurteczkę. – Mina babci wyraźnie wskazywała na to, że nie zamierza się tak łatwo poddać. Przytrzymując Stasia jedną ręką, drugą próbowała sięgnąć po spodnie, które zsunęły się na podłogę.
– Siedź grzecznie – poprosiła, na moment puszczając wnuczka. Ten natychmiast skorzystał z okazji i uciekł na drugi koniec pokoju, ponownie próbując się rozebrać.
Upór starszych pań potrafi być jednak zadziwiająco niezłomny, zwłaszcza gdy chodzi o dobro wnuków. Pogodzony ze swym losem Staś zmuszony był w końcu ustąpić, a ogromnie zmęczona szarpaniną babcia z dumą zaprowadziła nas do przedpokoju, gdzie czekała gotowa do wyjścia mama. Na widok syna zamarła, a potem bez słowa chwyciła go za rękę, obdarzając babcię spojrzeniem, od którego nawet mnie zrobiło się gorąco. Kiedy wrócili, Staś nie przypominał już grubego bałwanka, ale szczęśliwego chłopca, który wreszcie może się poruszać, nie ryzykując, że się z gorąca roztopi.
– Przecież on zmarznie w tej cienkiej bluzie – stwierdziła babcia, ale tym razem jej głos nie brzmiał zbyt stanowczo. Mama nic nie odpowiedziała, tylko podprowadziła nas wszystkich do kuchennego okna, za którym świat zmienił się nie do poznania. Deszcz i wiatr ustąpiły, a zza chmur zaczęło wyglądać słońce, malując na niebie piękną i kolorową tęczę.
– Cóż… no to może już… chodźmy – zaproponowała zakłopotana babcia, a ja na widok tych wszystkich wspaniałych kałuż pomyślałem, że może jednak później pójdziemy na krótki spacer. Staś najwyraźniej pomyślał o tym samym, bo uśmiechnął się od ucha do ucha i pognał przed siebie, zadowolony, że znów może swobodnie biegać. Sweterek został w szafie i ku naszej radości nigdy więcej nie został założony, bo zanim zrobiło się wystarczająco zimno, Staś zwyczajnie zdążył z niego wyrosnąć.

Anna Paszkiewicz na #TataMariusz

Anna Paszkiewicz

Autorka kilkudziesięciu książek dla dzieci (m.in. Abstrakciki; Marzenie; Detektyw Bzik; Pafnucy, ostatni smok; Coś i nic; Prawy i lewy; Trzy życzenia). Na stałe współpracuje z czasopismem dla dzieci niewidomych i niedowidzących Promyczek. Od lat organizuje w przedszkolach i szkołach spotkania promujące czytelnictwo. Uwielbia podróże, truskawki, malarstwo abstrakcyjne i wędrówki po górach, podczas których ładuje swoje „pisarskie baterie”. To właśnie tam, w ciszy i z dala od zgiełku miasta do głowy przechodzą jej najdziwniejsze literackie pomysły…

Wszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie utworów w jakiejkolwiek formie bez zgody autora będzie rodziło skutki prawne na podstawie ustawy z dn. 4 lutego 1994 r. o Prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Dowiedz się więcej ? klik.